
Rozmowa z Markiem Święsem, radnym niezależnym (wybranym z list PiS) Rady Miasta w Nysie. Przez zaledwie dwa tygodnie był dyrektorem w gminnej spółce Ekom. Obecnie na wypowiedzeniu. - Dlaczego odchodzi Pan z gminnej spółki Ekom? - Przedstawiłem własną koncepcję funkcjonowania składowiska odpadów, którym miałem zarządzać, a która nie znalazła zrozumienia, choć początkowo prezes wykazywał nią duże zainteresowanie. Tam są duże problemy do rozwiązania, ale najważniejsze jest to, żeby spółka pełniła funkcje społeczne, a nie była tylko nastawiona na zysk, bo nie jest firmą komercyjną.
- Jakie to problemy?
- Najważniejszy problem, to urynkowienie cen na składowisku. Obecne są za niskie, a my przez to stajemy się wysypiskiem dla połowy województwa opolskiego. Nie może być tak, że są one niższe niż na innych składowiskach. Powinny być niższe, ale tylko dla mieszkańców Nysy, a wyższe dla innych. Jest odwrotnie, dlatego zaproponowałem podniesienie cen, ale przekonywano mnie, że tego nie da się zrobić. Formalnie nic nie stoi na przeszkodzie. Nam się po prostu nie opłaca przyjmowanie śmieci z ościennych gmin i powinniśmy podnieść ceny na tyle, żeby to im się nie opłacało zwożenie ich do Nysy. Co to za interes dla Ekomu wożenie śmieci z Głuchołaz, niemalże po kosztach, za 8 zł od osoby? To robi niebywały deficyt, a spółka szoruje przez to brzuchem po dnie. Podobnie przyjmujemy śmieci, zwożone przez komercyjne firmy, które drzwiami i oknami do nas walą, bo mamy tanio. Ściągamy tu odpady nie wiadomo skąd, a to nie jest w interesie gminy.
- A co Pan proponował?
- Zaproponowałem dwa rozwiązania - aby wszystkie gminy zleciły nam wywożenie śmieci, a my jako spółka będziemy to robić wszędzie i kompleksowo. Obecnie robimy to po najniższych cenach, które często nie pokrywają ponoszonych kosztów. Ja się z tym zgodzić nie mogłem. Jest wiele rażących problemów, które należy natychmiast rozwiązać.
- Jakie to problemy?
- Nie mogę o nich teraz mówić, ale poinformowałem prezesa i burmistrza, czyli właściciela spółki.
- Jaka była reakcja?
- Reakcja była taka, że na drugi dzień otrzymałem zmianę warunków pracy na system zmianowy, na co się nie zgodziłem.
- Jako dyrektor miał Pan pracować od 15 do 22?
- No tak... tylko trudno byłoby mi zarządzać, kiedy inni kierownicy, w tym prezes pracują do 15.00. Kiedy mielibyśmy rozwiązywać problemy firmy? Inna sprawa, że na składowisku jest dyrektor, który nie jest dyrektorem. Liczyłem, że będę miał pełny dostęp do informacji na temat spółki, aby jako radny móc ją lepiej kontrolować.
- Co to znaczy?
- Nie miałem wglądu w sprawy finansowe, no to jak można być dyrektorem? Jak miałem planować pewne procesy, nie wiedząc tego, ile mam pieniędzy. Np. nie wiadomo, czy odliczana była amortyzacja od linii technologicznej zamontowanej na składowisku i czy w związku z tym są pieniądze na modernizację.
- To może chodziło o to, żeby Pan nie patrzył na to, co się dzieje na składowisku w normalnych godzinach pracy?
- W związku z tym nie przyjąłem zmiany warunków, co zresztą zapowiedziałem i myślę, że dla prezesa była to okazja do pozbycia się mnie z firmy. Na składowisku jest sporo rzeczy, które należy zmienić. Uważam, że bezpieczeństwo ludzi jest najważniejsze.
- A są problemy z bezpieczeństwem?
- Są i uważam, że bardzo poważne. Starałem się wytłumaczyć prezesowi, że trzeba to poprawić, ale bez skutku, bo wymagały dużych nakładów finansowych. Zauważyłem też, że stanęliśmy nad progiem możliwości przetwarzania odpadów. Więcej się tego nie da zrobić przy tej technologii, która tam jest. W związku z tym mówienie, że będziemy mieli kolejne rejony do obsługiwania skończy się tym, że zapchamy kolejną kwaterę, a nie zwiększymy rentowności firmy. I to kolejny argument za podniesieniem cen przyjmowanych odpadów. Tym bardziej, że zgodnie z zawartym porozumieniem z gminami, mogą one być regulowane raz na trzy lata. Cena powinna być więc dużo wyższa. Nie może być tak, że bierzemy na siebie problem śmieci z gmin, a my nic z tego nie mamy. Mam na myśli większe zaangażowanie społeczne spółki z pożytkiem dla mieszkańców Nysy.
- Ekom angażuje się przecież w sport, na który przekazuje niemałe środki.
- Nie wiem, bo jak mówiłem, nie miałem wglądu w sprawy finansowe spółki i nie wiem, czy to wyjdzie spółce na zdrowie... Spółka powinna mieć zdrowe cele, wśród nich modernizację, która jest konieczna. Zarzucanie Domaszkowic kolejnymi tonami śmieci nie rozwiązuje problemu. Tam jest już próg możliwości przyjmowania i przetwarzania odpadów. Zapchamy kolejną kwaterę i kolejną, aż dojdziemy do granic Nysy? To nie jest rozwiązanie. Musimy szukać rozwiązania problemu, a nie układać się pod problem.
- A jakie jest rozwiązanie?
- Aby Nysa i jej mieszkańcy mogli odetchnąć z ulgą powinniśmy więcej zarabiać na dużo mniejszej ilości przyjmowanych śmieci. Wszystkie gminy nie mają problemu śmieci, bo te zwozi się do Nysy. Pytam co z tego ma miasto, co z tego ma przeciętny mieszkaniec, który płaci najwyższe stawki w regionie? To jest nie do pomyślenia! I to powinno być celem dla spółki, aby mieszkańcy będący jej właścicielami, płacili jak najmniej, np. tak jak w Głuchołazach 8 zł. I do takiego celu spółka powinna zmierzać, mając na swoim terenie wysypisko. To mieszkańcy ościennych gmin powinni płacić więcej, a nie nysanie. A my nie dość, że mamy śmieci i zagrożenie z tym związane, to jeszcze płacimy najwięcej! Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie stanąć przed ludźmi i powiedzieć, że ta spółka się nam opłaca. Za chwilę okaże się, że będą do nas przywozić śmieci z Opola, bo mamy najtaniej. Niestety na tym nie zarobimy, bo to my ponosimy koszty utrzymania składowiska i jego rozbudowy. To nie ma sensu.
- Czy bycie radnym gminy i pracownikiem gminnej spółki to nie konflikt interesów?
- Uważam to za dobre rozwiązanie pod warunkiem, że radny kontroluje działalność miejskiej spółki. Tacy radni - pracownicy powinni pilnować interesu gminy i patrzeć na ręce prezesów. Uważam, że są oni bez kontroli, bo nawet rada nadzorcza nie pełni funkcji kontrolnej, do czego została powołana.
- Mamy już radnych zatrudnionych w spółkach gminnych i jest wręcz przeciwnie. Nie tylko żadnej kontroli nie sprawują, to jeszcze są uzależnieni od burmistrza i zamiast go kontrolować, robią wszystko, co on chce.
- No, trzeba mieć jakiś kręgosłup i odpowiedzieć sobie na pytanie, po co się tam idzie. Czy idzie się po to, aby dodatkowo wydoić spółkę, czy idzie się po to, aby ją kontrolować w interesie mieszkańców. Ja poszedłem tam tylko po to, aby ją kontrolować. Zapowiedziałem to panu burmistrzowi i prezesowi Rizlerowi, że taka będzie moja misja i zacząłem ją realizować od pierwszego dnia.
- Proszę zdradzić, jak się Pan znalazł w spółce?
- Były takie propozycje, żeby wprowadzić tam element społeczny. Rozważano kilka stanowisk, aż w końcu stanęło na Domaszkowicach. Zgodziłem się na przyjęcie tej propozycji z uwagi na to, że po analizie funkcjonowania Ekomu, doszedłem do wniosku, że to jest newralgiczny punkt, bo tam się kumulują wszystkie problemy całej spółki. Tam powinna być osoba pilnująca tego, co tam się dzieje, co jest przywożone i w jakich ilościach, bo to jest w interesie gminy. Tak rozumiałem swoją pracę. A kiedy widziałem, że dzieje się coś nie tak, to zgłaszałem to prezesowi i są na to notatki. Celem powinien być interes gminy Nysa, a nie interes innych gmin i komercyjnych firm. A inni radni, którzy tak nie działają, to powinni być z tego rozliczeni, bo oni powinni stanąć przed problemem i zachować się tak, jak ja - albo interes gminy, albo dziękuję.
- A może burmistrz chciał Pana kupić tym stanowiskiem, jak innych radnych?
- Może tak, ale powiedziałem od razu, że jest to nierealne. Ja mam zobowiązania tylko wobec mieszkańców, bo zawarłem z nimi umowę kiedy wybierali mnie na radnego i nie mogę tego złamać.
- Burmistrz zaproponował Panu pracę czy sam pan poprosił?
- Tak, to była taka propozycja ze strony burmistrza i pana prezesa spółki. Miałem nadzieję, że jak w spółce będzie radny, to pewne działania nie będą miały miejsca. To się jednak nie sprawdziło i formuła mojej obecności zupełnie się wyczerpała. Interes społeczny nie jest przez spółkę realizowany, to ja tam nie mam nic do roboty.
- A może skusiły Pana warunki finansowe? Ile Pan miał zarabiać w spółce, jeśli to nie tajemnica?
- To żadna tajemnica. Wynagrodzenie na umowie to 6500 zł brutto, a więc nie są to porażające pieniądze, bo tyle zarabia się na niektórych podrzędnych stanowiskach w urzędach.#
Rozmowę przeprowadził
Piotr Wojtasik
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Teraz czekamy na komentarz burmistrza i prezesa spółki. Zgroza, jak nas oszukują.
Ujęła mnie Twoja historia...
w domaszkowicach jest problem świn i śmieci .............
czyli człowiek ze śmieci
To jest i śmieszne i straszne. Nie wiem kim Pan miał być w tym EKOM-ie, radnym-kontrolerem czy pracownikiem- dyrektorem? A 6500 zł. Brutto to nie jest mało. Burmistrz płaci i wymaga.