
Telewizory doniosły że zabrakło już pieniędzy na leczenie chorych i szpitale albo lecząc ludzi zadłużają się – licząc, że w przyszłym roku NFZ odda im pieniądze za tzw. „nadwykonania” albo odsyłają chorych na raka do innych placówek.
W tym samym czasie minister finansów Jacek Vincent Rostowski zmienia klasyfikacje zadłużenia, żeby nie przekroczyć tzw. „progów ostrożnościowych” i nie być zmuszonym do zastosowania drastycznych oszczędności w finansach publicznych. Jednocześnie tzw. „obsługa długu publicznego” kosztuje już budżet państwa ponad 43 mld zł czyli mniej więcej niż rząd Tuska zyskał na prywatyzacji przez ostatnie 3 lata rządów.
Załamanie światowej gospodarki oczywiście dotrze jak tsunami i do „zielonej wyspy” Donalda Tuska, której „zieloność” polega tylko na tym, że dramatycznie szybko się zadłuża i tym rosnącym długiem tudzież dotacjami z unijnego budżetu (300 mld zł) nakręcała przez ostatnie lata jako tako gospodarkę. Teraz to się kończy, zostaną nam niedokończone autostrady i kompletnie niepotrzebne stadiony, oraz rozbuchana do nieprzytomności biurokracja, na którą nas nie stać. Ale na biurokrację pieniędzy nie zabraknie, a chorzy na nowotwory jakoś sobie przecież poradzą. W każdym razie na pewno nie wyjdą na ulicę protestować.
Kończy się też hossa dla polskich uczelni, wiele z nich czeka likwidacja. W ostatnich latach szkoły wyższe w Polsce wyrastały jak grzyby po deszczu. W roku 2010/2011 mieliśmy 470 szkół wyższych. W tym samym czasie w RFN, liczącym ponad dwa razy tyle obywateli, funkcjonowało ich 370, o 100 mniej niż w Polsce. Przy czym w światowym rankingu wyższych uczelni, (tzw. lista szanghajska) najlepsza polska uczelnia – Uniwersytet Jagielloński mieści się dopiero w trzeciej setce, a wyprzedza ją aż 20 uczelni niemieckich.
Po co zatem było tworzyć tę nadprodukcję uczelni? Przede wszystkim po to by przechować setki tysięcy młodych ludzi w swoistej zamrażarce, stwarzając im złudzenia, że zdobywają jakiś zawód. Teraz te rzesze młodych, wykształconych z dużych miast – jak sami piszą o sobie i swojej sytuacji – dobiegły do zagrody z napisem: „bezrobocie” i już skrzykują się pod hasłem „oszukanego pokolenia”. Jeśli to pokolenie jest oszukane, to powstaje pytanie kto je oszukiwał? Kto kazał zabierać babci dowód przed głosowaniem? I kto na tym skorzystał?
W kontynuacji smoleńskiej katastrofy mamy co rusz nowe skandale. Gdyby to co wydarzyło się z ciałem Anny Walentynowicz (zamiana), a także z innymi ofiarami tej tragedii - (powrzucanie ich do trumien w workach) zdarzyło się w jakimś cywilizowanym kraju do dymisji podawaliby się wszyscy, którzy otarli się o jakiekolwiek stanowiska. Dlatego w cywilizowanym kraju to by się zdarzyć nie mogło. Ale III RP jest państwem, które zdało egzamin.
Nie tylko zresztą w sprawie smoleńskiej „Państwo polskie zdaje egzamin”. Najlepiej mu chyba poszło w sprawie Amber Gold. Marcin P. od miesiąca siedzi w więzieniu pod zarzutem oszustw na setki milionów złotych, a gdańska prokuratura nie zdążyła jeszcze przesłuchać jego zony i wspólniczki. Co więcej - jak donoszą media - przedsiębiorcza Katarzyna Plichta zdążyła już po zatrzymaniu męża, przejąć 35 mln zł będących własnością Amber Gold, a właściwie jej klientów. Tu szpitale, chorzy na których brakuje pieniędzy, jakość oświaty, a tam „państwo prawa”, które ma się rozumieć zdaje egzamin i prokuratura, która patrzy spokojnie jak oszuści wybierają miliony.
No i w tym wszystkim obywatele, wyborcy zadowoleni, że jakoś to będzie, głosujący na Tuska, obojętni na to co z nimi robią rządzący.
Mało tego – wrogo reagujący na działania opozycji, odrzucający każdą niewygodną informację.
Julian Tuwim drwił sobie w wierszu o „Strasznych mieszczanach” z ludzi, którzy żyjąc, komentując rzeczywistość „wszystko widzą oddzielnie” nie potrafią dostrzec powiązań między faktami, przyczynami zjawisk i ich następstwami.
Niestety zdaje się, że większość naszego społeczeństwa osiągnęła właśnie taki stan umysłu.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie