Reklama

Wywiad z ks. Mikołajem Mrozem. Co teraz robi emerytowany proboszcz bazyliki?

Nowiny Nyskie
14/01/2024 10:50

Nie nudzę się. Mam ręce pełne roboty…... zdradza „Nowinom Nyskim” emeryt ks. prałat Mikołaj Mróz, który w Nysie spędził 50 lat. Najpierw jako student Wyższego Seminarium Duchownego, potem w tej placówce jako wychowawca kleryków i ich ojciec duchowny a przez kolejne 35 lat – proboszcz parafii św. Jakuba i św. Agnieszki. 

„Nowiny Nyskie”: Minęły dwa lata jak ks. prałat jest na emeryturze. Jak minął księdzu ten czas?
Ks. Mikołaj Mróz: - Jest taka zasada przepisów kanonicznych, że gdy ksiądz ukończy 70. rok życia to może pójść na emeryturę. To zależy od księdza biskupa i od danego księdza. A kiedy skończy 75 lat to już musi. Księża mają emeryturę zabezpieczoną przez diecezję – jest Diecezjalny Dom Księży Emerytów w Opolu i Nysie na ul. Bramy Grodkowskiej. Tam otrzymuje się małe mieszkanko i pełne utrzymanie. Albo idzie się na emeryturę tak jak ja, do swojego rodzinnego domu. 
Pochodzę z miejscowości Staniszcze Wielkie, powiat Strzelce Opolskie. Rodzice zmarli, rodzeństwo wyjechało za granicę, dom stał dosyć długo pusty, ja go urządziłem i zamieszkałem w nim.

- Co Ksiądz porabia w tym dużym domu?
- Jako emeryt zasadniczo nie mam żadnych obowiązków diecezjalnych, parafialnych, czy innych. A ponieważ jestem na chodzie i nie znoszę siedzenia na krześle, to wciąż chcę ewangelizować. Zdobyłem tyle wiadomości, tyle doświadczenia pasterskiego, że chcę się tym dzielić. Pomagam przede wszystkim proboszczowi w parafii w Staniszczach Wielkich. Sąsiednie Staniszcze Małe nie mają proboszcza i są obsługiwane przez parafię Staniszcze Wielkie - tam też pomagam. W tej okolicy proboszczowie to są moi wychowankowie z Wyższego Seminarium Duchownego w Nysie. Znają mnie i zapraszają, a to z kazaniem odpustowym, a to na rekolekcje wielkopostne, a to rekolekcje adwentowe, a to jakaś uroczystość. Tak, że mam ręce pełne roboty. (śmiech)

- To chyba dobrze, bo nie ma czasu na nudę?
- Bardzo dobrze! Nie mogę się odgonić, mój kalendarz jest pełny. Czasami jednak mam z nim kłopot. Na kalendarzu, na biurku śpi mój kot Luna i czasami go zrzuci. A mój młody pies Karat – terier irlandzki, wyrywa kartki. Potem nie wiem, gdzie mam odprawiać mszę św. (śmiech). Na szczęście mam jeszcze listę. 

- Ksiądz prałat miał pasję podróżniczą. Jako młody ksiądz nawet rowerem docierał do dalekich krajów…
- …Tak, całą Europę zjechałem rowerem.
- Na emeryturze Ksiądz też podróżuje? Niekoniecznie rowerem, ale tak w ogóle?
- Niestety, przyplątała mi się choroba, od 5 lat jestem onkologicznym pacjentem. Miałem trzy operacje onkologiczne, jestem 4 lata na chemioterapii i na radioterapii. Wszystko powiodło się bardzo dobrze, zasadniczo jestem już wyleczony.

- To super! Bardzo się cieszymy!
- Operacje, chemioterapia mnie nie osłabiają, nie mam ubocznych skutków. Czasami tylko jakiś wyprysk na twarzy od jednego z lekarstw. Jednak i tak już na podróże się nie wybieram.

- Tak? A fiordy norweskie?
- Ach tak! Dwa lata temu z przyjaciółmi z Nysy rzeczywiście byłem na fiordach w Norwegii. Ale to wycieczka dla starszych panów, dla emerytów (śmiech). Bardzo ładnie było. Na taką wycieczkę jeszcze bym pojechał. Jednak na wyprawę do Lourdes przez pół Europy, jaką miałem w 1979 roku, już bym nie dał rady. W 1977 r., kiedy byłem ojcem duchownym w seminarium nyskim, powiedziałem sobie: „Muszę poznać podstawy kultury europejskiej”. Wsiadłem na rower i razem  kolegą pojechaliśmy do Grecji.

- Fascynujące! Gdzie jeszcze Ksiądz był?
- Dwa lata wcześniej w 1975 roku był Rok Święty w Rzymie. Wtedy też byliśmy tam rowerami, w tym samym składzie. To były moje trzy największe wyprawy rowerowe. Poza tym (ale już nie rowerem) byłem osiem razy w Ziemi Świętej. Mogę nawet dać się wynająć jako przewodnik (śmiech).

- Wyprawy rowerowe chyba wymagały przygotowania, np. zorganizowania noclegów?
- Nie było organizowania noclegów na plebaniach. Zabieraliśmy namiot i nocowaliśmy na kampingach. Byliśmy samowystarczalni, mieliśmy kocher, na którym gotowaliśmy herbatę do posiłków. Kiedy wjeżdżaliśmy do krajów winonośnych to wyrzucaliśmy kocher - do picia było wino, rozcieńczane z wodą, którym wieczorem uzupełnialiśmy w organizmie niedobór wody po męczącym dniu jazdy. To były przepiękne wyprawy, bo poznawało się świat bezpośrednio, nie zza szyb autokaru czy samochodu. Pomalutku się jechało i poznawało się dogłębnie kraje.

- Wspomniał ks. proboszcz o Ziemi Świętej. Teraz blisko Jerozolimy leje się krew, giną ludzie…
- Tak niestety… To jest bolesne. Do Gazy z Jerozolimy nie jest daleko, to dawne ziemie filistyńskie, których Żydzi nigdy nie zdobyli. Ziemia Święta to jest taki mały pasek ziemi nad wybrzeżem Morza Śródziemnego. Izrael zdobył podmiotowość państwową. Jedni byli temu przeciwni, jak Anglicy. Inni byli skłonni uznać argumenty Żydów, no bo przecież holocaust... Żydzi zbudowali tam technicznie niezwykle wysoko postawione państwo. Oni w tym malutkim Izraelu mają przecież broń atomową. W Izraelu jest 6-7 mln ludzi, z tego najwyżej 1/3 jest wierzących, a reszta nie. Mają tam też około 400 tysięcy Arabów, którzy mają obywatelstwo izraelskie i są wierni państwu izraelskiemu - prowadzą tam „święty” handel. To taki paradoks. Wokół Izraela są państwa, takie jak Syria, Afganistan, Egipt itd. W nich mieszka około 300 mln islamskich Arabów, którzy przysięgają na swoje konstytucje, że Żydów należy zepchnąć do morza i utopić. Żydzi czują się osaczeni, dlatego się zbroją, mają obowiązkową służbę wojskową, również dla kobiet.
Paradoksów jest tam niezliczona ilość. Na przykład w centrum starej Jerozolimy jest wysokie wzgórze świątynne, gdzie stała świątynia Salomona i potem okazała świątynia Heroda. Została ona zrównana z ziemią po powstaniach żydowskich ok. 70 roku po Chrystusie i już nigdy nie powstała na nowo. Został tylko ten słynny mur płaczu, przy którym Żydzi się modlą. Nikt z prawowiernych Żydów nie wszedłby jednak na dziedziniec tego wzgórza świątynnego. Dlaczego? Bo nie wiedzą, gdzie było miejsce święte świętych, gdzie stała Arka i nie chcą nogami na nie nastąpić. Na górze natomiast mają dwa największe meczety Arabowie! Jeszcze w latach 80. mogłem do nich wejść. W tej chwili Arabowie przepędzają niewiernych. Żydów nie muszą, bo oni tam nie postawią nogi, by nie nadepnąć na miejsce święte świętych. To są paradoksy!

- Ale serce boli, że się krew leje, ludzie giną.
- Oczywiście. I zasadniczo kiedy się na to patrzy z politycznej perspektywy, to nie ma tam sposobu na jakiekolwiek rozwiązanie.

- Trudny temat... Wróćmy do życia Księdza prałata. Okres Bożego Narodzenia był w bazylice w Nysie dla Księdza bardzo pracowity.
- To był nieprzeciętnie wytężony czas duszpasterskiej pracy. 5-6 dni przed Wigilią było spowiadanie od godz. 6 do godz. 12, potem od 13 do 20. Zapraszaliśmy księży z okolicznych wiosek, bo ludzie z wiosek też przyjeżdżali do nas się spowiadać. Potem przychodziły święta: trzy dni, mnóstwo ludzi, bo nie było wtedy parafii św. Piotra i św. Pawła, a w parafii mieszkało 20 tys. ludzi. Trzeba było przygotować kazania. Miałem taką ambicję, żeby na święta Wielkanocy i Bożego Narodzenia brać wszystkie kazania: zarówno w pierwszy, jak i w drugi dzień świąt. No, bo proboszcz powinien wtedy głosić Słowo Boże.

- Nie brakuje Księdzu nyskiej atmosfery z bazyliki? 
- Nie. Mam życie zorganizowane. Wyznaczam sobie pewne cele i zadania, i je realizuję. To mnie satysfakcjonuje. Codziennie jestem na roratach (przyp. aut. wywiad przeprowadzono 18 grudnia 2023 r.), nie tylko w Staniszczach Wielkich, ale też w Kolonowskim, Grodzisku czy w okolicznych parafiach. Czuję się czasem trochę eksploatowany, ale pozwalam na to. Dzięki temu czuję się spełniony. Nie jestem takim psychologicznym typem, że siedzę i narzekam, albo zamykam się w sobie czy zamykam się na otoczenie. Nie! Jestem otwarty i mam ogromną satysfakcję, bo przeżywam adwent, bo jestem na roratach... Czasem sam je odprawiam, czasem przy boku proboszcza w jednej czy drugiej parafii. W wigilię Bożego Narodzenia w niedzielę o 9 mam mszę św. w Grodzisku. Wcześniej będę spowiadał tu w Staniszczach i w Kolonowskim. Mam też pasterkę w Staniszczach Małych. Wszystko mam zaplanowane. Psychologicznym językiem o takich typach jak ja mówi się „zadaniowiec”. Stawiam sobie zadania i je wypełniam, a one przynoszą mi satysfakcję.

- Ale nutka nostalgii za Nysą jest?
- Widzi pani, ja sam się sobie dziwię, ale... nie ma nutki nostalgii.

- Ooo? Może dlatego, że nie ma Ksiądz na nią czasu, bo ma tyle zajęć?
- Może tak. Ale jak powiedziałem, ja przyjmuję i akceptuję to, co jest. Teraz jest emerytura - taki etap życia i już. W Nysie wśród znajomych raz na miesiąc jeszcze prowadzę katechezę dla dorosłych. Kiedyś była ona w mieszkaniach, a teraz za zgodą nowego proboszcza jest w dużej, odnowionej sali przy parafii. W niedzielę 17 grudnia na katechezę przyszło ponad 30 osób. Kolejna będzie 21 stycznia. W Staniszczach też zaproponowałem proboszczowi, żeby prowadzić taką katechezę. I proszę sobie wyobrazić, w wiosce, która nie przekracza tysiąca mieszkańców, przychodzi od 15 do 20 osób, dwa razy w tygodniu. Ja tak rozumiem swoją powinność – zdobyłem dużo doświadczenia, dużo wiedzy duszpasterskiej i teologicznej, więc nie mogę tego zamykać jak w sejfie. Muszę się tym dzielić. I szukam okazji, by to robić.

- Wróćmy do Wigilii. Gdzie Ksiądz ją spędza?
- Proboszcz sąsiedniej parafii, który jest zaangażowany w opiekę nad domami dla bezdomnych, urządza kolację dla biednych, bezdomnych. Ja się dołączam do tego.

- Ks. proboszcz wychował się w Staniszczach Wielkich. Czy są tam jeszcze ludzie, którzy znali Księdza jako dziecko?
- Oczywiście, znają mnie bardzo dobrze. Choć jest pewien problem, bo mnie 50 lat w Staniszczach Wielkich nie było. Stare rody wymarły, a wżenili się w nie inni i są inne nazwiska. Mówię np. o tam Potykowie mieszkali i słyszę: „Nie tamten nie nazywa się Potyka, bo przyżenił się nowy”. Muszę powoli wszystkich poznawać. (śmiech)

- Mamy teraz czasy chaosu, wojen, a przy tym coraz więcej Polaków odchodzi od wiary katolickiej. Czego Ksiądz się spodziewa po 2024 roku – dla świata, dla kraju i dla siebie?
- Myślę, że te zjawiska negatywne co do wiary chrześcijańskiej będą się pogłębiać. Tak na chłopskie oko, taki szeregowy katolik chrześcijanin ma ze sprawą wiary do czynienia w ciągu tygodnia przez jedną godzinę, jeżeli idzie do kościoła. A potem cały czas ma rympał medialny zupełnie innych idei, zupełnie innych postaw życiowych. Trzeba być bardzo uodpornionym, żeby zachować postawę chrześcijańską i umieć wybrać właściwe ziarno, a nie plewy, które nam świat otaczający ukazuje. Dużo myślę o tym, co pisze się w różnych czasopismach – katolickich i innych, że młodzież masowo odchodzi od religii. No, nie wiem, czy tak jest. Tu na małych parafiach widzę dużo młodych mam z dziećmi na roratach i młodych małżeństw na mszy św. Z młodzieżą zawsze był trudny czas, jest ten czas „wichrów i naporów”, gdy młodzież idzie na rympał a potem kiedyś wraca.

- W małych miejscowościach może ludzie nie odchodzą od wiary, ale w dużych, chyba nie jest różowo. - Opowiadała mi młoda mama z Wrocławia, że w pierwszej klasie wszystkie dzieci chodziły na religię, ale już w drugiej połowa rodziców je wypisała. Dzieci nie przyjęły I Komunii św., ale rodzice urządzili im przyjęcia, aby dzieci mogły się pochwalić prezentami w szkole. Syn tej znajomej z piątej klasy wrócił ze szkoły z płaczem. Oznajmił, że nie będzie chodził na lekcje religii, bo… w klasie się śmieją i mu dokuczają.

- To chyba jest problem?
- Na pewno jest inaczej w wielkich miastach. Zresztą w Nysie było podobnie – dzieci były w kościele do czasu I Komunii św. a potem były pustki. Mnie się wydaje, że dużo pracy trzeba ze strony księży, ale też i rodziców. Chociaż są rodzice, którzy żyją w wierze i tak wychowują dziecko, a ono naraz mówi: „Nie wierzę!”. To jest ten okres „Niebo w płomieniach”, co znamy z literatury (przyp. aut. powieść Jana Parandowskiego, gdzie ukazany jest proces utraty wiary w Boga u dorastającego chłopca) Trzeba być cierpliwym i widzieć to w dłuższym dystansie. W powieści to niebo przestaje płonąć i młodzi ludzie zaczynają szukać porządnej strawy życiowej. I tak będzie! 

- Wlał Ksiądz tymi słowami nadzieję w niejedno serce rodziców zmartwionych odejściem ich dzieci od Pana Boga i pokrzepił nas chrześcijan, że ten okres obudzenia młodych kiedyś przyjdzie.
- Tak będzie, trzeba tylko cierpliwie czekać, modlić się, nie narzekać, nie krzyczeć, nie wyzywać młodych od bezbożników itd. Przyjdzie im więcej rozumu, emocje otrzymają właściwe cugle i oni wrócą!

- A czego Ksiądz oczekuje w 2024 r. dla naszego kraju, zwłaszcza po ostatnich zmianach. Nie naciągam Księdza na polityczne dyskusje, ale tak ogólnie?
- Ależ ja byłem i jestem zawsze człowiekiem politycznym. Tylko miałem dyscyplinę, że nigdy się z tym nie wywnętrzałem publicznie. Oczywiście mamy bardzo ciekawe czasy, ale zarazem nieciekawe. Mnie się wydaje, że zaplecze intelektualne, zaplecze kulturowe tych nowych jest bardzo kiepskie, bardzo płaskie. Wydaje mi się, że poprzednia ekipa miała jakieś takie większe zakorzenienie kulturowe, powiedziałbym nawet ojczyźniane.
W Nysie miałem zawsze msze św. w intencji Ojczyzny z okazji 3 Maja i 11 Listopada. To były dla mnie najtrudniejsze kazania, musiały być porządne i wypływać z katolickich nauk społecznych. Aktualni burmistrzowie czy starostowie dziękowali mi mówiąc: „ksiądz nas wprowadza w katolicką naukę społeczną”. Ta nauka to jest coś bardzo ważnego. Czasy, jeśli chodzi o sferę polityczną i zewnętrzną, są trudne. Ta dojrzałość polityczna, społeczna naszych rządzących, czy tych na wysokich stołkach, czy na niższych, czasami jest byle jaka.

- Jest nadzieja jednak, że się wszystko ułoży, że rodziny i znajomi przestaną się kłócić o politykę?
- Oczywiście. To jest też długi proces wychowania do ról społecznych tych osób, które do nich idą. Zawsze mi się podoba modlitwa z 11 Listopada – z Dnia Niepodległości, gdzie modlimy się do Pana Boga o rozum dla rządzących i uczciwość dla obywateli. Bo mogą być uczciwi obywatele, ale jeśli rządzący będą nierozumni, to nic z tego nie wyjdzie. I mogą być najbardziej szlachetni i rozumni rządzący, ale jak obywatele będą bez etyki, to też nie wyjdzie. O tę harmonię nieustannie trzeba się modlić. I trzeba być dobrej myśli.

- Ksiądz jest znany nie tylko byłym parafianom, ale całej społeczności Nysy. Proszę Księdza prałata na koniec o słowo od siebie do nysan na ten nowy 2024 rok.
- Jest stara kolęda: „Nowy Rok bieży, w jasełkach leży”. Można powiedzieć, że tym Nowym Rokiem, tym czasem nam dawanym, jest Pan Jezus. Ze swoją łaską, ze swoim błogosławieństwem. Jego trzeba się trzymać, żeby w perspektywie naszego życia indywidualnego czy społecznego był Pan Jezus, żeby było Betlejem. Jezus przyszedł, aby naszą ludzką naturę naprawić. I rzeczywiście naprawił. Tego właśnie się trzeba trzymać! Perspektywą naszego życia społecznego i indywidualnego powinien być Pan Jezus, Słowo Boże. 

- Bardzo dziękuję za te słowa i za rozmowę. Życzymy Księdzu prałatowi dużo łask Bożych oraz dużo zdrowia - proszę dalej się tak trzymać i nie poddawać chorobie!
- Absolutnie (śmiech). Bardzo dziękuję.
 Rozmawiała Danuta Wąsowicz-Hołota
 
    

 


 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Św. Andrzej - niezalogowany 2024-01-14 18:11:11

    Ksiądz proboszcz wprawdzie dał mi mały powód do niezadowolenia, bo zapomniał przekazać mój tzw. akt apostazji do parafii w której mnie ochrzczono, ale nic to. Najważniejsze że mam egzemplarz z podpisem księdza i z pieczęcią. To w zupełności mi wystarczy. Zaś księdzu proboszczowi życzę zdrowia i takiego jak dotąd nieustającego optymizmu.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Pp. Piotr II - niezalogowany 2024-01-15 09:22:15

    Brawo!

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Kaziu - niezalogowany 2024-01-14 19:24:07

    Masz się czym chwalić?Tak jak ksiądz proboszcz mówi,nadejdzie taki czas że powrócą i ja panu tego życzę i życzę wszystkim,którzy pochopnie odchodzą od Pana Boga od kościoła. To nie dobra droga! To zła droga. Takich ludzi mi bardzo żal ,bo wiem co mówię . Naprawdę. Bardzo żal.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Św. Andrzej - niezalogowany 2024-01-15 16:18:19

    Nie chwalę się. Natomiast odczuwam niekłamane zadowolenie, że formalnie jestem poza tą tzw. wspólnotą. Ksiądz proboszcz zapewne jest na swój sposób bardzo przyzwoitym człowiekiem, choć tego akurat nie dał mi odczuć w czasie naszej rozmowy. Nie będę ukrywał, że zastanawia mnie, jak ksiądz proboszcz obecnie widzi swoje życie, którego co najmniej połowę poświęcił organizacji, którą wprost nieprawdopodobnie upodlili, że tak to nazwę, jego koledzy po fachu. Ale nie będę w tej kwestii nazbyt dociekliwy.

    • Zgłoś wpis
  • ~~ - niezalogowany 2024-01-16 19:05:14

    Ale ciekawe jest to że mieszkając w Nysie 50 lat nie odczuwa nostalgii za miastem, wygląda że się męczył tutaj, zsyłka, delegacja , czy jak to nazwać.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Wiernz - niezalogowany 2024-02-04 18:05:42

    Postać złożona, podzielona i sama sobie przeciwna.Przez większość swojej posługi głosił wybitne kazania ,ale jak ambonę zmienił w mównice partyjną to ostetacyjnie wyszlam z kazania i już nigdy nie słuchałam tego Pana.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do