
W ubiegłym tygodniu dziennik „Rzeczpospolita” ogłosiła informację, uzyskaną nieoficjalnie z prokuratury, ze przyrządy którymi badano wrak prezydenckiego Tupolewa w Smoleńsku, wykazały na kilku siedzeniach ślady trotylu.
Informacja ta w sposób oczywisty wywołała poruszenie, aczkolwiek prawdę powiedziawszy o niczym nie była w stanie przesądzić. Trotyl ma te właściwość, że ślady jego obecności utrzymują się przez wiele lat. Do samolotu, którym wożono żołnierzy z Afganistanu molekuły trotylu mogły się dostać wraz z nimi.
Oczywiście mogły tez być to ślady ewentualnego zamachu, wszak do badania dochodzi w samolocie, który roztrzaskał się a w nim zginęła setka polskich przywódców. Przyczyny katastrofy są do dziś nie ustalone. W tej sytuacji ślady trotylu rzeczywiście mogą wskazywać na hipotezę zamachu.
Tuz po artykule „Rzeczpospolitej” zebrała się wojskowa prokuratura i wydała oświadczenie, przypominające jako żywo ową śląska opowieść o tym jak to sąsiadka pożyczyła od sąsiadki garnek, przypaliła go a potem tłumaczyła że:
Po pierwsze garnka nie przypaliła, po drugie był przypalony już jak pożyczała, a po trzecie to w ogóle żadnego garnka nie pożyczała.
Prokuratura nie zaprzeczyła, że przyrządy wskazywały obecność substancji wśród których mógł być i trotyl. Ale że trwają dalsze badania i wobec tego prokuratura wyklucza obecność trotylu.
Ja rozumiem, że prokuratura może dziś skomentować wskazania przyrządów tak, że to niekoniecznie musiał być trotyl. Ale skąd na litość wie, że trotylu nie było, skoro wskaźniki wskazywały i badania trwają.
Zaraz po artykule „Rzeczpospolitej” przywódca PiS, Jarosław Kaczyński oświadczył na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, że informacja o trotylu potwierdza jego wiedzę, która miał od początku, że to był zamach a 96-ciu polskich przywódców zostało z zimną krwią zamordowanych.
Oświadczenie Kaczyńskiego natychmiast ściągnęło na niego gromy ze strony Tuska i całej „partii rosyjskiej”. Najdalej posunął się Tusk, stwierdzając, że nie wyobraża sobie życia z Kaczyńskim w jednym państwie. Było to stwierdzenie śmieszne, bo nie wiadomo co nas Tusku teraz zamierza zrobić? Albo pozostaje mu wyjechać, albo Kaczyńskiego wysłać na banicję. Jednak „zaprzyjaźnione z rządem” media pominęły śmieszność Tuska, pominęły informacje o trotylu i skupiły cała uwagę na niefortunnej wypowiedzi Kaczyńskiego. I tak oto nie mamy już dyskusji na temat konsekwencji wykrycia śladów trotylu, ale media trąbią dzień i noc o wypowiedzi prezesa PiS. To proste i skuteczne zagranie propagandowe, stosowane już tyle razy, odwraca uwagę publiczności do istoty zagadnienia, a koncentruje ja na tym, kto tę informację komentuje –w tym przypadku Kaczyńskim. Jest to zabieg propagandowy polegający na zastosowaniu zasady; „Ne ważne co się mówi, ważne kto to mówi”. Pro-platformerskie media stosowały tę sztuczkę już od dawna i czas by lider opozycji Jarosław Kaczyński, uchodzący podobno za wybitnego polityka, tego zabiegu się nauczył. Gdyby po artykule „Rzeczpospolitej” Kaczyński, Macierewicz siedzieli cicho propaganda tuskowa musiałaby koncentrować się na meritum sprawy i doprawdy nie wiadomo jak by się premier wytłumaczył z faktu, że od początku jego podwładni odrzucali hipotezę zamachu – chociaż jak w każdym śledztwie powinni byli taka możliwość brać pod uwagę. Kaczyński, gdyby miał odrobinę rozsądku politycznego siedziałby cicho i patrzał jak dziennikarze dociskają Tuska do ściany.
Tymczasem prezes PiS-u swoją wypowiedzią dał propagandzie atut do odwrócenia uwagi od meritum sprawy. Gdyby to był pierwszy błąd Jarosława można by przypuszczać, że w kolejnej takiej sytuacji zachowa się z większym refleksem. Niestety u Jarosława Kaczyńskiego jest to zachowanie i reakcja seryjna. Zastanawiam się czy u Kaczyńskiego te błędy płyną z głęboko skrywanej sympatii do Tuska, czy też są przejawem politycznego antyrozumu?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie