
Kiedy się okazało, że Warszawskiej Wspólnocie Samorządowej udało się zebrać wymaganą ilość podpisów pod wnioskiem o referendum o odwołanie prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, kierownictwo Partii Miłości wpadło w panikę. To już nie są żarty! Biorąc pod uwagę stan zarządzania stolicą – katastrofę komunikacyjną, serię żałośnie prowadzonych inwestycji (patrz: metro) i widoczną na każdym kroku nieudolność Prezydent– jeśli do urn pójdzie odpowiednia liczba warszawiaków - wynik referendum będzie dla HGW i dla Platformy druzgocący. Prawdopodobnie będzie bliski temu co zdarzyło się pół roku temu w Elblągu, gdzie za odwołaniem prezydenta z PO głosowało 96,32% (23087 mieszkańców na ogólną ilość 23970 biorących udział w głosowaniu). W Elblągu tylko 883 osoby zagłosowały przeciwko odwołaniu polityka PO. Potem zaś w wyborach wygrał Jerzy Wilk, któremu nie przeszkodziło nawet to, że występował jako kandydat PiS-u.
Pomimo nieustającej propagandy, okazało się, że ludzie tam gdzie mogą, gdzie mechanizm wyborczy rzeczywiście pozwala im wyrazić swoją wolę odsyłają Platformę do diabła.
Referendum w Warszawie ma zatem dla całej Polski wymiar symboliczny. Odwołanie wiceprzewodniczącej rządzącej partii znaczną przewagą głosów byłoby druzgocąca klęską wizerunkową Tuska i jego partii. Pokazałoby, co Polacy by na prawdę zrobili z tą ekipą gdyby w wyborach do Sejmu, nie blokowała ich tzw. „ordynacja proporcjonalna”.
Partia Miłości przeszła więc do kontrofensywy. Najpierw łudzono się nadzieje, że Piotr Guział i komitet referendalny nie zbiorą podpisów. Potem kiedy już zebrali, do akcji przystąpił Sam Prezydent Wszystkich Polaków Chrabia Bronisław „Bul” Komorowski, który postanowił zwekslować poparcie 70% społeczeństwa na obronę koleżanki partyjnej. Prezydent oświadczył, że on do referendum nie pójdzie, bo to nie ma sensu na rok przed wyborami i że to hucpa polityczna.
O tym „politycznym” wątku mówią bez przerwy Tusk i wszyscy platformersi, tak jakby wszystko co dzieje się w sferze publicznej nie było polityką.
Do bojkotu referendum nawołuje też bez przerwy Premier. Kiedy jednak nawoływania do bojkotu zbulwersowały opinię publiczną, no bo jak to - referendum to najwyższa forma demokracji, a tu głowy państwa nawołują do jego olania - propaganda PO sięgnęła po bardziej subtelne środki i nagle ogłoszono sondaż, z którego wynikało, że jakby Hankę odwołali i odbyły się wybory, to w konkurencji z kandydatem PiS-u (jakimś tam profesorem) i Kaliszem wygrałaby zdobywając 20% głosów. Ten „sondaż” to oczywista „ściema”, bo po pierwsze nikt jeszcze nie wie jacy kandydaci stanęliby do konkurencji z Gronkiewicz po udanym referendum. Niekoniecznie musiałby to być jakiś-tam profesor z PiS, albo gruby Rycho jeżdżący jaguarem. Autorzy „sondażu” specjalnie dobrali kontrkandydatów tak, żeby wyszło jak miało wyjść. A wszystko po to, żeby przekonywać lud –„widzicie to nie ma sensu! Nawet jak się Hankę odwoła, to ludzie i tak ją wybiorą ponownie”.
Ludzie oczywiście takie głupie nie są i „sondaż” musiał nie zadziałać, bo w ub. tygodniu sam Premieru Tusku zapowiedział wprost, że w przypadku ewentualnego odwołania HGW, żadnych nowych wyborów nie będzie (bo do wyborów nie ma roku) tylko on powoła ją na Komisarza Warszawy. Premier takie uprawnienia oczywiście ma, ale gdyby to zrobił, byłoby to jawne lekceważenie woli warszawiaków i Tusk tylko pogłębiłby porażkę wizerunkową, którą i tak ponosi broniąc partyjnej koleżanki.
Przypuszczam, że wszystkie te nachalne wybiegi PO tylko pogarszają opinie HGW wśród mieszkańców i zwiększają szanse organizatorów na osiągnięcie frekwencji w referendum.
Przypomnę, że Hanna Gronkiewicz-Waltz była niegdyś politykiem „prawicy” i w swojej karierze powoływała się na działalność w „Odnowie w Duchu Świętym”. Zmierzch jej kariery dowodzi jednak prawdziwości ewangelicznego stwierdzenia, że „Duch wieje kędy chce”. Tym razem Duch widocznie ma dość nadużywania Jego Autorytetu przez wiceprzewodniczącą Partii Miłości.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie