
- Tak mnie omotali, że podpisałem dokumenty - dodaje z żalem mężczyzna zastanawiając się z czego będzie spłacać raty mając minimalną emeryturę.
- Zadzwonili do drzwi mojego mieszkania i powiedzieli, że muszę wymienić kuchenkę gazowo- elektryczną na nową, bezpieczniejszą. Sprzęt mieli już ze sobą, tak jak i wydrukowane dokumenty na moje nazwisko. Potem okazało się, że muszę zapłacić za to ponad 2,1 tys. zł! - mówi 80-letni Władysław Kulpiński z Nysy.
Pan Władysław nie jest pierwszym mieszkańcem naszego miasta, który padł ofiarą naciągaczy "na kuchenkę". Swego czasu z podobnym problemem zwrócił się do naszej redakcji inny nysanin. W obu przypadkach scenariusz był podobny. Do mieszkania pana Władysława zapukało dwóch mężczyzn oświadczając, że dokonują wymiany kuchenek gazowo elektrycznych na nowe, bezpieczniejsze. Starszy mężczyzna zrozumiał, że jest to konieczność uzgodniona z administracją bloku, w którym mieszka. Mężczyźni od razu zamontowali mu nowy sprzęt, zabrali starą kuchenkę, a nysaninowi przedłożyli (!) już wydrukowane na jego nazwisko dokumenty bankowe do spłaty ratalnej. - Tak mnie omotali, że podpisałem dokumenty - dodaje z żalem mężczyzna zastanawiając się z czego będzie spłacać raty mając minimalną emeryturę.
Za kuchenkę mężczyzna musi w ratach rozłożonych na 12 miesięcy zapłacić łącznie 2162 zł. Tymczasem za taki sprzęt zakupiony w sklepie trzeba zapłacić nieco ponad 1 tys. zł.
Biuro posła Janusza Sanockiego wystąpiło do tejże firmy o zwrot kuchenki pana Władysława i zabranie sprzętu, który - kolokwialnie mówiąc - został mu "wciśnięty". Oprócz tego - w imieniu nysanina - wystąpiono do banku o cofnięcie kredytu. Kiedy zadzwoniliśmy na numer komórkowy firmy, która zajmowała się wymianą kuchenki mężczyzna z drugiej strony rzucił grubiańsko, aby... dzwonić do ludzi, którzy montowali kuchenkę. Następnie rozłączył się.#
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie