
Joachim Gauck – pastor i – w latach 1990-2000 - dyrektor słynnego Federalnego Instytutu ds. akt STASI” został właśnie wybrany przez Zgromadzenie Federalne na urząd Prezydenta Republiki Federalnej Niemiec. „To tak – pisze jeden z internautów – jakby na Prezydenta Polski wybrano Księdza Isakowicza-Zalewskiego”.
Instytut, którym Gauck kierował przez 10 lat był podstawową instytucją lustracyjna i dekomunizacyjną dawnej NRD. Zabezpieczył on przez zniszczeniem akta enerdowskiej bezpieki – STASI – i udostępniał je każdemu zainteresowanemu obywatelowi nowego, zjednoczonego i demokratycznego państwa niemieckiego. Niejeden obywatel dowiedział się kto na niego donosił, niejeden „autorytet moralny” legł w gruzach przysypany teczkami wydobytymi z archiwum Gaucka. I jakoś niemiecka prasa nie pisała o „polowaniach” , o „zemście” nie linczowano historyków, którzy opisywali współpracowników STASI, a sam Gauck jest osobą powszechnie w Niemczech szanowaną.
W nieszczęsnej Polsce odpowiednik „Instytutu Gaucka” – czyli Instytut Pamięci Narodowej” powstał dopiero w 1999 r. czyli w dziesięć lat po „obaleniu komuny”. Dostęp do – przebranych w międzyczasie - akt jest ciągle reglamentowany, a ci historycy, którzy doważą się opisać agenturalną przeszłość polskich czołowych polityków czy intelektualistów są poddawani nagonkom ze strony wciąż bezkarnych postkomunistów i środowiska „Gazety Wyborczej”. W ten sposób – za ujawnienie faktów o Lechu Wałęsie, czy środowisku „Znaku”, z którego wyrastały dzisiejsze tzw. „autorytety moralne” - linczowano publicznie Sławomira Cenckiewicza, Piotra Gontarczyka czy Pawła Zyzaka. Znani profesorowie historii licytowali się w napaściach na tych autorów nie wstydząc się w publicznych wystąpieniach przyznawać , że książki w Wałęsie nie czytali, ale są oczywiście przeciwko niej. Minister Nauki - Kudrycka (PO) po ukazaniu się książki Zyzaka o Lechu Wałęsie nasłała na Wydział Historii Uniwersytetu jagiellońskiego kontrolę żeby sprawdzić jego pracę magisterską i nie spotkała ją za to dymisja.
Ci, którzy jeszcze pamiętają atmosferę stworzoną przez postkomunistów i ich sojuszników wokół lustracji, pamiętają nagonkę na śp. Janusza Kurtykę – dyrektora IPN, za zatrudnienie w tej instytucji „dociekliwych” historyków, potem ciągłą nagonkę w Sejmie i żądania ze strony byłych komunistów likwidacji IPN albo ograniczenia funduszy na utrzymanie tej instytucji.
Wszystkie te fakty obrazują atmosferę jaka w Polsce panuje wokół spraw lustracji i dekomunizacji i jest to - jak widać - atmosfera całkowicie odmienna od panującej w Republice Federalnej Niemiec. U nas lustracja i dekomunizacja są uważane za coś niemoralnego, brzydkiego czego „kulturalny” człowiek powinien się wstydzić. Wszyscy ci „lustratorzy” to wg czołowych dziennikarzy i polityków „salonu” – dyszący zemstą, mali nienawistnicy, którzy powinni „odpieprzyć się od generała” i jego partnera spod Okrągłego Stołu - Lecha Wałęsy. Nie mówiąc już o tym, że każdy pragnący uchodzić za człowieka kulturalnego, nie powinien w ogóle do rąk brać książek pisanych na podstawie materiałów z IPN, które – ma się rozumieć – są „nic nie wartymi kopiami”.
Skoro to wszystko co polskie „autorytety oralne” na temat IPN, lustracji wypisują od lat, jest prawdą, to oznacza, że wybór pastora Gaucka na prezydenta Republiki Federalnej Niemiec – lustratora i dekomunizatora z ichniejszego IPN, jest totalnym upadkiem moralnym naszego zachodniego sąsiada. Jeśli nasi „lustratorzy” są „be”, a IPN szkodliwą instytucją, to i pastor Gauck jest tak samo szkodnikiem, a jego wybór to oznaka, że w Niemczech zwyciężają siły wrogie „demokracji”.
Moralny upadek naszego zachodniego sąsiada nie może pozostać – ma się rozumieć – bez naszej reakcji. Polska – strażnik demokracji w naszym regionie – powinna natychmiast ogłosić sankcje wobec RFN, w którym zwyciężyli lustratorzy. Lustracja jest bowiem zła – czyż nie? Zapytajcie Gazety Wyborczej i Lecha Wałęsy – w końcu bądź co bądź „europejskiego mędrca.”
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie