Reklama

Żeby Nadia mogła biegać jak inne dzieci...

Nowiny Nyskie
22/11/2020 10:29

W internecie pojawił się apel o zbiórkę pieniędzy dla chorej 6-letniej Nadii Sowińskiej. Dziewczynka cierpi na chorobę o bardzo skomplikowanej nazwie - przewlekła zapalna demielinizacyjna polineuropatia. Dla niej oznacza to ból, ciągłe pobyty w szpitalu, a przede wszystkim trudności z poruszaniem się.  

Coraz słabsza
Chociaż Nadia mieszka wraz z rodzicami w Wiśle Małej, ale jej mama Barbara Wróbel-Sowińska pochodzi ze Skoroszyc. Nadia ma teraz sześć lat, a rodzice dowiedzieli się o jej chorobie trzy lata temu. - Nasza córka cierpi na niedowład kończyn dolnych, z czasem coraz gorzej się porusza. Nadia na początku chodząc i bawiąc się, zaczęła się niespodziewanie potykać. Działo się to nawet wtedy kiedy szła po równej nawierzchni - opowiada mama dziewczynki Barbara Wróbel-Sowińska. - Zaczęliśmy jeździć od lekarza do lekarza, w tym do neurologów, bo z takich badań jak prześwietlenia czy morfologia nic nie wynikało. Tymczasem Nadia była coraz słabsza. W końcu skierowano nas do szpitala w Katowicach - dodaje.


Wróciła na kolanach
Wieczorem poprzedzającym wyjazd do szpitala w domu państwa Sowińskich wydarzyło się coś strasznego. - Nadia poszła do swojego pokoju po zabawki, które chciała ze sobą zabrać na drogę - kontynuuje pani Barbara. - Córka była już wtedy bardzo słaba. Wróciła do mnie... czołgając się na kolanach, bo nie miała siły wstać - dodaje mama dziewczynki.Podczas wstępnej diagnozy podano przypuszczalne schorzenie, na które może cierpieć Nadia. Okazała się ona jednak błędna. - Byłyśmy w szpitalu miesiąc, w czasie którego wykonywano córce wiele badań. Po miesiącu wyszłyśmy ze szpitala. Jednak kiedy leki przestały działać, po ok. tygodniu wróciłyśmy z powrotem do szpitala, bo stan Nadii był taki jak przed szpitalem. Ordynator oddziału, na który trafiłyśmy nie wierzył, że tak się dzieje. Zawieziono nas więc do Warszawy i tam dopiero padła diagnoza - polineuropatia. Jak żyjemy z tą chorobą? Praktycznie co miesiąc wracałyśmy do szpitala. Kiedy nasze dziecko nie mogło wejść po schodach, a w końcu upadało na kolana to wiedzieliśmy, że leki przestały działać i musimy jechać do Warszawy. Nadia spędzała w szpitalu zarówno Święta Bożego Narodzenia jak i urodziny. Na miejscu przez cztery dni podawali Nadii kolejną dawkę leku i piątego nas wypuszczano. Po jakimś czasie lek zmieniono stwierdzając, że nowy - chociaż ma negatywny wpływ na inne organy - to będzie dłużej działał jeśli chodzi o poprawę jej stanu w chorobie - dodaje matka dziewczynki. 
Najgorsze jest to, że lekarze nie dają pewności, że podawanie Nadii sterydów przyniesie stałą poprawę. Rodzina dziewczynki zdecydowała się więc zabiegać o możliwość podania Nadii komórek macierzystych. Do zabiegu miałoby dojść w Tajlandii. Ok. miesięczny pobyt z przelotem i przede wszystkim z kosztami leczenia oszacowano na niespełna 200 tys. zł. - Do Tajlandii wysłaliśmy przetłumaczoną na język angielski dokumentację medyczną przebiegu choroby i praktycznie oni na nas czekają w każdym momencie. Terminu wyjazdu jednak nie ma. Chcieliśmy lecieć w styczniu, ale z wiadomej przyczyny epidemiologicznej nie polecimy, bo nawet gdyby udało się tam dotrzeć to nie wiadomo jak będzie z powrotem. Gdybyśmy teraz zdecydowali się na wyjazd musielibyśmy spędzić dodatkowe dwa tygodnie na kwarantannie, a to są kolejne ogromne koszty - dodaje mama dziewczynki.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do