
Wywiad z jednym z najstarszych zawodników piłkarskich w naszym regionie - 58-letnim Zbigniewem Faronem.
Krzysztof Centner - Zbyszek, ile to już lat spędziłeś na boiskach piłkarskich?
Zbigniew Faron - Jak dobrze liczę to już 45 rok jak biegam po boiskach piłkarskich.
- Pamiętasz jak ta Twoja piłkarska przygoda się zaczęła?
- Jak każdy chłopak chciałem grać w piłkę. A ponieważ na mojej ulicy mieszkało wielu piłkarzy miałem z kogo brać przykład. Pierwsze kroki piłkarskie stawialiśmy na łąkach i placach zabaw. W wieku 13 lat trafiłem już do Ludowego Klubu Sportowego Ścinawa Nyska.
- Do drużyny trampkarzy czy juniorów?
- A gdzie tam. Wtedy drużyn młodzieżowych nie było. I my młodzi zawodnicy musieliśmy grać w drugiej drużynie seniorów naszego klubu, która występowała w klasie C.
- Bardzo szybko się jednak przebiłeś do pierwszej drużyny LZS Ścinawa Nyska?
- To prawda, w wieku 15 lat zadebiutowałem w pierwszym zespole naszego klubu i nie ukrywam, że ten mecz na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
- W Ścinawie Nyskiej grałeś do 1985 roku. A co zadecydowało o tym, że postanowiłeś się przenieść do Unii Tułowice?
- Z klubu Unia Tułowice otrzymałem bardzo ciekawą ofertę na dalszy rozwój. Był to początek wielkiej Unii, która przez wiele lat była numerem 1 w naszym regionie. Była więc to dla mnie szansa nie tylko na dalszy rozwój piłkarski, ale także na poprawienie sobie standardu życia.
- Grając w Unii, pamiętałeś również o swoim macierzystym klubie, bowiem w niedzielne popołudnia grywałeś w w drużynie ze Ścinawy Nyskiej?
- Nie będę temu zaprzeczał. Mecze w Tułowicach rozgrywaliśmy w soboty. Niedzielę miałem wolną. Grałem więc na kartę swojego brata i jak nikt mnie nie rozpoznał to starałem się pomóc mojemu macierzystemu klubowi. Zresztą nie byłem żadnym wyjątkiem tak w tamtych czasach to wyglądało.
- Po dwunastu latach gry w Unii Tułowice wydawało się, że wrócisz do swojego macierzystego klubu. A tu niespodzianka - przechodzisz do Czarnych Otmuchów?
- To prawda, w wieku 33 lat otrzymałem propozycję od prezesa Czarnych Otmuchów - Stanisława Dychtonia przejścia do IV-ligowej drużyny tego klubu. Postanowiłem spróbować i całą rundę wiosenną rozegrałem w tym klubie.
- Na polskich boiskach występowałeś do ilu lat?
- Po raz ostatni zagrałem w Polsce w meczu ligowym jak miałem 50 lat. Byłem wtedy zawodnikiem drużyny LZS Węża Włodary.
- Później wyjechałeś do pracy do Holandii i wydawało się, że to jest już definitywny koniec Twojej przygody piłkarskiej. Byłeś na to przygotowany?
- Oczywiście że tak, chociaż od pierwszej chwili gdy podjąłem pracę w Holandii zacząłem się rozglądać za regionalnymi drużynami holenderskimi, w których mógłbym jeszcze pograć.
- I dopiąłeś swego?
- Tak. Za namową mojej szefowej założyliśmy amatorski zespół przy naszej firmie. Pozbierałem chłopaków, zaczęliśmy trenować i do dzisiaj występujemy w rozgrywkach tak na boiskach holenderskich, jak i belgijskich.
- Jaki jest poziom tych rozgrywek?
- Nie chciałbym się chwalić ale naprawdę wysoki. Mam przyjemność gry z zawodnikami, którzy w przeszłości grali na szczeblu I czy II ligi polskiej, a więc wiedzą o co tak naprawdę w piłce chodzi.
- Masz na karku 58 lat. Czy nie czujesz, że to jest już ten moment, kiedy należy sobie powiedzieć pas?
- Zdecydowanie nie. Czuję się jeszcze na siłach. Gdyby mi teraz ktoś powiedział przebieraj się wchodzisz na boisko to zaraz ruszyłbym do gry. Chcę jeszcze pograć w piłkę kilka lat, a do swojej metryki nie patrzę.
- Twój najbardziej pamiętny mecz?
- Oczywiście był taki, wygrany w Twardawie 8:1. Strzeliłem wtedy trzy bramki z rzutów wolnych. Pierwsze dwa uderzenia perfekcyjnie w okienko. Gdy ustawiałem piłkę do trzeciego bramkarz gospodarzy krzyknął do obrońców nie ustawiajcie muru, poradzę sobie z tym strzałem. Postanowiłem więc uderzyć mocno po ziemi. Nie trafiłem jednak piłki celnie i takimi skokami leciała na bramkę rywali. Bramkarz się rzucił, a ta podskoczyła na kępce trawy i wpadła do bramki. Hattrick szczęśliwy ale jednak był.
- Twój macierzysty klub - LZS Ścinawa Nyska to prawdziwa kuźnia talentów. Czy zgadzasz się z tą opinią?
- Oczywiście. Przypomnę tylko kilka nazwisk. Artur Rawicki, Krzysztof Stila, Ferdynand Feluś, Eugeniusz Kuglarz, Andrzej Bąk, czy też obecny prezes naszego klubu to zawodnicy, którzy mieli papiery na grę na dużo wyższych szczeblach jak grali.
- Przyjeżdżając do Polski zapewne obserwujesz poczynania swojej drużyny. Co możesz powiedzieć o potencjale tej drużyny?
- Potencjał oczywiście w tym zespole jest, ale wciąż czegoś tym chłopakom brakuje. Mam nadzieję, że już niebawem ten zespół zaskoczy, bowiem grać w piłkę potrafi.
Ze Zbigniewem Faronem rozmawiał
Krzysztof Centner
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie