
Znane hasło Francuskiej Rewolucji mógłbym sparafrazować podstawiając zamiast słowa „wolność” słowo: „kultura”. Zwłaszcza po tym jak zniecierpliwiony popisami bezczelności w wykonaniu posłów Gajewskiej, Gasiuk-Pihowicz i Arkadiusza Myrchy uciszyłem tego ostatniego, kiedy brutalnie przerwał mi moją wypowiedź. Pewnie moje określenie: „Nie przeszkadzaj mi gówniarzu!” nie może służyć za wzór dobrych poselskich manier, ale Myrcha sam mnie sprowokował. W tej sytuacji może i dobre maniery to nie były, ale skuteczna reakcja na pewno. Bo do końca komisji towarzystwo siedziało już cicho.
Po tej awanturze uświadomiłem sobie, że 12 lat byłem radnym Rady Miejskiej w Nysie, w bardzo burzliwych czasach, 9 lat byłem radnym Rady Powiatu Nyskiego i nigdy w tych samorządach nie dochodziło do takich awantur i takiego zachowania, jakie obserwować można w Sejmie. I których autorami są - trzeba to powiedzieć - posłowie wszystkich ugrupowań. Jednak na Komisji Sprawiedliwości, której jestem członkiem głównymi prowokatorkami są od dawna Kamila Gasiuk-Pihowicz, Kinga Gajewska i bohater mojej scenki rodzajowej Artur Myrcha. Posłowie ci non stop przeszkadzają w prowadzeniu obrad, Gasiuk-Pihowicz mówi kiedy chce i jak długo chce, wtrąca się do wypowiedzi każdego komu chce przeszkodzić, jest agresywna, atakuje personalnie swoich przeciwników. I nie ma mowy, żeby ucichła, kiedy przewodniczący przywołuje ją do porządku. Wtedy zaczyna gadać jak nakręcona.
We wtorek, kiedy doszło do awantury na Komisji Sprawiedliwości przedmiotem obrad było sprawozdanie z działalności Krajowej Rady Sądownictwa za rok 2017. Sprawozdanie składał sędzia dr Dariusz Drajewicz wybrany ostatnio przez Sejm do KRS. I właśnie ten fakt stał się powodem do personalnego ataku na niego w wykonaniu posłanki Nowoczesnej. Po przedstawieniu przez Drajewicza sprawozdania Gasiuk-Pihowicz napadła na niego personalnie. Zamiast dyskutować o sprawozdaniu zaczęła wyciągać jakieś informacje kwestionujące kwalifikacje zawodowe Drajewicza jak choćby to, że 20 razy starał się o awans do Sądu Okręgowego.
Te informacje nie miały - rzecz jasna - żadnego związku ze sprawozdaniem, które Komisja Sprawiedliwości miała ocenić, a sędzia-sprawozdawca nie stawał do żadnego konkursu, żeby miał znosić bezczelny osobisty atak rozwydrzonej posłanki z totalnej opozycji. A nawiasem mówiąc Drajewicz jest doktorem prawa co raczej o jego kwalifikacjach może dobrze świadczyć.
Grupka skupiona wokół Kamili Gasiuk-Pihowicz pokrzykiwała, przeszkadzała sprowadzając obrady do jakiegoś magla. Zwróciłem na to uwagę przewodniczącemu, żeby jakoś ogarnął rozwydrzoną posłankę i jej kolegów, ale Piotrowicz nie mógł dojść do głosu, bo non stop mu przerywała Gasiuk-Pihowicz, Gajewska i Myrcha.
W końcu w tej atmosferze jatki przewodniczący udzielił mi głosu i ledwie rozpocząłem wypowiedź Myrcha wydarł się na całe gardło do mnie: „Nie prawda! Kłamie pan!” No co miałem zrobić? Wypowiedziałem dobitnie słynne już na całą Polskę zdanie: „Nie przeszkadzaj mi gówniarzu!”.
Teraz różne zwolenniczki opozycji totalnej wymyślają mi w internecie, ale co ciekawe oceny tego wydarzenia są wyraźnie związane z opcją oceniającego. Jeśli ktoś jest silnym zwolennikiem opozycji, uważa mnie za pisowskiego posła i wymyśla mi nie zauważając, że to Myrcha prowokował i po chamsku właśnie przerywał. Nie miał więc prawa rościć sobie pretensji do kulturalnego traktowania. Kto prowokuje ponosi rezultaty własnego zachowania.
Z kolei przeciwnicy totalniaków są zadowoleni z tego, że utarłem rozbrykanemu młodzieńcowi nosa. W Sejmie nawet posłowie nie związani z PiS po cichu przyznają mi rację.
Jeśli cała sprawa miałaby znaleźć jakiś pozytywny skutek, to najpierw posłanki i posłowie z opozycji powinni się zreflektować i doprawdy pohamować. Szacunku i kulturalnego traktowania może domagać się bowiem tylko ten, kto się sam kulturalnie zachowuje. Poseł Myrcha przegiął i akurat na mnie padło, że wymierzyłem mu symbolicznego klapsa. Takie już moje szczęście.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie