
Na osiedlu przy ul. Rodziewiczówny doszło do groźnej awarii sieci gazowej. Traktorzysta koszący trawę uszkodził wystającą z ziemi rurkę, co doprowadziło do rozszczelnienia instalacji. Nie dość, że nie była ona właściwie oznakowana, to jeszcze w żaden sposób nie była zabezpieczona! Spółka gazownicza za awarię chce obciążyć właściciela firmy, zajmującej się utrzymaniem gminnej zieleni.
PSG odział w Opolu wystawił nyskiemu przedsiębiorcy notę obciążeniową na 2234,38 zł za naprawę uszkodzonej instalacji, do której doszło 10 czerwca br. W tym ok. 40 zł, to wartość gazu, który uleciał w powietrze. - Gdyby to było oznakowane, jak mówią przepisy, to nigdy by do tego nie doszło – mówi Wojciech Kijak, którego pracownik uszkodził gazociąg. - Najechał kołem na wystającą z ziemi rurkę, bo zamiast żółtego słupka ostrzegawczego, stała tam zardzewiała rura, a obok niej druga. Wyglądało to jak pozostałość boiska do siatkówki, a nie instalacja łatwopalnej substancji, grożącej wybuchem - mówi. Dodaje, że natychmiast po zauważeniu uszkodzenia jego pracownik powiadomił służby ratunkowe i gazownię.
W lipcu Polska Spółka Gazownicza zażądała od niego pieniędzy za naprawę awarii. - Nie miałbym żadnych wątpliwości, że to wina mojego pracownika, gdyby gazownia właściwie oznakowała niebezpieczne miejsce i utrzymywała je w należytym stanie. Do zdarzenia doszło z powodu ich zaniedbań – przekonuje Wojciech Kijak, którego zdaniem taki stan instalacji był zagrożeniem dla życia i zdrowia mieszkańców osiedla. Na dowód pokazuje zdjęcia, na których widać dwie wystające z ziemi rurki, połączone kolankami, które niczym nie są zabezpieczone. Obok nich stała zardzewiała rura – znak ostrzegawczy.
Gazownia sprawę widzi inaczej. - Instalacja była w należytym stanie oraz posiadała słupek lokalizacyjny sieci gazowej, który po zdarzeniu został wymieniony na nowy – informuje Paweł Rybicki z Departamentu Komunikacji PSG sp. z o.o. Jego zdaniem wyłączną winę ponosi firma, która kosiła trawę kosiarką rotacyjną. - Realizowała prace w tym miejscu już wielokrotnie, a więc posiadała wiedzę o istniejącej sieci – zaznacza i dodaje, że to sam właściciel poinformował, że za uszkodzenie sieci gazowej odpowiada jego nowozatrudniony pracownik. - Kto odpowiada za utrzymywanie znaków na drodze – kierowca czy zarządca drogi? Gdyby gazownia dbała o swoje oznakowanie, to pracownik nigdy by w nią nie wjechał – przekonuje Wojciech Kijak. Dodaje, że po zdarzeniu nie tylko słupek został wymieniony, ale zniknęły też wystające z ziemi rurki z gazem. - To dowód, że nigdy nie powinny się znajdować ponad poziomem gruntu. Nikt mnie nie przekona, że tam wszystko było w porządku – zaznacza. Zdjęcia wyraźnie pokazują, że nie było. Nyski przedsiębiorca nie zamierza płacić PSG, dlatego odwołał się od tej decyzji. Zamierza też o zaniedbaniach PSG zawiadomić prokuraturę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jak mam dodać komentarz, skoro nie ma żadnych?