
Sędzia Janusz Korzeniowski z Sądu Rejonowego w Kościerzynie (piękna jest Ziemia Kaszubska!) już w roku 1995 – jako niezawisły reprezentant „nadzwyczajnej kasty”, zawiesił bezterminowo wykonanie kary dla miejscowego bandyty, który – ma się rozumieć – dalej bił i rabował. Taki miał w końcu zawód: bandyta. Zawód równie ryzykowny jak zawód sędziego – jak się wkrótce miało okazać. Tylko znacznie trudniejszy i mniej dochodowy.
Dalsze orzecznictwo sędziego Janusza Korzeniowskiego na razie nie jest znane szerszej publiczności, aż do roku 2008 kiedy został on zatrzymany pod zarzutem brania łapówek od miejscowego przedsiębiorcy. Prokuratorzy ustalili, że przez dziesięć lat, od 1998 do 2008 roku – jako przewodniczący Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Kościerzynie, przyjmował łapówki od szeregu osób, za „pozytywne załatwienie sprawy”. Jak stwierdzili prokuratorzy, sędzia „uczynił sobie z tego procederu stałe źródło dochodu”.
Pomimo nagrań, bezspornych dowodów winy sędziego jego proces toczył się przez dziewięć lat, aż do końca kwietnia 2017 r. W tym czasie sędzia pobierał wynagrodzenie – co prawda obniżone o 35%. W ciągu tych 9-ciu lat co miesiąc dostawał te skromne 6 tysięcy, za które człowiek może przeżyć tylko w Kościerzynie i to pod warunkiem, że mu wdzięczni podsądni jaki kawałek ryby w galarecie podrzucą. Bo – jak się okazuje – i takimi wziątkami sędzia Korzeniowski nie gardził. W akcie oskarżenia jest bowiem zapis, z którego wynika, że u sędziego załatwiano korzystne orzeczenia za rybę w galarecie (wartość: 300 zł.) albo wypożyczenie na kilka dni mercedesa.
Bieda w tym naszym sądownictwie, aż piszczy i bez pomocy otoczenia funkcjonariusze całkiem nam zmarnieją. A wzywał - niezmordowany głosiciel prywatnej inicjatywy – Janusz Korwin Mikke już dawno temu: sprywatyzujmy sądownictwo! O i to byłoby rozwiązanie znacznie tańsze od dzisiejszego. Każdy gangster wiedziałby, że należy sędziemu wypłacić tyle i tyle, budżet państwa by odetchnął i można by zmniejszyć podatki. A czy sądownictwo tak skonstruowane byłoby gorsze? Czy ja wiem! Po latach zajmowania się sprawami ludzi poszkodowanych przez sądy i prokuratury – nie mam takiego przekonania, że byłoby gorzej. W końcu jakby się chciało uzyskać korzystny wyrok poszłoby się do miejscowego szefa mafii, opłacającego sędziego odpaliło mu stosowną opłatę i on wydałby sędziemu polecenie szybkiego i uczciwego załatwienia sprawy. Przekonanie, że wszyscy szefowie mafii są z gruntu nieuczciwi w każdej sprawie jest z gruntu nieusprawiedliwione. Jak biorą działkę, to się wywiązują – jak sądzę. W pewnym sensie jest to taki sam idealizm, jak założenie, że sędziowie są w każdej sprawie uczciwi. Nie kradną, nie biorą łapówek, nie naginają wyroków dla „krewnych i znajomych królika”.
Inaczej natomiast myśli najbardziej znany wyraziciel interesów „sędziów- nadludzi” – profesor Strzębosz. Przypadki, od których zaroiło się ostatnio w mediach, to dla niego całkowity margines i „żadnych zmian nie trzeba”.
Adam Strzembosz jako wiceminister sprawiedliwości w rządzie Mazowieckiego, potem prezes Sądu Najwyższego i znany profesor nauk prawnych - nadał kierunek transformacji polskiego sądownictwa po roku 1989. Założenie główne polegało na pozostawieniu sądownictwa samemu sobie, a ono już tam miało się samo oczyścić. Ideologia taka znakomicie odpowiadała sędziom, którzy uzyskali status władzy, przez nikogo z zewnątrz, nie kontrolowanej.
Ideologia „nadzwyczajnej kasty” jest sprzeczna nie tylko ze zdrowym rozsądkiem, ale i z rozwiązaniami ustrojowymi w dobrze funkcjonujących państwach. Żadna władza nie może sobie bowiem rościć pretensji do oderwania od jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli, od nadzoru Narodu. To fundament demokracji.
„Wszelka władza korumpuje – mówił lord Acton – a władza absolutna korumpuje w stopniu absolutnym”. Sędzia Janusz Korzeniowski z Kościerzyny i wielu jego kolegów po sędziowskim fachu, są tego oczywistym dowodem.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie