
Oj jakbym chciał usłyszeć co się działo w duszy premiera naszego Donalda, podczas godzinnego spotkania z rodzicami dzieci niepełnosprawnych okupującymi sejmowy korytarz! Bo na zewnątrz była kamienna twarz, pełny spokój, ani śladu zdenerwowania. Podziwiałem Tuska za ten spokój bo każdy - jakby usłyszał to co on od zrozpaczonych matek chorych dzieci – mógłby stracić panowanie nad sobą. A Donald – nic! Ale w duszy musiało się rozgrywać piekło.
Bo też i strajkujące w Sejmie matki nie oszczędzały na określeniach z których „Jest pan kłamcą!” było bodaj najłagodniejsze. A poza tym miały argumenty – pięć lat temu Tusk zobowiązał się do podniesienia świadczeń no i potrzebny był aż spektakularny protest w Sejmie, ze sparaliżowanymi dziećmi koczującymi wraz z rodzicami na podłodze parlamentu Najjaśniejsze Rzeczpospolitej, żeby w ekspresowym tempie znalazło się znów kilka złotych.
W sumie rodzice żądają zasiłku w wysokości najniższej płacy i jest to żądanie uzasadnione. Płaca najniższa jest w końcu skalkulowana tak, że obejmuje podstawowe potrzeby człowieka. Nawet człowieka samotnego. Tymczasem matki, które zwolniły się z pracy żeby opiekować się sparaliżowanym dzieckiem, dostają 800 zł, i teraz jako wielki sukces Tusk zapewnił, że będą dostawać 1000.
Dlaczego tak mało? No bo wypłacenie rodzicom chorych dzieci kosztowałoby aż 2 mld rocznie – mówił matkom Donaldu Tusku – a tu armia w potrzebie i są też inne grupy, które są w równie gwałtownej potrzebie.
Co za grupy „potrzebujących” miał nasz premier na myśli? Ot choćby urzędników rządowych, których w latach 2008-2012 - wg raportu 'Fundacji Republikańskiej' przybyło 19.285, co obciążyło budżet państwa kwotą 10,6 mld zł! Według wyliczeń FR - 10 mld zł to połowa sumy, jaką Polska wydała w 2011 roku na obronę narodową. I o 2 mld zł więcej niż wydatki państwa na kulturę oraz media.
A mówimy tylko o urzędnikach na szczeblu rządowym, nie np. o Urzędach Marszałkowskich, w których naliczylibyśmy kolejnych kilka tysięcy pasożytów nic-nie-robiących, ale za to z legitymacją Platformy Obywatelskiej w kieszeni. Roczny koszt utrzymania jednego urzędnika rządowego wynosi 137 tys. zł. a na utrzymanie Kancelarii Prezydenta Polska wydaje więcej niż Wielka Brytania na utrzymanie dworu Królowej Elżbiety.
Spotkanie Tuska z rodzicami transmitowała TVP i był to spektakl pasjonujący. Matki – jak powiedziałem – nie przebierały w słowach, ale też mówiły bardzo sensownie. „Niech Pan najpierw zrobi porządek w kraju, a potem jeździ na Ukrainę, do Egiptu czy gdzie tam i najlepiej niech Pan nie wraca!” mówiła matka sparaliżowanego dziecka leżącego obok niej. Ta sama matka (świetnie przygotowana i odważna) pokazała jeszcze kilka przykładów bzdur – jak program rządowy zapewniający dostęp do komputerów dla bezdomnych (za 50 mln) czy decyzji wręcz przestępczych – jak likwidacja dostępu do niektórych leków ratujących życie.
Wreszcie ktoś Tuskowi powiedział prawdę zarówno o nim samym, o jego rządach i o polityce państwa, które zajmuje się wszystkim dookoła, a nie losem własnych obywateli.
Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy. Oto wstęp rodzicom do Sejmu zapewnili posłowie „Solidarnej Polski” i poseł Mularczyk bardzo sensownie wyliczył kilka wydatków państwa, które ograniczone dałyby pieniądze nie tylko na to czego domagają się protestujące matki, ale na wiele innych potrzebnych rzeczy. Solidarna Polska jest partią walczącą o przetrwanie, jej sondaże oscylują poniżej progu wyborczego. I to dlatego właśnie ta partia podjęła takie odważne działanie i zaprosiła matki do Sejmu. Nie zrobiły tego partie establishmentu – ani PiS, ani SLD, które pewne wejścia do parlamentu lekceważą wyborców.
Tymczasem zmęczeni wyborcy mogą zagłosować na Solidarną Polskę czy Ruch Narodowy. Albo wejść do Sejmu i rozpędzić towarzystwo na cztery wiatry. Może to nie bardzo w naszych warunkach realne, ale za to jakie piękne!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie