
W ubiegły piątek w Warszawie, pod kamienicą przy ul. Noakowskiego zebrało się kilkuset mieszkańców stolicy protestujących przeciwko „reprywatyzacji”. Przypomnijmy, że chodzi o proces przejmowania kamienic przez prywatne osoby występujące jako spadkobiercy byłych właścicieli. Kamienica przy Noakowskiego była miejscem protestu bo została parę lat temu przejęta przez rodzinę pani Hanny Gronkiewicz-Waltz – prezydent Warszawy.
Rodzina Waltzów zarobiła na tej „prywatyzacji” kilka milionów złotych.
Cała warszawska „reprywatyzacja” budzi poważne zastrzeżenia od lat. Pełnomocnicy spadkobierców posługują się rzekomymi zleceniami osób, które w Polsce nie mieszkają, a ich metryki liczą często po sto lat. I kto udowodni, że mieszkający w Paragwaju pan X. będący rzekomo synem przedwojennego właściciela warszawskiej kamienicy w ogóle żyje i że to ten sam gość, który ma prawa do nieruchomości?
Ba, ale gdzie były sądy, które ustanawiały kuratorów dla osób, które być może nawet nie istnieją? Pytanie jest czysto retoryczne bo te sądy były i są nadal w Warszawie, Łodzi czy Krakowie gdzie proceder przejmowania kamienic odbywa się od lat. A jak działają to każdy widzi. Bez paraliżu sądów nie byłaby możliwa nie tylko „reprywatyzacja” kamienic, ale i cały proces „prywatyzacji” czyli mówiąc językiem zrozumiałym – rozkradania – majątku narodowego po roku 1989.
I cóż z tego, że wszystko to dzisiaj wiemy? W 1989 r. byliśmy naiwni, cieszyliśmy się ze zwycięstwa Solidarności i upadku komuny i wierzyliśmy we wszystkie bajki o tym, że „kapitał nie ma narodowości”, że państwowe fabryki trzeba szybko zlikwidować bo prywatne będą sprawne, nowoczesne i zapewnią Polsce rozwój. Okazało się to zwykła lipą. Państwowe fabryki, które po zmodernizowaniu mogłyby dawać nowoczesną produkcję i miejsca pracy – sprzedane za półdarmo zachodnim koncernom, zostały pozamykane, Polska utrzymuje się z pożyczek zaciąganych w tempie dziesięciokrotnie większym niż za Gierka, a miejsc pracy 3 mln Polaków musiało szukać za granicą.
Teraz na politycznym zakręcie, kiedy Platforma straciła władzę na jaw wyszły machinacje „reprywatyzacyjne” w Warszawie rządzonej od 2006 r. przez czołową polityk PO. Jak się okazuje miała ona swój osobisty udział w całej aferze no bo jakby miała nie zarobić, kiedy inni koledzy zarabiali?
Zjawiskiem towarzyszącym zabieraniu kamienic przez prywatnych „deweloperów” jest wyrzucanie na bruk dotychczasowych lokatorów. „Deweloper”, który w ramach „spadku” odzyskuje kamienicę nie po to, żeby zapewniać ludziom dach nad głową, ale żeby ja wynająć na biura. Lokatorów musi się zatem jak najszybciej pozbyć. Podnosi więc czynsze do niebotycznych poziomów, odcina prąd, wodę i w końcu wynajmuje „czyścicieli”, którzy po prostu wyrzucają bezbronnych, najczęściej starych ludzi na bruk.
Takie działania budziły protest wielu osób. Jedną z najaktywniejszych obrończyń lokatorów warszawskich była Jolanta Brzeska. Walczyła z „deweloperami”, broniła ludzi, aż w końcu jej spalone ciało znaleziono na początku marca 2011 r. w podwarszawskim lesie. Prokuratura – ma się rozumieć – stwierdziła samobójstwo. Wiadomo wszak, że ci którzy upominają się o prawa ludzi, przeszkadzając mafii mają słabą psychikę i często targają się na własne życie.
Teraz wszakże minister Ziobro zamierza wznowić śledztwo i zapowiada, ze będzie szukał sprawców tego „samobójstwa”.
W całej aferze warszawskiej – oprócz roli jaką odegrali w niej prawnicy, wykształceni na polskich uniwersytetach - zaciekawia osoba Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pani Hanna jest prawnikiem, w latach 1990-92 była adiunktem na Wydziale Prawa Akademii Teologii Katolickiej, a od 1982 r. brała udział w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Do polityki wciągnął ją w 1991 r. Lech Wałęsa, od 2005 r. jest w Platformie Obywatelskiej. Za jej liczne przymioty lud Warszawy trzykrotnie wybrał ja na prezydenta stolicy.
Lud jak wiadomo ma zawsze rację. I w Warszawie, i w Nysie i w Zimbabwe. Przynajmniej w tym jest jakaś prawidłowość.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie