
Do groźnego wypadku doszło na terenie zlewni ścieków w Otmuchowie. Pracownik sąsiadującej z nią rzeźni miał przeskoczyć przez płot, wejść do studzienki rewizyjnej, a chwilę po wyjściu zemdleć. Wtedy wpadł do środka kanału ze ściekami. Nieprzytomny trafił do szpitala.
Jak się dowiedzieliśmy w środku spędził ok. 15 minut. Wyciągnęły go służby ratunkowe, choć wcześniej próbował zrobić to jego kolega z pracy. Nieprzytomnego zabrało pogotowie ratunkowe. Trafił do szpitala w Nysie. Do wypadku doszło we wtorek 10 sierpnia.
Wpadł do kanału ze ściekami
Z naszych informacji wynika, że pracownik rzeźni chciał udrożnić rurę kanalizacyjną, łączącą zakład ze stacją, gdzie zlewa się płynne nieczystości. Stąd trafiają one do kolektora ściekowego, biegnącego do nyskiej oczyszczalni ścieków. Ścieki z rzeźni, zanim trafią do kolektora trafiają do podczyszczalni, znajdującej się na terenie zakładu. - We wtorek po godz. 11.00 zostaliśmy poinformowani o wypadku na terenie nieruchomości sąsiadującej z rzeźnią w Otmuchowie. Mężczyzna wszedł do studzienki kanalizacyjnej, którą chciał udrożnić, ale zatruł się oparami i stracił przytomność. W wyniku tego wpadł ponownie do studzienki – mówi Mateusz Szwaiger, oficer prasowy nyskiej policji. U poszkodowanego mężczyzny doszło do zatrzymania krążenia, które jednak udało się przywrócić.
Przeszedł przez płot
Zlewnia ścieków przy ul. 1 Maja w Otmuchowie należy do gospodarstwa komunalnego. To ogrodzony i monitorowany teren, do którego dostęp mają tylko kierowcy wozów przywożących tam ścieki. - Mężczyzna wtargnął na teren należącej do nas stacji zlewnej, przechodząc przez ogrodzenie. Usuwanie zatorów kanalizacji na własną rękę jest niedopuszczalne, należało to nam zgłosić, ale nikt tego nie zrobił. Nie rozumiem takiego zachowania, bo to narażanie własnego zdrowia, a nawet życia – mówi Krzysztof Hatała z biura obsługi klienta Gospodarstwa Komunalnego w Otmuchowie.
Rzeźnia
Właścicielką rzeźni jest Teresa Nosal, radna powiatu nyskiego. W rozmowie z nami potwierdza, że jej pracownik uległ wypadkowi. - Chciał przetkać kanał łączący naszą podczyszczalnię ścieków ze stacją zlewną. Nie wiem, dlaczego wpadł na taki pomysł, nie wydałam mu takiego polecenia – mówi, kiedy pytamy czy wydała mu takie polecenie. Dodaje, że była wtedy w firmie i szybko pojawiła się na miejscu wypadku. Teresa Nosal zaprzeczyła, że już wcześniej jej pracownicy na własną rękę przetykali kanalizację, bo takie informacje do nas dotarły. - To była jednorazowa sytuacja – podkreśla.
Kontrole w otmuchowskim zakładzie prowadzi Państwowa Inspekcja Pracy.
- Postępowanie kontrolne jest jeszcze w toku. Tym samym nie są znane dokładne okoliczności i przyczyny zaistniałego zdarzenia – poinformował nas Arkadiusz Kapuścik, okręgowy inspektor pracy w Opolu. Przyczyny wypadku wyjaśnia też policja. Jednym z głównych dowodów w sprawie jest nagranie z monitoringu znajdującego się na terenie stacji zlewnej.#
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Na pewno sam wszedł przetkać bo mu najbardziej zależało, Szefowa kazała a teraz mówi ze nic nie wiedziała a pracownik ambitny sam z siebie dla dobra rzeźni HAHa Kto jeszcze wierzy w takie bajki ?
MIEJSCOWE ORGANY I WYMIAR TO MOGĄ, CO NAJWYŻEJ UDOWODNIĆ PRÓBĘ SAMOBÓJCZĄ, JEŚLI TO PRACODAWCA OŚWIADCZA, CZŁONEK MIEJSCOWEGO ESTABLISHMENTU, ZWŁASZCZA RADNY , TWIERDZI ŻE NIKT ROBOTNIKOWI NIE KAZAŁ, ŻE TO ON NIBY ON SAMODZIELNIE OPUŚCIŁ 52 MIEJSCE PRACY .... SMUTNE