
Gdańska prokurator Barbara Kijanko – główny świadek z prokuratury w Gdańsku, która umarzała kilkakrotnie śledztwo przeciwko Marcinowi Plichcie – założycielowi Amber Gold – ciężko choruje. To znaczy – nie wiadomo czy choruje, ale przedstawia zwolnienia lekarskie i nie stawia się przed komisją sejmową prowadzoną przez poseł Małgorzatę Wassermann.
I jak się tak na dobre pani prokurator rozklei i np. da się zamknąć w jakimś zakładzie dla nerwowo chorych to afera w ramach której 25 letni przestępca skazywany kilkakrotnie za oszustwa w świetle jupiterów wyłudził od obywateli polskich prawie miliard złotych – nie zostanie nigdy wyjaśniona. Już tam jak się rąbnęło miliard (dokładnie 851 mln) to jest za co pójść do lekarza i dostać zwolnienie. Tak jak wcześniej było z czym iść do prokuratora i załatwić umorzenie śledztwa. Bo chyba nikt przytomny i przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że prokurator - nie ważne Kijanko czy Maślanko - dwukrotnie umarzała śledztwo chociaż Komisja Nadzoru Finansowego zawiadamiała o jawnych przestępstwach.
Marcin Plichta nie dość, że był wcześniej dwukrotnie karany za oszustwa, to przede wszystkim nie miał koncesji na prowadzenie firmy przyjmującej depozyty, a mimo to taką działalność prowadził. A KNF dwukrotnie zawiadamiała prokuraturę, w której Kijanko konsekwentnie odmawiała podjęcia śledztwa.
Dopiero po tym jak spółka w 2012 zamknęła kasy i odmówiła wypłacania ludziom ich pieniędzy, zrobił się rejwach i sprawę przeniesiono do prokuratury łódzkiej. Oczywiście ta już nie mogła nie postawić zarzutów bo media grzmiały, ludzie protestowali i w końcu Marcina Plichtę posadzono. Jednak forsy nie odzyskano, a przecież w przyrodzie nic nie ginie więc gdzieś te kilkaset milionów musiały zostać „zabezpieczone”. Na czyich kontach, w jakich bankach? Nie wiadomo. I chociaż Małgorzata Wassermann jest niebywale pracowitą i odważną osobą, to nie uwierzę, że zostanie odzyskana choćby złotówka. Takiego dobrodziejstwa działania komisji śledczej raczej bym się nie spodziewał.
Za to już mamy korzyść w postaci obrazu polskiej prokuratury jaki z badań komisji śledczej się wyłania. Jest to obraz tragiczny instytucji do cna skorumpowanej, świadomie bezradnej wobec osób mających ochronny parasol – polityczny lub mafijny - ale za to surowej wobec takich groźnych przestępców jak złodzieje rowerów czy kierowcy przekraczający dozwoloną prędkość. O takich zbrodniarzy państwo polskie ściga z całą surowością.
Ale aferzystów przejmujących za bezdurno warszawskie grunty, organizatorów oszustw – jak rzeczony Marcin Plichta – ochraniamy bo wszczęcie śledztwa przeciw nim to decyzja ryzykowna. Tu syn premiera pracuje, tam córka sędziego – po co się narażać.
Prokurator Kijanko, która w roku 2010 uporczywie nie chciała podjąć śledztwa w sprawie Amber Gold nie działała wszak w próżni. Nad nią byli prokuratorscy wizytatorzy, miała swoich przełożonych w Prokuraturze Okręgowej sprawa Amber Gold przechodziła przez wiele prokuratorskich rąk. I oczywiście nie wywołała żadnej reakcji. Postępowania dyscyplinarne jakie toczyły się w roku 2013wobec prokuratorów, którzy pozwolili w latach 2009-2012 zamieść sprawę Amber Gold pod dywan – wszystkie zakończyły się uniewinnieniem prokuratorów Witolda Niesiołowskiego, Dariusza Różyckiego i Hanny Borkowskiej.
Teraz, kiedy sprawa ożyła dzięki komisji śledczej krwawy satrapa Ziobro ukarał tych dzielnych funkcjonariuszy państwa polskiego, przenosząc ich z prokuratury okręgowej do rejonowej.
Jednak jest to raczej pozorowanie karania. Prawdziwe oczyszczenie prokuratury musi polegać na wyrzuceniu z niej ludzi, którzy udowodnili, że się do tej pracy po prostu nie nadają. Czyli – w mojej ocenie – jakieś 80% prokuratorów powinno sobie znaleźć inną pracę. Dopóki nie zobaczę takiego działania, nie uwierzę w żadną „dobrą zmianę” – przynajmniej na tym odcinku.
Sprawa parabanku Amber Gold pokazuje, że zamiast prokuratury mamy w Polsce paraprokuraturę, która prowadziła w tej sprawie paraśledztwo.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie