
Dzięki Bogu - epidemii jeszcze wielkiej w Polsce nie ma, ale zarządzenia rządu już wyludniły ulice i zamroziły gospodarkę.
Restrykcje w postaci zamkniętych granic, zarządzeń zakazujących grupowania się ludzi plus nieustanna akcja „informacyjna” wszelkich mediów, w tym rządowych, sprawiła że miasta nasze wyglądają jak miasta duchów. Jak w tej sytuacji na swój obiadek mają zarobić fryzjerzy, restauratorzy, kosmetyczki? Nie ma szans nie tylko na obiadek, ale i na składki zusowskie czy podatki.
Ale niech no który „samozatrudniony” nie zapłaci w terminie ZUS-u! Na nic zda się tłumaczenie, że nie było klientów, że żona nie ma co do garnka włożyć, a dzieciska głodne. Jak to mawia klasyk czyli Prezes: „Jak ktoś nie umie prowadzić interesu, niech nie prowadzi”.
Prezesowi dobrze mówić! Otacza go grono usłużnych przyjaciół obojga płci, co to i na herbatkę zaproszą i buty zawiążą – jak się Prezes nie będzie mógł schylać, więc o trudach codziennego życia ma Przywódca Partii Rządzącej niewielkie pojęcie. Zwłaszcza, że od dobrych 30 lat zasiada w Sejmie, a od poselskich diet składek ZUS nie ściągają.
Jednak utrzymujący budżet „lud pracujący miast i wsi”, czyli przedsiębiorcy (zwłaszcza ci drobni) o systemie podatkowym i emerytalnym naszej umęczonej Ojczyzny wiedzą wszystko - to dla nich (gorzki) chleb codzienny.
I oto teraz, kiedy na Europę spadła epidemia, a nasz rząd wysunął się na czoło tych co z tym wirusem walczą i pozamykał wszystko co mógł pozamykać, a ludziom kazał cięgiem ino siedzieć w chałupie, ci ludzie, którzy utrzymują budżet by się nie rozleciał i miał za co wypłacać a to 500+, a to 13 emeryturę – owi niedoceniani „płatnicy”, stanęli przed widmem realnego i błyskawicznego bankructwa.
Kryzys stał się tak ostry i drastyczny, że rząd nasz musiał jakoś zareagować i ogłosił „tarczę antykryzysową” – program różnych ulg, odroczeń, tudzież tanich kredytów, którymi przedsiębiorcy stojący przed widmem bankructwa mieliby się jakoś ratować.
Jednak dla każdego jest jasne, że samo odroczenie zapłaty składki ZUS niczego nie rozwiązuje. Podobnie jak możliwość zaciągnięcia taniego kredytu. Nawet najtańszy kredyt trzeba będzie kiedyś spłacić, podobnie jak odroczoną składkę czy podatek.
Jedyne co na prawdę pomogłoby stojącym przed widmem ruiny przedsiębiorcom, to odstąpienie od ściągania składek i podatków przez okres restrykcji ogłoszonych przez władze. I tego od początku zaczęli domagać się reprezentanci przedsiębiorców. Żądanie podchwycili politycy opozycji i już słyszymy zapowiedzi premiera, że składki ZUS zostaną umorzone.
Jednak jak to zwykle bywa – naiwnym jest ten, który sądziłby, że tak naprawdę będzie. Już słyszymy, że odroczenie będzie tylko dla tych przedsiębiorców, którym dochody spadną w stosunku do lutego, którzy nie zwolnili pracowników i jeszcze kilka warunków trzeba będzie spełnić, a które wnioskodawca usłyszy jak będzie składał wniosek.
Oczywiście te warunki po pierwsze mają utrudnić ludziom uzyskanie zwolnienia podatkowego, ograniczyć krąg tych, którzy będą się mogli o nie ubiegać, a przede wszystkim rozciągnąć w czasie cały proces zwrotu pieniędzy. Najpierw zapłać składkę ZUS, a potem będziesz czekał na jej zwrot – jak oczywiście udowodnisz, czego od ciebie żądają.
Takie sztuczki nasz rząd stosuje od dawna. Np. głośno ogłasza, podniesienie kwoty wolnej od podatku, ale tylko dla tych, którzy zarobili nie więcej niż 670 zł miesięcznie. Czyli dla nikogo.
Teraz w obliczu niespotykanego załamania gospodarki – w dużej mierze spowodowanego drastycznymi i na wyrost przyjętymi decyzjami rządu – Premier zapowiada pomoc dla przedsiębiorców, ale warunki tej pomocy będą na tyle skomplikowane, że wielu przedsiębiorców po prostu na żadne wsparcie się nie załapie.
Rozwiązaniem byłaby pomoc prosta – odstąpienie do ściągania składek na ZUS i podatków od całych grup drobnych przedsiębiorców i to bez żadnych skomplikowanych warunków.
Czy jednak nasz rząd potrafi coś zrobić bez stosowania sztuczek?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie