
I stało się tak, jak można było przewidzieć. Pomimo nienoszenia „maseczki w kwiateczki” to nie zaraziłem kogoś (bom był zdrowy jak koń), ale ktoś, zapewne w maseczce, zaraził mnie.
Od ubiegłego poniedziałku (9 listopada) miałem klasyczne objawy: coraz wyższa gorączka, kaszel, utrata węchu i smaku. I tak co noc gorzej: 38 stopni, 39, aż w końcu kiedy doszedłem do 40 i 41 i widzę, że jak pisze poeta: „śmierć bliska”, postanowiłem zapukać do bram nyskiego szpitala. Wcześniej, w poniedziałek 16-tego zrobiłem test i zadzwoniłem do ZOZ, że pacjent z 40-stopniową temperaturą czeka na ratunek. Szefostwo ZOZ okazało się życzliwe, ale mówią: „musi być wynik testu”. - Po co wynik testu, jak ja nie mam węchu, nie mam smaku, ale mam 40 stopni gorączki, toć każdy, za przeproszeniem reporter Tefauenu, Polsatu czy nawet TVP wie, że to virus. A tu każą mi czekać. No i w końcu w środę, życzliwa kadra nyskiego ZOZ, znalazła mi miejsce w opolskim szpitalu zakaźnym, zamienionym na covidowy. A to dlatego, że ten szpital ma pełne uprawnienia do stosowania pełnej terapii. Zostałem przyjęty w stanie ciężkim. Zastosowano wobec mnie, jak sądzę, pełną terapię. Dostaję więc 3 kroplówki, a w nich dwa antybiotyki, jeden lek antywirusowy i jeden steryd. Zastrzyk w brzuch przeciwzakrzepowy i tlen. Pytam się nieśmiało, czy to jest terapia, której nie może stosować szpital w Nysie, w Głuchołazach czy gdziekolwiek?
Poza tym, czy pacjent z typowymi objawami covida z wysoką gorączką, ma czekać kilka dni na wynik testu? Po cholerę - tj. po covida, chciałem powiedzieć.
Mój krytyczny osąd tych seryjnych głupot, które od marca popełnia rząd, minister zdrowia, premier ale też cała głupawa tzw. opozycja pozostaje jeszcze bardziej umocniony w faktach, relacjach ludzi, z którymi leżę na sali, w rozmowach z pielęgniarkami. Ten system rozregulowali rządzący. Lekarze i szpitale spokojnie opanowaliby epidemię, wystarczyłoby dorzucić, chociaż część tych pieniędzy zmarnowanych na budowę typowej pokazuchy - szpitali polowych na stadionach. To jest dopiero pokazucha!
Ale o tym może potem, jak mnie ta zaraza odpuści. Jest ciężko, naprawdę czułem, że jeszcze dwa dni z taką gorączką w domu i będzie po mnie. Ale co tam! Nie wymiękajmy! Taka Hanka Sawicka w nie takich opałach była i nie pękała. Trzeba być twardym, nie miętkim.
Trzymajcie kciuki, żebym przeżył!
*Felieton napisany na łóżku szpitala w Opolu
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie