
Indykpol AZS Olsztyn pokonał w zaległym meczu 11. kolejki Stal Nysę 3:1. Przyjezdni, którzy wydawało się są na fali, wygrali jedynie trzecią partię meczu i przegrali osiemnasty mecz w bieżącym sezonie. Podopieczni trenera Krzysztofa Stelmacha zajmują przedostatnie miejsce w tabeli, a zespół z Olsztyna jest dziesiąty.
Indykpol AZS Olsztyn - Stal Nysa 3 : 1 (25 : 19, 25 : 22, 20 : 25, 25 : 20)
INDYKPOL AZS OLSZTYN: Przemysław Stępień, Damian Schulz, Dmytro Teryomenko, Ruben Schott, Mateusz Poręba, Wojciech Żaliński - Jędrzej Gruszczyński (libero) oraz Dawid Woch, Robbert Andringa, Remigiusz Kapica, Kamil Droszyński, I trener Daniel Castellani, II trener Marcin Mierzejewski.
STAL NYSA: Marcin Komenda, Bartosz Bućko, Wassim Ben Tara, Mariusz Schamlewski, Moustapha M’Baye, Łukasz Łapszyński - Michał Ruciak (libero) oraz Kamil Długosz, Michał Filip, Patryk Szczurek, Kamil Dembiec (libero), I trener Krzysztof Stelmach, II trener Wojciech Janas.
Sędzia pierwszy: Tomasz Janik.
Sędzia drugi: Magdalena Niewiarowska.
Komisarz: Andrzej Wołkowycki.
Już pierwszy set pokazał, kto w tym spotkaniu będzie rozdawał karty, co prawda po autowym ataku Damiana Schulza nasz zespół objął dwupunktowe prowadzenie 5:3, ale czym dalej w las tym było gorzej. Nysanie nie utrzymali się długo na prowadzeniu, gdyż nie zdołali przyjąć zagrywki Dmytro Teriomenki, a dodatkowo Ruben Schott skończył kontratak z lewej flanki (8:7). Od tego momentu rozpoczęła się naprzemiennie zdobywanie punktów i serię tą przerwał dopiero zerwany atak Łukasza Łapszyńskiego (11:13). Kiedy Wojciech Żaliński wykonał dość szczęśliwą zagrywkę, która po przetoczeniu się po siatce wpadła w boisko trener Krzysztof Stelmach poprosił o przerwę dla swoich podopiecznych (12:15). Tuż po niej trafił Wassim Ben Tara oraz przepychankę na siatce wygrał Bartosz Bućko i przyjezdni zbliżyli się na ,,oczko”. Olsztynianie w decydujących momentach pierwszego seta obronili się głównie za sprawą skutecznego bloku. Marcin Komenda uruchamiał po kolei swoich atakujących, którzy byli zatrzymywani, co przesądziło o losach tej partii. Po czterech ,,czapach” na tablicy wyników zrobiło się 21:15 i do końca tej części spotkania nic się już nie zmieniło. Pierwszego seta zakończył dobry atak Wojciecha Żalińskiego (25:19).
Bez punktu w bloku i zagrywce grali przyjezdni, podczas gdy ich rywale zdobyli w tych elementach kolejno 4 i 3 ,,oczka”. To robiło dużą różnicę w grze obu ekip. W drugim secie autowe uderzenie Mariusza Schamlewskiego oraz skończona kontra przez Damiana Schulza sprawiły, że gracze Stali od samego początku musieli gonić swoich przeciwników (1:4). Ich gra nie przypominała tej do jakiej przyzwyczaili wszystkich w ostatnich meczach. Siatkarze Indykpolu AZS-u grali dużo bardziej spokojnie i cierpliwie i przynosiło to spodziewany efekt. Gdy Ruben Schott skończył atak z prawego skrzydła gospodarze mieli aż 5 punktów przewagi, ale chwila odprężenia kosztowała ich zmniejszenie dystansu do dwóch. W szeregach przyjezdnych zaczęła w końcu funkcjonować zagrywka, co od razu przekładało się na wynik. Dodatkowo Marcin Komenda ustawił dobry blok na Schottcie (17:18) i gdy wydawało się, że wszystko będzie rozstrzygać się w samej końcówce dwie ,,czapy” Mateusza Poręby zatrzymały naszych atakujących i wzorem poprzedniego seta Akademicy wygrali tą partię tym elementem. Podopiecznym Stelmacha licznik zatrzymał się na 22 punkcie.
Po stronie Stali na boisku pozostał Kamil Długosz. Prawdziwym jednak liderem naszego zespołu był Wassim Ben Tara i to jego dobre uderzenia oraz wykorzystanie przechodzącej piłki przez Marcina Komendę sprawiły, że Stal objęła wysokie prowadzenie 6:2. Czteropunktowa przewaga utrzymywała się przez dłuższy czas, gdyż każdy punktował przy zagrywce rywala. Gospodarze nie potrafili zmniejszyć straty, ponieważ przestali dobrze zagrywać oraz czytać zamiary atakujących zawodników Stali. Gdy Damian Schulz nie trafił w pomarańczowe ich sytuacja stawała się coraz trudniejsza (11:16), ale nieporozumienie po drugiej stronie siatki oraz kończona kontra przez Wojciecha Żalińskiego dawały im jeszcze nadzieję na powalczenie w tej części meczu. Jak prędko się one pojawiły tak szybko jednak znikły. Po zablokowaniu Dmytro Teriomenki oraz kolejnym udanym ataku Ben Tary zrobiło się 20:14. Do końca tej partii nic się już nie zmieniło i po skończeniu akcji przez Tunezyjczyka nyska ekipa mogła się cieszyć z przedłużenia tego spotkania.
Na boisku pierwsze skrzypce grali atakujący obu drużyn, którzy wyraźnie przodowali w ilościach zdobytych punktów. Czwartego seta lepiej rozpoczęli miejscowi i po asie serwisowym Wojciecha Żalińskiego oraz trafieniu z lewego skrzydła Robberta Andringi, który pozostał na boisku, mieli przewagę czterech ,,oczek”. Do gry musiał wrócić także Łukasz Łapszyński, gdyż gra beniaminka załamywała się, a osamotniony w ofensywie był Wassim Ben Tara. Po kolejnym dobrym serwisie, tym razem Andringi, olsztynianie zwiększyli jeszcze dystans. Wejście tego zawodnika wyraźnie ożywiło grę podopiecznych Daniela Castellaniego, którzy po trafieniu do prostej Damiana Schulza prowadzili już 16:10. Akademicy z Olsztyna nie poprzestali na tym, a Holender popisywał się świetną skutecznością w polu serwisowym, co zdawało się przesądzać o losach tego pojedynku (20:12). Goście robili co mogli, żeby się jeszcze zmobilizować, ale z każdą akcją zdawali sobie sprawę, że z Olsztyna wyjadą bez zdobyczy punktowej. Wprawdzie w samej końcówce spotkania dystans ten nieco zmalał, głównie za sprawą błędów własnych akademików, a zwłaszcza Dmytro Teriomenki, ale na doprowadzenie do remisu było już za późno. Trzy punkty pozostały na Warmii, co sprawiło, że popularne Indyki awansowały na 10 miejsce w tabeli PlusLigi. My natomiast o dziesiątym miejscu powoli możemy zapomnieć.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie