
Zmarła najstarsza mieszkanka gminy Łambinowice - Julia Błaszczyszyn z Mańkowic. Pani Julia 15 października skończyłaby 104 lata. O życiu pani Julii pisaliśmy w momencie, gdy obchodziła hucznie swoje piękne, setne urodziny. Ona sama nie marzyła wtedy o niczym innym jak o tym, by w swojej głębokiej wierze pomodlić się w kościele, bo całe życie prowadził ją Bóg.
Pani Julia urodziła się w powiecie Trembowla w województwie tarnopolskim. Jej rodzice zajmowali się rolą. Kiedy ojciec został zwerbowany do udziału w I wojnie światowej na świecie były już jego nastoletnie dzieci - córka i syn oraz malutka wówczas Julcia. Jej ojciec zmarł ok. 1920 roku. Mimo że było to tyle lat temu ona wspominała ludzi, którzy opłakiwali śmierć jej ojca i księdza, który podszedł wówczas do niej i powiedział: "Niech Pan Bóg się Tobą opiekuje...".
Wdowie z dziećmi nie było łatwo. Kiedy mała Julia nieco podrosła wzięła ją do siebie ciocia, która nie miała dzieci. Pani Julia nie osiągnęła u wujostwa nawet wieku dorosłego kiedy w krótkim odstępie czasu najpierw umarł wujek, a potem ciocia. Wkrótce po tym jak wyszła za mąż jej mąż poszedł na wojnę, a ona została sama z ciężką pracą na roli. Pani Julia podkreślała podczas naszej rozmowy jak trudno było jej - młodej kobiecie podczas okupacji sowieckiej. Nie było jednej spokojnie przespanej nocy. Cały czas napadali i rabowali. Ona sama dwa razy o mały włos nie zostałaby zastrzelona. Kiedy wojna się skończyła do domu wrócił mąż pani Julii. Nie było im jednak dane od nowa budować swojego życia, mimo że doczekali się dziecka - córeczki Janci.
Rodzina pani Julii podzieliła los Polaków na wschodzie i została zmuszona do opuszczenia swoich domów, pozostawienia dorobku życia i wyjazdu w nieznane - na zachód. Wraz z mężem i córeczką pani Julia zamieszkała we Włodarach. Wkrótce jednak jej maż umarł zostawiając ją z dwuletnią córeczką. Niecałe trzy lata od śmierci Macieja umarła Jancia. Miała pięć lat, kiedy zachorowała na zapalenie opon mózgowych. Pani Julia została zupełnie sama - sama w życiu, sama z obowiązkami. Po pewnym czasie wyszła za mąż po raz drugi. Po latach przyszła kolejna tragedia. Jej maż zachorował – amputowano mu jedną, a potem drugą nogę. W opiece nad mężem pani Julii pomagała córka. - Mam bardzo dobre dziecko. Bardzo żałuję, że w życiu nie doczekałam się więcej potomstwa. Dobrze mieć więcej dzieci, bo rodzeństwo jest bardzo ważne – mówiła.
Portrety obu mężów - tak samo jak i zmarłej córeczki - wisiały na ścianie mieszkania pani Julii. Mimo upływu lat wszyscy cały czas byli w jej sercu… Teraz są już razem.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie