
Nieważne jaką stację telewizyjna włączysz, jakie radio, zaraz zaatakuje cię nieustanna seria komunikatów jak to należy siedzieć w domach, nie kontaktować się z rodziną, unikać ludzi, nie chodzić do sklepu ani do kościoła.
I że na pieniądzach są zarazki (tak jakbyśmy o tym dotąd nie wiedzieli), i że należy myć ręce (a co z nogami?) i tak na okrągło. Do tego, żeby wzmóc strach ludzi – codziennie podawana jest informacja, że zmarło kolejnych 5 osób.
Czy pięć osób umierających w ciągu doby to dużo czy mało? Tego odbiorca informacji nie wie, bo minister mu tego nie mówi. Nie mówi, że tej samej doby zmarło z 50 osób na żółtaczkę, z 300 na choroby krążenia, dalszych kilkaset na nowotwory, trzech Polaków popełniło samobójstwo, a 8 zginęło w samochodowych wypadkach. Gdyby widz dostał taką wiadomość jego rozumienie sytuacji byłoby pełniejsze i nie wpadałby w panikę.
Pomijanie skali zjawiska, podawanie danych bez kontekstu ze zafałszowaną proporcją jest jednym z podstawowych sposobów manipulowania ludźmi. Bo – nie mam wątpliwości – jesteśmy w sprawie „pandemii” przez media totalnie manipulowani i straszeni.
Media rządowe straszą Polaków chcąc przedstawić polityków rządowych – ministra zdrowia, prezydenta i premiera – jako zbawców, broniących obywateli przed katastrofą. Telewizje związane z opozycją straszą, bo chcą przesunąć termin wyborów na wiosnę przyszłego roku, kiedy skutki zarządzeń rządowych, restrykcji, które zamroziły gospodarkę uderzą w społeczeństwo i odbiorą popularność Andrzejowi Dudzie i PiS-owi. I tak nie mamy ani prawdomównego, rozsądnego rządu, ani wiarygodnej opozycji.
Tymczasem – wbrew temu co nam wmawiają media - restrykcje w Europie nie są tak drastyczne jak w Polsce. Rząd brytyjski – owszem wprowadził ograniczenia, ale zrobił to najpóźniej jak mógł wiedząc jakie to wywoła destrukcyjne skutki. Jakżeż można zabronić ludziom wychodzić na spacery?
Włosi i Hiszpanie podają alarmujące dane, ale już wielu komentatorów zwraca uwagę, że Italiańcy w rubryce „przyczyna zgonu” podają covid-19 nawet jak facet spadł z dachu. W Niemczech po 6 tygodniach epidemii liczba zgonów nie przekracza dwóch tysięcy osób (1861 osób), czyli mniej więcej 46 osób na dobę. W tych samych Niemczech bez żadnej epidemii każdego dnia roku umiera prawie milion Niemców (947 tys.). Tak więc do tej pory zgony na covid-19 w Niemczech to 0,2% wszystkich zgonów. Nawet zakładając, że epidemia potrwa jeszcze ze dwa miesiące i umrze na nią trzy razy więcej pacjentów to liczba ta nie przekroczy wartości 1 procenta zgonów w Niemczech.
Niemcy już po pierwszej fali paniki zaczynają przygotowywać likwidację ograniczeń – dodajmy – nie tak restrykcyjnych jak w Polsce.
Największą „przytomność umysłu” w Europie wykazali Szwedzi, którzy żadnych ograniczeń nie wprowadzili. Wszystkie parki są otwarte. Co więcej, szwedzka Agencja Zdrowia Publicznego zachęca do spacerów, bo zbyt długie siedzenie w domach źle wpływa na zdrowie.
Ich główny ekspert od wirusologii Anders Tegnell uważa, że wirusa nie da się zdusić w zarodku, „chyba żeby odizolowało się wszystkich od wszystkich, w tym personel służby zdrowia, co byłoby absurdem”. Szwedzi jedynie izolują osoby starsze i chore. I Szwedzi spokojnie czekają na rozwój wypadków. Są przekonani, że bez niszczenia gospodarki, bez paraliżowania więzi ludzkich – czyli bez ponoszenia tych ogromnych kosztów, których nie da się szybko odrobić – przejdą epidemię nie gorzej niż inne państwa.
U nas niestety takich rozsądnych ludzi w rządzie (ani w opozycji) nie ma. Zakaz opuszczania domów dla ludzi stłoczonych w blokach, zakaz spacerów po lesie, zakaz odpoczynku na działkach – to są bestialskie i doprawdy nieuzasadnione z medycznego punktu widzenia – zarządzenia. Mogą jedynie na chwilę opóźnić narastanie epidemii, która i tak do Polski przyjdzie.
Na razie wygląda na to, że minister i premier bawią się nami jak ołowianymi żołnierzykami patrząc jakie jeszcze ograniczenia zniesiemy. Oni nas chyba nie lubią.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie