
Od dłuższego już czasu zauważyłem, że nie ma dnia by w wiadomościach telewizyjnych, po mrożących krew w żyłach relacjach z walk między PiS-em, a opozycją totalną, nie pojawiło się w końcu jakieś ciężko chore dziecko. A to z mukowiscydozą, a to z pęcherzykowatym zapaleniem naskórka, a to z innymi - budzącymi natychmiastową litość u milionów widzów – schorzeniami. Po takim reportażu telewizja podaje konto, na które można wpłacać pieniądze i już po kilku dniach, w tych samych wiadomościach, możemy usłyszeć podziękowania dla wszystkich, dzięki którym nazbierano pieniądze na leczenie dziecka. Ponieważ chodzi o leczenie najczęściej w Stanach Zjednoczonych, sumy idą w setki tysięcy złotych. Jednak ten aspekt nie jest poruszany bo sukcesem jest, że w Ameryce wyleczą to, czego w Polsce nie potrafią.
Innym zjawiskiem, świadczącym o stanie polskiej „służby zdrowia”, jest zbiórka Jerzego Owsiaka na sprzęt medyczny dla szpitali. Zbiórce towarzyszą zawsze dyskusje wynikające z politycznych afiliacji jej organizatora, ale także – zwłaszcza na początku, kiedy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy startowała – odzywały się wątpliwości co do samej istoty akcji. Jak to – pytali dziennikarze – to państwo ma konstytucyjny obowiązek kupować sprzęt do szpital, a tutaj musi je wyręczać Owsiak?
Także sytuacja pacjentów - utrudniony dostęp do specjalistów, kolejki - dopełniają negatywnego obrazu polskiej służby zdrowia.
Ale przecież nie tylko sytuacja pacjentów budzi zastrzeżenia. Ostatnio przez parę dni przebywałem na jednym z oddziałów nyskiego szpitala. Zapytałem sympatyczne i ciężko pracujące pielęgniarki o ich zarobki. Oświadczyły, że zarabiają ok. 2 – 2,5 tys. Za ciężką, odpowiedzialną i wymagającą wysokich kwalifikacji pracę!
A lekarze dorabiający do średniej na wielogodzinnych dyżurach? Wszystko to raczej przypomina stan permanentnego kryzysu niż dobrze funkcjonujący system.
Są oczywiście jakieś enklawy całkiem niezłych zarobków, dochodów dla prywatnych firm, ale całość jest ciągle niedofinansowana, niedoinwestowana i nie dostarcza zadowolenia pacjentom.
I oto w ub. tygodniu premier Beata Szydło zapowiedziała „reformę”, a minister zdrowia– Konstanty Radziwiłł przedstawił zarysy proponowanych zmian.
Głównym założeniem „reformy” ma być likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia, zniesienie składek na fundusz zdrowotny i zapewnienie darmowej i pełnej opieki medycznej dla każdego. Wcześniej rząd PiS wprowadził darmowe leki dla osób starszych, teraz powszechna, darmowa i budżetowa opieka ma objąć wszystkich Polaków.
Jest to pomysł piękny w swej urzekającej wizji powszechnej szczęśliwości, a dopełnia go jednoczesna zapowiedź rządu podniesienia zasiłków dla bezrobotnych, zwiększenia pomocy państwa dla rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi i dalszego utrzymania programu 500+. Słowem rząd zamierza wziąć „na garnuszek” cały Naród.
Wiem, że opozycja rzuci się na projekty rządu – bo zawsze tak robi. Jak PiS mówi: „białe”, to Petru i Schetyna: „czarne!”
Ale ja nie jestem totalna opozycja tylko dręczą mnie różne pytania. Żyłem już w czasach gdy wszystko było darmowe: i szkoły (ośmioklasowe), i służba zdrowia. Tylko, że jakoś cukru nie można było kupić i trzeba było kartki wprowadzać.
Na skutek fatalnego zapisu konstytucyjnego służba zdrowia jest w Polsce nadal państwowa choć niektóre placówki są prywatne. Pacjenci nie mają nic do gadania, gdzie pójdą ich pieniądze, a decyduje o tym państwo. Teraz to NFZ dzieli pieniądze również dla prywatnych placówek stwarzając pozory rynku. Rząd likwidując NFZ, nie usuwa przyczyn kryzysu, a tylko likwiduje pozory i wraca wprost do systemu centralnego sterowania. Skończy się to oczywiście – tak jak w PRL-u - wzrostem patologii i większymi kolejkami.
Jak się okazuje – liderom PiS w PRL podobało się wiele rzeczy. I ośmioklasowe szkoły, i centralizm demokratyczny, i rozdawnictwo dóbr zamiast rynku. Brak było tylko amerykańskich wojsk, co właśnie udało się nadrobić po dziesiątkach lat oczekiwania.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie