
Od kilku miesięcy Polacy są katowani historią rodziny małej Madzi, dziecka, które zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, potem okazało się, że wypadło matce z rąk, zabiło się, a ta – ukryła zwłoki w gruzowisku w Sosnowcu , a na policji opowiedziała, że ktoś jej dziecko porwał. Sprawa jest do dziś niewyjaśniona – nie wiadomo czy „matka Madzi” mówi prawdę, ale niezależnie od tego Polacy mniej więcej co trzy dni są molestowani intensywnymi i dramatycznymi „wiadomościami”. Włączenie telewizyjnych „Wiadomości” natychmiast przynosi sensacje: „Czułam, ze za mną ktoś idzie” – mówi matka Madzi”, „Gdzie jest matka Madzi?”, „Matka Madzi uciekła Rutkowskiemu”, „Matka Madzi zeznaje w prokuraturze”.
„Matka Madzi” - z dnia na dzień, na skutek śmierci swojego dziecka stała się klasyczną celebrytką. Jest w stałym centrum zainteresowania telewizorów, tabloidy robią z nią wywiady, na jej temat wypowiadają się co chwile prokuratorzy, policjanci, ale także feministyczne działaczki, które widzą w niej „ofiarę katolickiego kleru”. I tak dalej, i tak dalej – „Dokoła Wojtek”, jeśli we wtorek w telewizjach nie było nic o „Matce Madzi”, to bądź pewien, że w środę, a najdalej w czwartek znów zacznie się huk medialny. Albo „matka Madzi” zniknie, albo się odnajdzie, albo zwoła konferencję ewentualnie napisze list do męża „Bartek kocham cię!”
W tym czasie w szczęśliwym kraju nad Wisłą rośnie lawinowo bezrobocie, brakuje pieniędzy na leczenie pacjentów, ludzie giną na drogach lub w kolejowych katastrofach zawinionych wieloletnimi zaniedbaniami kolejnych rządów, pękają autostrady, które zresztą buduje się 4 razy drożej niż w Niemczech czy Czechach, walą się nie tylko drogi i pękają tory, ale sypie się cały system społecznych ubezpieczeń i rząd właśnie podnosi wiek emerytalny. Na razie tylko do 67 lat, ale po wyborach zapewne okaże się, że do reformy wkradł się czeski błąd. Miało być 76, a pomyłkowo podali 67. Ale się sprostuje i będzie okej.
Tymczasem o tym wszystkim – owszem jakoś tak się mówi, bo trudno nie mówić, ale jednak głównym tematem jest od dwóch miesięcy „Matka Madzi”.
Doprawdy za czasów komuny z telewizora wiało nudą. Cenzura nie dopuszczała, żeby dziennikarze zajmowali się katastrofami, zatruciem środowiska, politycznymi więźniami. Było drętwo i nudno. Teraz też jest nudno, ale na inny sposób. Media zapychają już nie pierwsi sekretarze partii komunistycznej, choć owszem są stale obecni ich następcy. A to jakiś Graś – pilnujący chałupy Niemca, a to jakiś rudy Kaszub latający na nasz koszt kilka razy tygodniowo do Gdańska z Warszawy i z powrotem. Ale między tymi politycznymi gębami, zapanowały tematy których głębokość nie przekracza głębi kałuży.
Zastanawiam się kto dopuszcza, żeby Polacy karmieni byli taką papką jak ta przykładowa „Matka Madzi”, która nb. dawno już powinna siedzieć w areszcie choćby za wprowadzenie policji w błąd i skierowanie śledztwa na fałszywe tory na początku. Dawno też policja powinna ustalić rolę poszczególnych osób w tej aferze. Tymczasem „matka Madzi” i jej małżonek brylują w tabloidach, udzielają wywiadów na prawo i lewo, słowem robią za bohaterów. A dziennikarze i ich zwierzchnicy to puszczają zapychając czas antenowy „Matką Madzi”.
Jeśli to celowe działanie propagandy, to jego wynikiem musi być totalne ogłupienie odbiorców. Po dwóch miesiącach oglądania tego serialu widzowi pomyli się on z dwa tysiące sześćset osiemdziesiątym odcinkiem serialu „M – jak Miłość”, czy jacy inni „Złotopolscy”.
Może zresztą taki jest cel tego przedsięwzięcia. Po półrocznym praniu mózgów Polacy przestaną wierzyć w realne istnienie „Matki Madzi”, Donalda Tuska, ministra Rostowskiego, a reformę emerytalną czy inne zapowiedzi rządu zaczną uważać, za jakiś żart, który za chwile zostanie odwołany. Tak samo jak kolejne zeznania „Matki Madzi”.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie