
Wywiad z legendą nyskiej siatkówki - Adamem Maślanką.
Krzysztof Centner - Adam bez wątpienia jesteś legendarnym nyskim siatkarzem. Czy możesz nam powiedzieć jak rozpoczęła się Twoja siatkarska kariera?
Adam Maślanka - Dobrze to określiłeś. Blisko siedemnaście lat spędziłem na parkietach siatkarskich. Zaczęło się niewinnie w 1966 roku, kiedy to do Nysy przybył wybitny trener piłki siatkowej - Zygmunt Krzyżanowski. Trener Krzyżanowski objął funkcję trenera w naszym sztandarowym klubie Stali Nysa. Jego wielką pasją było jednak szkolenie młodzieży i postanowił stworzyć system szkolenia najmłodszych siatkarzy 9-12 letnich i ja właśnie do takiej grupy trafiłem. Zajęcia z nami trzy razy w tygodniu prowadził właśnie Zygmunt Krzyżanowski. Oczywiście nie był to jeszcze profesjanalny trening siatkarski tylko gry i zabawy z piłką, ale prowadzone tak profesjonalnie, że już wtedy wiedzieliśmy jak prawidłowo odbijać piłkę i jak ją przyjmować. W tym okresie ćwiczyliśmy poszczególne elementy techniczne, dużo było małych gier jeden na jeden i dwóch na dwóch, dużo sprawności fizycznych. I tam nabyłem elementarnego abecadła piłki siatkowej. Dokładne odbicie, prawidłowe uderzenie, wspaniały serwis, perfekcyjny odbiór i umiejętność poruszania się po boisku to elementy siatkarskie, które wyniosłem z zajęć z trenerem Krzyżanowskim i na tym później bazowałem.
- W wieku 15 lat zadebiutowałeś w drużynie seniorów Stali Nysa?
- To prawda. W tamtych czasach brakowało zawodników wszechstronnych, a ja po treningach u trenera Krzyżanowskiego byłem w stanie zagrać praktycznie na wszystkich pozycjach i myślę, że dlatego właśnie otrzymałem możliwość treningów i gry w pierwszej drużynie.
- Dwa lata później trafiłeś do reprezentacji Polski juniorów?
- To rzecz niezwykła. Ja siatkarz z takiej małej miejscowości jak Nysa zostałem zauważony przez trenerów kadry i miałem przyjemność grać z takimi zawodnikami jak na przykład Lech Łasko. Zawsze ten okres bardzo miło wspominam. Szczególnie Turniej Przyjaźni rozgrywany w Bułgarii na zawsze pozostanie mi w pamięci, bowiem tam wystąpiłem i pokazałem się z bardzo dobrej strony w meczu przeciwko topowej drużynie z Kuby.
- Wszyscy Cię znamy jako świetnego rozgrywającego, ale nie wszyscy wiedzą, że zaczynałeś swoją przygodę siatkarską w Stali Nysa na zupełnie innej pozycji?
- Moje parametry wzrostowe i fizyczne predysponowały mnie do gry uniwersalnej. Ponieważ nieźle radziłem sobie na ataku i przyjęciu, potrafiłem czytać grę w obronie, miałem solidny serwis szybujący i byłem skuteczny w bloku wykorzystywano mnie na każdej pozycji. Na rozegranie trafiłem nieco z przypadku, bowiem taka była konieczność. Wybrano mnie dlatego, że byłem najbardziej wszechstronnym zawodnikiem w zespole. Mój wzrost też predysponował mnie do gry na tej pozycji.
- Nazywany byłeś przez fachowców siatkówki „Liskiem Chytruskiem”, a Twoje zagrania z drugiej piłki do dzisiaj śnią mi się po nocach. Czy możesz nam coś powiedzieć o tych zagraniach?
- Myślę, że było to efektem czytania gry w trakcie meczu i obserwacji rywali. Dużo się nauczyłem od moich starszych kolegów, niestety już nieżyjących Rysia Siwka i Edka Kwiecińskiego. Później już tylko te zagrania doskonaliłem. Nie ukrywam, że uwielbiałem przyjść dziesięć minut wcześniej na trening i pobawić się pod siatką piłkami, doskonaląc swoje kiwki.
- Przeżyłeś z zespołem Stali Nysa różne chwile, ale te napiękniejsze były z Twoim udziałem mam na myśli awans do II ligi i awans do I ligi. Wchodząc do wyższych klas rozgrywkowych nigdy nie wymienialiście praktycznie całej dwunastki jak to teraz bywa. Graliście praktycznie tym samym zespołem, który wywalczył awans, a mimo to nawet w dziesięciozespołowej siatkarskiej ekstraklasie potrafiliście walczyć o środek tabeli. Skąd się to brało?
- Ja myślę, że to było w charakterach tych zawodników, którzy wtedy grali. To byli zawodnicy może o niższych umiejętnościach czysto siatkarskich, ale ich chęć zwycięstwa była ogromna. To byli ludzie bardzo mocno związani z naszym miastem i dlatego w każdym meczu zostawiali na parkiecie całe swoje serce. To powodowało, że potrafiliśmy wygrywać z najlepszymi zespołami w naszym kraju. W tym momencie trzeba też wspomnieć o nyskich kibicach, którzy zawsze byli naszym siódmym zawodnikiem.
- Czy zgadzasz się, że najpiękniesze mecze Stali Nysy były na inaugurację I ligi, kiedy to do Nysy przyjechały do Nysy drużyny Resovii Rzeszów i Hutnika Kraków?
- Zdecydowanie tak. Te mecze były najlepszym przykładem na to, że można sprytem i wolą walki pokonać najlepszych. I co najważniejsze my wtedy nie graliśmy za grubą kasę. My graliśmy dla naszych kibiców, dla naszych kolegów na trybunach i dla całej Nysy.
- Wróćmy do teraźniejszości. W naszym sztandarowym klubie nie widać wychowanków naszego klubu, chyba, że będziemy zaglądać na ławkę rezerwowych. Czy naprawdę nasi młodzi zawodnicy są za słabi na PlusLigę?
- Powiem szczerze, że tego nie rozumię. Mamy w Nysie piękne hale sportowe, mamy wielu wspaniałych trenerów, mamy niezły budżet na siatkówkę, więc powinniśmy więc mieć i swoich wychowanków.
- Śledzisz ostatnie poczynania Stali Nysa. Dlaczego Twoim zdaniem ten zespół już drugi rok wszystkich nas zawodzi?
- Ja ten problem widzę szeroko i wydaje mi się, że Stal jest taką drużyną, która po dobrych latach ma nieco gorsze. I tak było zawsze. Musimy więc na tłuste lata poczekać.
- Wiem, że wybrałeś się ostatnio na mecz naszych drugoligowych siatkarek. Co sądzisz o tym zespole?
- Nie będę ukrywał, że jestem oczarowany tym zespołem. Zobaczyłem niezwykle waleczny zespół, świetnie poukładany i co najważniejsze zespół, który ma papiery na grę w dużo wyższej klasie jak II liga.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Super, niezwykle inteligentny siatkarz. Jego zagrywki pod siatką to mistrzostwo. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia !!!
Pięknie Pan Maślanka zagiął redaktora o pytanie o Stali ! Brawo, prowokacja się nie udała. Wielki plus za dostrzeżenie problemu w szkoleniu młodzieży w Naszym mieście, redaktor na siłę chciał chyba wymusić odpowiedź, że któryś z wychowanków powinien grać w stali. Dobrze, że w Polonii jest ich dużo...
O bylym swietnym Wirtuozie Siatki, Adamie Maslance, wspomina sie do dzis w Nowej Hucie, a nawet i na Antypodach, gdzie chciano go zwerbowac na trenera Polonijnego Klubu w Sydney. Okazal sie jednak wielkim Patriota i czlowiekiem poswieconym swej Rodzinie na tyle, ze Kangury i Dolary mu nie zaimponowaly. Pozostal wierny Ziemi Nyskiej - SZACUN!