
Czytam książkę Latkowskiego i Majewskiego o aferze podsłuchowej jaka wstrząsnęła Polską w roku 2014. Czołowi politycy rządu Platformy Obywatelskiej, powiązani z nimi biznesmeni zostali nagrani w restauracji „U Sowy”, a stenogramy tych pogaduszek – prowadzonych zresztą językiem knajackim - opublikował tygodnik „Wprost”, którym wówczas Latkowski kierował. W odwecie warszawska prokuratura nasłała na redakcję „Wprost” policję i próbowała odebrać dziennikarzom laptopy.
W 2011 r. – również pod rządami PO, ABW przeszukała mieszkanie blogera, który na stworzonej przez siebie stronie „Antykomor” żartował sobie z prezydenta Komorowskiego.
W tym samym roku policja zatrzymała w Białymstoku kibiców za antyrządowe transparenty.
Jak się dowiadujemy – teraz po zmianie Komendanta Głównego Policji – w czasie wspomnianej już „afery podsłuchowej”, policjanci z Komendy Głównej prowadzili nielegalną inwigilacje osiemdziesięciu dziennikarzy kontrolując korespondencję, Internet i rozmowy telefoniczne.
W 2014 r. „Dziennik Gazeta prawna” przyniósł informację, o gigantycznej skali podsłuchów w Polsce. Z danych, do których dotarła gazeta, wynika, że organy ścigania w 2013 roku sięgnęły po dane 2 mln 187 tys. razy, przy czym w tej liczbie nie uwzględniono podsłuchów i odczytywania treści SMS-ów. W chęci uzyskania dostępu do danych przodują policja, Straż Graniczna, ABW i CBA.
Dla porównania we Francji, zagrożonej terroryzmem w 2013 r. służby zażądały 500 tys. udostępnień informacji. Czyli prawie 5 razy mniej niż w demokratycznej Polsce Donalda T.
Jak widać z tych kilku faktów, które pozwoliłem sobie przypomnieć, za czasów PO służby podsłuchiwały, inwigilowały, kontrolowały Internet i co tam im było potrzebne. A jak padł rozkaz z góry to nachodziły dziennikarzy, dokonywały rewizji i prześladowały opozycję.
Czy słyszałeś Szanowny Czytelników wówczas, żeby za pozbawianymi wówczas swych praw Polakami ujął się europarlament? Albo żeby obrońca demokracji Ryszard Petru albo jaki inny Mateusz Kijowski organizowali demonstracje w obronie zagrożonej wolności? Albo czy słyszałeś, żeby Prokurator Generalny Andrzej Seremet wyciągnął konsekwencje w stosunku do prokuratora, który nakazał rewizję w redakcji „Wprost”? Nie słyszałeś Czytelniku? To bardzo dziwne.
Bo teraz kiedy rządząca – z woli wyborców – większość sejmowa próbuje uregulować działalność policji i poddać inwigilację kontroli sądowej to właśnie politycy od Ryszarda Petru i politycy PO podnoszą larum, że demokracja jest zagrożona.
W ub. piątek Sejmowa Komisja Sprawiedliwości obradowała nad projektem zmiany w ustawie o prokuraturze. Ustawa porządkuje sytuację, funkcja Prokuratora Generalnego wraca w ręce ministra sprawiedliwości, powstaje na szczeblu centralnym Biuro Spraw Wewnętrznych, które będzie badać przypadki korupcji wśród prokuratorów. Wreszcie ktoś będzie rządził prokuraturą, a nie tylko pisał sprawozdania. Bardzo mi się ten projekt podoba.
Tymczasem atakują te działania wściekle posłowie PO i Nowoczesnej. „To będzie koniec niezależności prokuratorów!” grzmią.
Ale po co prokuratura miałaby być „niezależna”? I od kogo?
Ustawa o prokuraturze autorstwa PiS przywraca porządek w rozgardiaszu, jakiego narobiła Platforma tworząc oddzielne stanowisko Prokuratora Generalnego – pozbawionego w istocie możliwości działania. Paraliż prokuratury był jednak chyba na rękę różnym kolesiom od kolejnych afer.
W tym wszystkim zajadły atak ze strony opozycji przybiera coraz bardziej humorystyczne przejawy. Jej lider – Ryszard Petru – najpierw oznajmił wszystkim o „Świecie sześciu króli”, a potem wsadził Kaczyńskiego na „Rubikonia trojańskiego jak Cezara”. Rozumiemy, że nosząc teczkę za Balcerowiczem Ryszard Petru nie miał kiedy nauczyć się historii, ale żeby pomylić rzekę Rubikon, z koniem trojańskim trzeba nieźle mieć w czubie.
Jeśli w innych dziedzinach pan Ryszard ma podobnie głęboką wiedzę to drżyj rządzie! I trwóż się opozycjo! Oto siódmy król nadciąga. Na rubikoniu!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie