
W pięknej epoce średniowiecza złodziei piętnowało się wypalając znak na czole, fałszerzom pieniędzy obcinano uszy i w ten prosty sposób tamtejsze społeczeństwa załatwiały problem recydywy. Facet z wypalonym na czole znakiem nie miał szans na pojawienie się na bazarze i skubniecie komuś sakiewki.
Epoka nowożytna wprowadziła zasadę humanitaryzmu – co jest oczywiście dobre– ale zrodziła w ten sposób nowe problemy. Oszust przyłapany na oszustwie może łgać w dalszym ciągu w telewizorze i to w dodatku jako „ekspert”. Złodziej wyrzucony z jednej rządowej agencji, znajdzie pracę w innym resorcie –zwłaszcza po wyborach , kiedy zmieni się ekipa, jako prześladowany z powodów politycznych.
A jeśli do tego dodamy jeszcze możliwości kreowania tzw. „autorytetów” przez media – społeczeństwo staje bezbronne wobec zmasowanej manipulacji oszustów, krętaczy i szalbierzy wszelkiej maści. A każdy – ma się rozumieć – ma na ustach „Ojczyznę”, „patriotyzm”, „demokrację” czy co tam akurat chwyta ludzi za serce.
Na tle tych szalbierzy wyniesionych na świeczniki starzy poczciwi złodzieje, czy oszuści z dawnej epoki wydają się wręcz niewiniątkami.
Oto np. mamy konwencję rządzącej partii, która chwali się że pozyskała na swoje listy Grzegorza Napieralskiego z SLD i Ludwika Dorna z PiS-u.
Napieralski w PO niekoniecznie musi dziwić. Droga z SLD do PO nie wydaje się długa. Ale Ludwik Dorn – niegdysiejszy „trzeci bliźniak” braci Kaczyński, współtwórca PiS, były minister w rządzie Kaczyńskiego, z racji twardej polityki zwany „krwawym Ludwikiem” – pisior nad pisiory - w znienawidzonej Platformie? Cóż znaczy ten przypadek? Jak go zinterpretować? Czy to kolejny współpracownik Kaczyńskiego, który „zdradził” czy też postawa Dorna jest znakiem jakiejś szerszej i głębszej tendencji. Jakiejś prawidłowości rządzącej polską polityką, o której – cicho-sza – milczą salony, nie zauważają dziennikarze.
Bo jeśli czołowy polityk PiS – partii wiodącej zaciekły spór z Platformą z łatwością znajduje w jej szeregach miejsce, to o czym to świadczy?
Może świadczyć o słabości charakteru Dorna. Ale przecież wcześniej z ław prawicy do PO odeszli i Niesiołowski, i Zaleski i Kluzik-Rostkowska i paru innych.
Charakter charakterem, ale gdyby na prawdę PiS i PO różniły się tak dramatycznie jak to wynika z oficjalnych przemówień, to takie konwersje byłyby wręcz niemożliwe. Nie tylko Dorn by się wzdragał wejść w patformerskie błoto, ale i szeregi PO by go nie przyjęły. A tu nic! Pełna zgoda. Buźka, klapa, rąsia, goździk i hop na wspólną wódeczkę!
Otóż wg mnie przypadek Dorna (a wcześniej innych) świadczy o tym, że PO z PiS-em nic istotnego nie różni. W gruncie rzeczy są to dwie strony tego samego medalu, partie bliźniacze. Jeśli się różnią to na pokaz, w kwestiach zupełnie drugorzędnych w punktu widzenia państwa. Jakieś In vitro, gender, jakieś gesty, które nie stanowią istotnych zagadnień.
We wszystkich innych kwestiach – polityki zagranicznej, stosunku do Rosji, relacji z banderowską Ukraina, stosunku do Unii Europejskiej i innych i PiS i PO mówią tym samym głosem. Różnice – całkowicie marginalne tematy - są po to, żeby naiwni ludzie wierzyli w to, że jest jakiś spór.
Najlepiej widać to na przykładzie jak obie partie rozgrywały sprawę referendum i niewygodnej dla nich wszystkich kwestii Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. I PO i PiS (przy pomocy mniejszych szakali z SLD i PSL) zrobiły wszystko, żeby Polaków zniechęcić do udziału w referendum, żeby pomniejszyć jego znaczenie. Od zwykłego zamilczania przez rząd i rządowe media, po antyjowowską i antyreferendalną propagandę w wydaniu PiS.
Z tych dwu szkodliwych dla Polski organizacji – wg mnie - o wiele bardziej szkodliwa jest partia Jarosława Kaczyńskiego. Sprytniej została bowiem zamaskowana pod szyldami patriotyzmu i wartości etycznych.
Ludzie na te szyldy dają się nabierać, jedynie Ludwik Dorn – jako widzący sprawy wyraźniej – dał nam znak, jak sprawy się mają na prawdę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie