
Przedstawiamy Waleczne Serca (część IV) - Maja Kaczmarczyk (ur. 4.04.2002)
Przedstawiamy kolejną siatkarkę NTSK PANS Komunalnik Nysa. Czas na wyjątkową zawodniczkę, prawdziwego wojownika, naszą przyjmującą - Maję Kaczmarczyk.
„Nowiny Nyskie” - Maju skąd taka miłość do sportu?
Maja Kaczmarczyk - Żartobliwie mówiąc wyssałam miłość do sportu razem z mlekiem mamy. A tak naprawdę moja mama była czynnym sportowcem. Trenowała pływanie i odnosiła spore sukcesy. Wydaje się więc, że to ona zaraziła mnie bakcylem sportu.
- Ty jednak nie poszłaś śladami mamy i wybrałaś siatkówkę?
- Nie do końca, bowiem w pierwszej klasie zaczęłam trenować pływanie i przez trzy lata to pływanie było moją pasją sportową.
- Co się później zmieniło?
- W IV klasie szkoły podstawowej postanowiłam coś zmienić. Pływanie stało się dla mnie zbyt monotonne. Nadal chętnie pływałam rekreacyjnie, ale regularne treningi to już było dla mnie za dużo.
- I wtedy zakochałaś się w siatkówce?
- Zdecydowanie. To był świetny wybór. Pierwsze kroki siatkarskie stawiałam w SPS nr 3 Tarnobrzeg i bardzo miło ten okres wspominam.
- Bardzo szybko jednak zmieniłaś klub?
- To prawda. W wieku 13 lat wyjechałam do Ostrowca Świętokrzyskiego i tam uczyłam się w Szkole Mistrzostwa Sportowego i jednocześnie trenowałam w klubie SMS KSZO Ostrowiec Świętokrzyski.
- W drużynie seniorskiej jednak nie grałaś?
- Byłam na to za młoda. Grałam wtedy w młodziczkach i kadetkach.
- Z Ostrowca Świętokrzyskiego trafiłaś do stolicy?
- Zgadza się. Warszawa to był kolejny przystanek w moim siatkarskim życiu. Najpierw MOS Wola, a następnie Sparta. I muszę przyznać, że w Sparcie grało mi się wyśmienicie.
- Grałaś tam w juniorkach czy seniorkach?
- I tutaj i tutaj. Sparta to jeden z najlepszych klubów młodzieżowych w Polsce, a drużyna seniorek była stworzona po to, żeby odpowiednio przygotować juniorki do mistrzostw Polski.
- Z Warszawy trafiłaś do Nysy?
- Nie. Grałam jeszcze jeden sezon w II-ligowej Tomasovii Tomaszów Lubelski
- Jak trafiłaś do Nysy?
- Za sprawą mojego menagera Dariusza Grzyba, który nie ukrywał, że bardzo lubi Nysę i współpracuje z klubem NTSK PANS Komunalnik.
- Maju w Nysie grasz już trzeci sezon. Jak z pespektywy czasu odnajdujesz się w Nysie?
- Bardzo dobrze. Nie ukrywam, że po przyjeździe do Nysy nieco się stresowałam, ale bardzo szybko okazało się, że jest to bardzo rodzinny klub, w którym starsze stażem zawodniczki bardzo szybko znajdują wspólny język z tymi, które dochodzą. W takim zespole aż chce się grać.
- A jak Ci się współpracuje z trenerem Andrzejem Roziewiczem?
- To fantastyczny człowiek. On dla nas jest czymś więcej niż trenerem. I my to czujemy i bardzo go za to szanujemy.
- Jesteś przyjmującą. Czy grałaś kiedyś na innej pozycji?
- Raz z konieczności zagrałam na rozegraniu. Powiem szczerze bardzo mi się to podobało i nieźle mi to wychodziło.
- Grając na pozycji przyjmującej musisz także atakować. Co Ci sprawia większą frajdę bronienie czy atakowanie?
- Może kogoś zaskoczę, ale zdecydowanie perfekcyjne przyjęcie i skuteczna obrona w polu. Oczywiście skuteczny atak też mnie cieszy, ale to nie jest już to samo co wybroniona piłka.
- Z kim w drużynie masz najlepszy kontakt?
- Jak już mówiłam jesteśmy super siatkarską rodziną i nie ma u nas grupek, grupeczek. Wszystkie razem się trzymamy. Jeżeli jednak miałabym wskazać tę jedną jedyną to byłaby nią Ula Kowalczyk. Z Ulą nadajemy na tych samych falach.
- Cel na ten sezon?
- Tylko jeden. Finał baraży i tam miejsce w pierwszej dwójce, a to oznacza wymarzony dla Nysy awans do I ligi.
- Muszę też Cię zapytać o Anię Kurek. To naprawdę żadkość, żeby tej klasy zawodniczka chciała wzmocnić drużynę II-ligową. Czy nie obawiałaś się, że możecie mieć problemy ze złapaniem wspólnego języka z tej klasy zawodniczką?
- Oczywiście, że nie. Kto uprawiał sport drużynowy ten wie, że sportowcy szybko się dogadują. Zwłaszcza z taką osobą jaką jest Ania. Mówię to z całą odpowiedzialnością. Ania to fantastyczna osoba. Skromna i niezwykle pracowita. Wszyscy ją w drużynie podziwiamy. Wspólnie z Anią odpowiadam za przyjęcie i cieszę się, że razem z nią tworzę parę przyjmujących zawodniczek. Świetna koleżanka.
- Czy uprawiałaś inne dyscypliny sportowe?
- Wyczynowo nie, ale w szkolnych zawodach startowałam regularnie. Czy była to koszykówka, piłka ręczna, unihokej zawsze wysyłano mnie na zawody. Nawet na piłkę nożną mnie wysyłano, chociaż pożytku wielkiego ze mnie w tej dyscyplinie nie było.
- Nie rozumię?
- Już wyjaśniam. Piłka nożna to nie moja bajka. I nawet jak mnie stawiali na boisku, to moje zaangażowanie na boisku było oględnie mówiąc 50-procentowe.
- Zainteresowania poza sportem?
- Zdecydowanie zdrowe odżywianie. To mój kierunek na studiach. W tym roku będę się bronić i chciałabym, żeby to był mój sposób na życie poza sportem.
- Czy analizujesz swoje mecze?
- Szczerze, to nie zawsze. Najczęściej to po meczach przegranych, lub takich, w których wiem, że popełniłam błędy. Staram się wtedy znaleźć przyczyny tych błędów.
- Powiedziałaś na początku, że mama zainspirowała Cię do sportu. W takim razie musisz mieć duże wsparcie w najbliższej rodzinie?
- To prawda. Mam wspaniałych rodziców. Mama Beata zaszczepiła mi bakcyla sportu, a tato Piotr od małego wspierał mnie w mojej sportowej pasji. Jak grałam bliżej domu to starali się być na każdym moim meczu. Teraz kiedy jestem na drugim końcu naszego kraju pozostaje im oglądanie moich meczów w internecie. Wiem jednak, że bardzo moje mecze przeżywają i bardzo mi mocno kibicują. Jestem im za to bardzo, ale to bardzo wdzięczna.
- Wiem, też masz brata, który też miał coś wspólnego ze sportem. Czy dalej uprawia sport?
- Bartosz to mój młodszy brat, który zapowiadał się na naprawdę świetnego piłkarza. Proponowano mu nawet Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Postawił jednak na naukę i musiał ze sportu zrezygnować. Bardzo mnie jednak wspiera, a to jest dla mnie bardzo ważne.
- Widać, że tęsknisz za rodziną. Jak często odwiedzasz dom rodzinny?
- Tęsknię. Chciałabym przynajmniej raz w miesiącu odwiedzić swój rodzinny dom, ale to drugi koniec Polski. Dlatego tylko 2-3 razy w roku jestem w domu, ale taki już jest los sportowca.
- Twoje największe sportowe marzenie?
- Zagrać w przyszłym sezonie z Komunalnikiem w I lidze.
- Jak spędzasz wolny czas?
- Za dużo go nie mam. Ale jeżeli już coś mi się uda wygospodarować to najchętniej spotykam się ze znajomymi i to tymi spoza siatkówki, żeby na chwilę się zrelaksować.
- Maju bardzo dziękuję Ci za ten wywiad i wierzę, że to Twoje największe marzenie się spełni i zobaczymy Ciebie i caly zespół już za rok na parkietach I-ligowych.
- Ja również dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w „Nyskim Kotle”.
Z Mają Kaczmarczyk
rozmawiał
Krzysztof Centner
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.