
Siatkarze Trefla Gdańsk pokonali w Nysie miejscową Stal 3:0 i umocnili się na trzecim miejscu w tabeli PlusLigi.
Stal Nysa - Trefl Gdańsk 0 : 3 (18 : 25, 19 : 25, 23 : 25)
STAL NYSA: Marcin Komenda, Bartosz Bućko, Wassim Ben Tara, Bartłomiej Lemański, Moustapha M’Baye, Łukasz Łapszyński - Michał Ruciak (libero) oraz Kamil Długosz, Michał Filip, Patryk Szczurek, Kamil Dembiec (libero), I trener Krzysztof Stelmach, II trener Wojciech Janas.
TREFL GDAŃSK: Bartłomiej Lipiński, Mariusz Wlazły, Marcin Janusz, Moritz Reichert, Bartłomiej Mordyl, Pablo Crer - Maciej Olenderek (libero) oraz Łukasz Kozub, Bartosz Pietruczuk, Kewin Sasak, I trener Michał Winiarski, II trener Roberto Rotari.
Sędzia pierwszy: Jarosław Makowski.
Sędzia drugi: Maciej Maciejewski.
Komisarz: Sebastian Michalak.
W pierwszych dwóch setach gdańszczanie zdominowali wydarzenia na boisku i nie dali większych szans gospodarzom. W trzecim secie z powodu urazu boisko musiał opuścić Mariusz Wlazły, a zawodnicy Stali Nysa poczuli swoją szansę. Walczyli dość długo, w końcówce jednak ulegli podopiecznym trenera Michała Winiarskiego.
Początek pierwszego seta należał do drużyny Trefla Gdańsk. Po skończeniu kontry z lewej flanki przez Bartłomieja Lipińskiego na dwupunktowe prowadzenie wyszli gdańszczanie. Powiększyli je, gdy Moritz Reichert zagrał blok-aut. Podopieczni Michała Winiarskiego świetnie czytali zamiary atakujących Stali i raz za razem ustawiali szczelny blok (4:9), dzięki czemu mogli kontrolować przebieg tej partii. Tym bardziej, że gospodarze zawodzili w ofensywie. Bezpośrednie uderzenia w aut Bartosza Bućko, czy Wassima Ben Tary sprawiły, że różnica wzrosła do siedmiu ,,oczek”, a gdy kolejny punkt dodał jeszcze Reichert – nawet do ośmiu. Siatkarze Trefla całkowicie zdominowali swoich rywali na boisku w każdym elemencie. Zdobywanie punktów przez ekipę prowadzoną przez Krzysztofa Stelmacha przychodziło z trudnością, a pojedyncze dobre akcje w ich wykonaniu to było zbyt mało, aby dorównać rozpędzonym przyjezdnym. Dopiero w końcówce seta, gra naszego zespołu powoli zaczęła się zazębiać. Niemniej dystans między zespołami był zbyt duży, aby można było doprowadzić do wyrównania. Premierową odsłonę spotkania zakończyło autowe uderzenie Ben Tary (18:25).
Słaba skuteczność w ataku oraz duża liczba błędów własnych miejscowych przesądziła o ich porażce w pierwszej partii. Drugą partię nyska Stal także zaczęła źle, gdyż po wykorzystaniu przechodzącej piłki przez Mariusza Wlazłego gospodarze przegrywali już 0:5. Powoli jednak gonili swoich rywali i gdy Wassim Ben Tara skończył kontratak z prawego skrzydła dystans zmalał do dwóch ,,oczek”. Dodatkowo w szeregach nyskiej drużyny zaczął funkcjonować blok i to za sprawą tego elementu miejscowi zdołali doprowadzić do wyrównania. Kiedy wydawało się, że oba zespoły będą toczyć grę za punkt, po raz kolejny swój lwi pazur pokazali siatkarze z Trójmiasta, gdyż przy zagrywce Wlazłego zapunktowali pięciokrotnie pod rząd. Stało się to głównie za sprawą bloku, gdyż trzy z nich wygrali właśnie tym elementem (12:17). Trzeba przyznać, że goście świetnie czytali grę Stali prowadzoną przez Marcina Komendę i na koniec drugiego seta mieli na swoim koncie aż dziesięć ,,czap”. Ostatecznie ekipie z Nysy udało się uzbierać w całym secie tylko 19 punktów i chcąc powalczyć jeszcze w tym meczu musieli poprawić sporo w swojej grze.
Początek trzeciej części spotkania miał najbardziej wyrównany przebieg. Niestety już na początku kontuzji nabawił się Mariusz Wlazły, który musiał opuścić boisko. Sytuacja ta mocno wybiła z rytmu gdańszczan, którzy po trafieniu Wassima Ben Tary musieli gonić swoich rywali. Tunezyjczyk napsuł rywalom naszego zespołu sporo krwi także w polu serwisowym, gdy posłał trzy zagrywki nie do przyjęcia (10:6). Zdobywanie punktów siatkarzom Trefla przychodziło z trudnością, ale po chwilowym przestoju zabrali się do odrabiania strat. Najpierw Kewin Sasak ustawił skuteczny blok, następnie Bartosz Pietruczuk skończył posłaną do niego piłkę i różnica wynosiła już tylko dwa ,,oczka”. Po raz kolejny dużo dobrego po stronie gdańszczan zadziało się za sprawą bloku. As serwisowy Moritza Reicherta oraz ,,czapa” Sasaka sprawiły, że zrobiło się po 18, a kiedy kolejną dołożył atakujący Trefla było już 18:19. Wszystko rozstrzygało się w samej końcówce spotkania, a dokładnie w dwóch ostatnich akcjach. Potwierdzeniem dobrych zmian Pietruczuka i Sasaka była finałowa wymiana, w której obaj odgrywali kluczową rolę. Skończył ją z trudnej piłki ten drugi, dzięki czemu trzy punkty trafiły na konto gości, którzy umocnili się na trzecim miejscu w tabeli PlusLigi. My natomiast po raz kolejny w tym musieliśmy się wstydzić za nasz zespół, bowiem był to kolejny blamaż w wykonaniu żółto-niebieskich.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Po co "granko" jak jest "sianko"?