
Aleksander Kwaśniewski znudził się przebywaniem na politycznej emeryturze i przyjął ofertę Przywódcy Ruchu Swojego Imienia, gorzelnika z Biłgoraja i postanowił wrócić. Nowa formacja lewicowa, której Kwaśniewski chce przewodzić ma w pierwszej kolejności wystawić kandydatów w wyborach do Europarlamentu. Jest prawdopodobne, że w euro-wyborach Aleksander Kwaśniewski ma szansę zostać posłem – w końcu ma znane nazwisko, Polacy wybaczyli mu notoryczną skłonność do filipińskich chorób, a jako prezydent, który nic nie robił oprócz ułaskawiania skazanych i składania gospodarskich wizyt, miał w narodzie bardzo dużą popularność. My Polacy kochamy bowiem takich polityków, którzy niczego od nas nie wymagają. Za I Rzeczpospolitej ideałem był August III Sas, którego ulubionymi zajęciami było strzyżenie papierków i strzelanie z okna do psów. Za czasów tego monarchy sejm nie zebrał się bodaj ani razu, nie funkcjonowało państwo, sądy nie działały, armia zdechła (całkiem jak dzisiaj), ale za to obywatele (czyli szlachta) robili co chcieli. Te złote czasy przeszły do legendy w przysłowiu: „Za króla Sasa – jedz, pij i popuszczaj pasa”.
Jak widać w narodowej mentalności wieleśmy nie odbiegli od saskiej epoki o czym świadczą badania opinii publicznej. Niezmiennie dużą popularnością cieszą się w nich zawsze politycy, którzy nic nie robią. Stąd doskonałe notowania obecnego prezydenta, który za 2 lata rządów wydusił z siebie 6 projektów ustaw. Korzystał z tej właściwości narodu tubylczego również Aleksander Kwaśniewski.
Złote czasy gdy z panią Jolą (piękne imię!) brylował na politycznych salonach odeszły jednak wraz z końcem kadencji w 2005 r. Zostały nędzne fuchy – już to u Jana Kulczyka za skromne 52 tys. miesięcznie, już to u prezydenta Kazachstanu Nazarbajewa, któremu były prezydent Rzeczpospolitej doradza i za którym lobbuje w Europie. Ile „nasz Olek” dostaje od Nazarbajewa nie wiemy, bo jak pisze prasa nie ma on obowiązku ujawniać tych wynagrodzeń. Każdy Kowalski, który zarabia za granicą pieniądze ma obowiązek zgłosić dochody i zapłacić od nich podatek, a Kwaśniewski nie. Widocznie polskie prawo zna takie wyjątki.
Wróćmy jednak do głównego wątku czyli do pytania, które nasuwa się po ogłoszeniu, że Kwaśniewski wraca na polityczne salony i to od razu celując w Europarlament.
Pierwsze brzmi: po co? Kwaśniewski dostający prezydencką emeryturę, 52 tys. od Jana Kulczyka, nieoznaczone ale pewnie niemałe pieniądze od dyktatora Kazachstanu na pewno nie skusiło go te nędzne 12 tys. euro na miesiąc jakie dostaje członek Parlamentu Europejskiego. O co więc mu chodz?
W to, że interesuje go los formacji Palikota, albo w ogóle los lewicy uwierzy tylko ktoś bardzo naiwny. Olek wydymał swego czasu lewicę jak mało kto. Załatwił swoje sprawy, a rodzimą formację SLD doprowadził niemalże na granicę wyborczego progu. Jest pewne, że Leszek Miller i ludzie odbudowujący dziś mozolnie pozycję SLD, nigdy Olkowi nie wybaczą tego politycznego egocentryzmu.
Palikot nie jest tak wymagający, zresztą jego ferajna nie ma wiele do stracenia, a wiele do zyskania. Dla tej zwichrowanej menażerii euro-diety są nie do pogardzenia więc przyjmują Olka z otwartymi rękami. W zamian za to Kwaśniewski uzyskałby – gdyby mu się udało wprowadzić do europarlamentu posłów, tudzież zasiąść tam samemu, znacznie mocniejszą pozycję. Jego „rady” dla Jana Kulczyka nabrałyby natychmiast większej wagi. Wszak z euro kołchozu można wydoić znacznie więcej niż z naszego rodzimego grajdołka.
Nie mówiąc już o tym, jak wiele dobrego można z pozycji szefa euro-frakcji zrobić dla takiego Kazachstanu i dla dalszego rozwoju kazachskiej „demokracji”. Zresztą może i Europa – dzięki „lobbowaniu” Aleksandra Kwaśniewskiego jakieś wzorce może od Kazachstanu przyjąć. Prezydent Nursułtan Nazarbajew rządzi tym – leżącym na ropie naftowej - państwem już 22 lata i może ubiegać się o dowolną liczbę kadencji. Czyż to nie jest wzór za którym warto lobbować?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie