
„I sam cysorz, kurde mnie pochwalił/ I poklepał, kurde mnie” – głosiła pointa mojej ulubionej piosenki wojskowej z czasów I wojny. Czasy to były trochę już zamierzchłe, ale jakby podobne. Polski niepodległej na mapie Europy nie było, ale 2/3 dzisiejszego naszego terytorium należało a to do Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a to do Cesarstwa Niemieckiego. U progu I wojny obydwa cesarstwa pozostawały w ścisłym sojuszu ale silniejszym było Cesarstwo rządzone z Berlina – stąd wiadomo który cesarz poklepywał po plecach polskiego gefrajtera.
Dziś resztki Austro-Węgier odżywają w postaci grupy wyszehradzkiej, a Berlin jak to Berlin jak zwykle trzyma się dobrze i rozdaje karty w europejskiej grze. W naszym szczęśliwym kraju onże Berlin posiada już prawie wszystkie tytuły gazet, wiele fabryk, banków itp. infrastruktury gospodarczej. Tubylcy zaś szczęśliwi są bo mogą pracować w tych dobrze zorganizowanych fabrykach, a w dodatku nikt ich po mordzie nie leje, modlić po polsku nie zabrania i jeszcze mogą sobie wybrać własny sejm i rząd. Oczywiście żeby im się w głowach nie poprzewracało od tej „wolności” trzeba im co jakiś czas przypomnieć co i jak i kto tu rządzi – czyli poklepać a to po plecach przyjaźnie, a to po pupci dać klapsa.
I właśnie takie sceny poklepywania przez „cesarzową Angelę ludność tubylcza mogła zobaczyć w minionym tygodniu, kiedy Rada Gubernatorów (czy jak tam to się teraz nazywa) wybrała reprezentanta tubylczej ludności - Donalda Tuska - na swojego sekretarza czyli posługacza.
Onże reprezentant Donald T. już w minionym okresie dał poznać „cesarzowej” swoje zalety. Po pierwsze pochodząc z tubylczej ludności wykazywał się do niej dystansem, żeby nie powiedzieć - pogardą. Znana była jego dewiza: „Polska to nienormalność”. Oddawała ona stosunek znacznej części wykształconej klasy urzędniczej (tzw. wykształciuchów) do własnego kraju i narodu, którego językiem się posługują. Ale przede wszystkim stanowiło ofertę wobec „Rady Gubernatorów” (czy jak tam się to teraz nazywa?). Ofertę w postaci deklaracji: „Nic nas z tymi głupimi Polakami nie łączy. Na nas możecie śmiało postawić – bo my tam żadnego powstania nie zrobimy, ani się nawet nie zbuntujemy. My tu będziem zarządzać w interesie cysorza. A jak cysorz będzie zadowolony to i po plecach poklepie i posadę da!”
Tak mniej więcej można streścić ideologię środowisk Platformy i jej Nowoczesnej wersji. W każdej sprawie ci dzielni ludzie są przeciwni polskiej tradycji, polskiej wrażliwości i polskiemu interesowi. Natomiast swój cel i „misję” widzą w pracy nad roztopieniem się polskiego żywiołu, (który wszak jest nienormalny) w europejskim morzu, które tym razem – tak jak i poprzednio – organizuje Berlin przy pomocy upadłej Francyi i paru jeszcze drugorzędnych państw. Trzeba wszakże powiedzieć, że metody obecnie są humanitarne i każde z państw może swój interes w tej nowej Europie odnaleźć. Jednakże o ile elity francuskie, holenderskie czy węgierskie – akceptując wiodącą rolę cesarzowej Angeli – potrafią jednak dbać o interesy własnego kraju – to elitka polskich euro-lokajczyków wyćwiczona w wieloletnim poddaństwie wobec tamtejszego Wielkiego Brata, nawet nie pomyśli, że mogłaby w jakiejś sprawie mieć własne zdanie.
I oto polski rząd ośmielił się wystąpić przeciwko woli cesarzowej i zamiast lokajczyka Donalda wystawił swojego kandydata. Co prawda ten kandydat był skazany na porażkę, bo niby dlaczego Cesarzowa mając do wyboru wyćwiczonego w posłuszeństwie lokajczyka miałaby wybrać kogoś niezależnego? Ale jednak szeregi lokajczyków zawyły: Jak to można tak własnego kandydata wysuwać, a nie trzaskać obcasami na rozkaz?
One lokajczyki tak głośno wyły przede wszystkim po to, żeby pokazać Najjaśniejszej Cesarzowej jakie one są lojalne i oddane. Bo jakby potem jakieś posady rozdawali to niech Najjaśniejsza pani o nich pamięta!
Na szczęście wszystko skończyło się tak jak się skończyć miało i stada lokajczyków odetchnęły z ulgą! Tusku musisz! Tusku -Du must!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie