
- Ten człowiek wie gdzie mieszkamy, był pod naszym domem, a potem gonił i groził mojej nieletniej córce i jej koleżance! To ja go schwytałem, przekazałem w ręce policji, a okazuje się, że mogę odpowiadać za naruszenie jego nietykalności. Tymczasem on jest na wolności i być może nadal jest zagrożeniem dla mojej córki! – opowiada w emocjach pan Sebastian z Nysy.
Wie, gdzie mieszkamy
Chociaż do traumatycznych wydarzeń dla 16–letniej córki pana Sebastiana i jej koleżanki doszło w miniony poniedziałek, do niepokojącego sygnału doszło już wcześniej. Według relacji rodziców 16-latki mniej więcej dwa tygodnie temu była ona chora i została sama w domu. Wtedy pod ich domem w Nysie pojawił się mężczyzna. – Córka opowiadała, że stał za naszym ogrodzeniem kilkadziesiąt minut i patrzył w okna – opowiada ojciec 16-latki. – Córka zadzwoniła wtedy do żony, bo bardzo się przestraszyła. W dodatku ten mężczyzna próbował włożyć rękę w furtkę i otworzyć ją od środka. Na szczęście mu się nie udało.
Z dalszej relacji ojca nastolatki wynika, że dziewczyna wykonała mu wówczas kilka zdjęć. Ich jakość nie jest najlepsza jednak bez problemów umożliwiają one jego identyfikację. Również według dalszych słów ojca długi pobyt nieznanego i dziwnie zachowującego się mężczyzny wzbudził podejrzenie u sąsiada. - On jest emerytowanym policjantem. Dzięki swoim umiejętnościom wiedział jak z tym człowiekiem rozmawiać i okazało się, że ten facet… wyszedł z więzienia – mówi dalej przejęty ojciec.
Nasz rozmówca zapewnia, że ani córka, ani on z żoną wcześniej nie widzieli tego człowieka. – Niestety – czego bardzo dzisiaj żałuję - przeszliśmy do tzw. porządku dziennego, do swoich normalnych zajęć. Przez dwa tygodnie nic się nie działo. Gdyby ten człowiek chociaż raz jeszcze pojawił się pod naszym domem to z pewnością zapaliłaby nam się czerwona lampka, ale nic takiego się nie stało – dodaje.
Ojciec dziewczyny stwierdza jednak, że dopiero po wydarzeniach z minionego poniedziałku skojarzył jeszcze jeden fakt. - Zauważyłem, że jeden ze śmietników znajdujących się w boksie, za naszym ogrodzeniem był wgnieciony i odbite są na nim podeszwy butów. Wygląda to tak jakby ktoś stanął na nim chcąc przeskoczyć przez płot i dostać się na naszą posesję. To są tylko moje przypuszczenia jednak nie mogę tego nie łączyć z tym człowiekiem, z tym co później się stało - dodaje.
W poniedziałkowe popołudnie córka interweniującego w naszej redakcji mieszkańca Nysy wraz z koleżanką po skończonych lekcjach postanowiły pójść na drobne zakupy do Kauflandu. Przeszły między blokami osiedla Nysa Południe. Było około godz. 14.00. Kiedy doszły już niemal pod wiadukt z zarośli wyszedł ON – mężczyzna widziany pod domem. - Moja córka od razu go poznała i oczywiście była przerażona. Razem z koleżanką przyspieszyły kroku, a wtedy on zaczął biec. Na ten widok wpadły w panikę. Córka opowiadała potem, że koleżanka uciekając krzyknęła: ”Co ty od nas chcesz?!”. A on na to: „Zaj…ć” – opowiada zdenerwowany ojciec.
O ustosunkowanie się do zarzutów ojca i odpowiedź na pytania związane z tą sprawą zwróciliśmy się do Komendy Powiatowej Policji w Nysie. Oto stanowisko:
28 marca br. dyżurny KPP w Nysie otrzymał 2 zgłoszenia z Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Pierwsza interwencja dotyczyła dwóch nieletnich, które miały robić zdjęcia mężczyźnie wbrew jego woli. Drugie zgłoszenie dotyczyło mężczyzny, który miał gonić dwie osoby nieletnie. Dyżurny KPP w Nysie ustalił, że obie interwencje dotyczą tych samych uczestników i pod wskazany adres niezwłocznie wysłał policyjny patrol. Na miejscu funkcjonariusze rozpytali uczestników zdarzenia. Z poczynionych ustaleń sporządzili notatkę urzędową i poinformowali strony o możliwościach prawnych.
Na pozostałe pytania nie możemy udzielić odpowiedzi. Odnoszą się one do konkretnej osoby, co wiązałoby się z naruszeniem jej dóbr osobistych.
Sierż. sztab. Marta Kublin
p.o. oficer prasowy KPP w Nysie
Do czego był zdolny?
Według dalszej relacji, dziewczyny uciekając rozdzieliły się. Córka naszego rozmówcy pobiegła w stronę budynku Ekomu znajdującego się przy wiadukcie, a jej koleżanka w stronę marketu. Oprawca pobiegł za tą drugą. Wtedy też córka pana Sebastiana zadzwoniła w przerażeniu do mamy. - Żona była na mieście i natychmiast pojechała we wskazane przez córkę miejsce. Ja za moment również dowiedziałem się co się dzieje. Byłem jednak daleko. Nie dbałem o nic – o to, czy mam dokumenty, nawet na przepisy ruchu drogowego. Po prostu jechałem cały czas będąc „na telefonie” z żoną. Poinstruowałem ją, żeby jak najszybciej wsadziła dziewczyny do swojego samochodu, zamknęła drzwi, a jeśli oprawca będzie atakował, żeby ruszyła – relacjonuje mężczyzna.
Na szczęście żonie pana Sebastiana udało się dotrzeć w porę na miejsce, a jej samochód stał się schronieniem dla córki i jej koleżanki, za którą mężczyzna przebiegł dookoła marketu. - Kiedy dojeżdżałem na miejsce zobaczyłem tego mężczyznę stojącego jakby nigdy nic ok. 10 metrów od samochodu – kontynuuje pan Sebastian. - Zachowywał się nienormalnie – po prostu stał i wtedy nie uciekał. Ja wysiadając w biegu z samochodu w pierwszej kolejności sprawdziłem, czy dziewczynom nic się nie stało. One siedziały już roztrzęsione, zapłakane w środku.
Według dalszych słów pana Sebastiana, moment kiedy on sprawdzał co z dziewczynami mężczyzna wykorzystał, by oddalić się. - Zacząłem go szukać – obszedłem ogródek przy restauracji, która jest obok. Myślałem, że pobiegł w stronę torów, a on… przykucnął z drugiej strony. Żona wezwała już policję, a ja go obezwładniłem wykręcając ręce i trzymając go twarzą do ziemi – relacjonuje z ogromnym przejęciem.
To nie był jednak koniec emocji. – Na policję czekaliśmy 30, może 40 minut. W tym czasie ja może z 50 razy słyszałem od tego człowieka, że mnie „zaj…e”. Mam prawo myśleć, że był czymś odurzony – świadczy o tym nie tylko siła, ale jego zachowanie – dodaje w niesłabnących emocjach.
Reprymenda
Pan Sebastian ma wielkie zastrzeżenia do sposobu przeprowadzenia interwencji przez dwóch policjantów, którzy przyjechali na miejsce. - W tych ogromnych nerwach, po kilkudziesięciu minutach mocowania się z tym facetem przekląłem i powiedziałem: „weźcie tego pedofila”. W zamian jako pierwsze zdanie usłyszałem od policjanta, że… „on mnie reprymenduje, za używanie wulgaryzmów”. W tym momencie jakbym dostał w twarz: złapałem faceta, prawdopodobnie recydywistę, który wie, gdzie mieszka moja rodzina, który biegł za moją nieletnią córką i jej koleżanką grożąc im, a ja słyszę… reprymendę! Z kolei do faceta, którego obezwładniłem powiedzieli: „Proszę sobie wstać”. Nie było mowy o żadnych kajdankach. Dostałem na to białej gorączki! Nie było za to pytań, czy dziewczynom nie stała się krzywda. A one podeszły wtedy zapłakane, roztrzęsione. Miałem wrażenie jakby policja przyjechała nie do tego zdarzenia – jakby tam nie było mężczyzny goniącego i grożącego nieletnim – opowiada w ogromnych nerwach.
Winny czy ofiara?
Pan Sebastian zażądał informacji co będzie dalej, co stanie się z mężczyzną, ale - jak twierdzi - nie dostał odpowiedzi. - Nic się nie działo przez kolejne kilkadziesiąt minut – napastnik stał obok swoich potencjalnych ofiar, a policjant gdzieś dzwonił… - dodaje.
Pan Sebastian z żoną, z córką i jej koleżanką udali się do nyskiej komendy policji chcąc złożyć doniesienie o popełnieniu przestępstwa. – Byliśmy pewni, że policjanci przywiozą tego mężczyznę radiowozem. Okazało się, że radiowóz przyjechał, ale bez tego mężczyzny! Wtedy puściły mi hamulce! Krzyknąłem do policjantów, czy zawieźli go pod przedszkole?! Dla mnie i mojej żony to było nie do pojęcia! – kwituje.
Jak wynika z dalszych słów pana Sebastiana to nie był koniec zaskoczeń. - Siedzimy w poczekalni w oczekiwaniu na możliwość złożenia zeznania, a wtedy - do tego samego pomieszczenie wchodzi… ten facet! Moje nerwy już puściły na dobre: „Co to jest?! Oprawca obok ofiar!” – krzyczałem. Z kontekstu wywnioskowałem, że on chce złożyć zeznania, że został napadnięty… napadnięty przeze mnie! Szczyt absurdu!
Dla nas ten człowiek jest niepoczytalny – siedząc koło nas pokazywał środkowy palec, pokazywał język. To wszystko można przecież sprawdzić na nagraniu. Zaprotestowałem przeciwko temu, aby oprawca znalazł się w jednym pomieszczeniu z ofiarami. Przecież dla nich to jest dodatkowa trauma… - kwituje.
Pan Sebastian dodaje, że składając zeznania jego rodzina została potraktowana tym razem przez funkcjonariuszy bardzo profesjonalnie. – Umówiłem się na spotkanie z zastępca komendanta nyskiej policji, bo nie mogłem zostawić tego co stało się podczas samej interwencji własnemu biegowi. O dalszym biegu sprawy mam się dowiedzieć pisemnie. Jedno jest pewne – ON jest na wolności! Być może zostanę także wezwany na przesłuchanie jako podejrzany, bo „naruszyłem nietykalność cielesną” faceta, który groził i gonił moją córkę i jej koleżankę. Dzisiaj rano zawiozłem córkę pod szkołę i poczekałem, aż zamkną się za nią drzwi. Nie wiem przecież czy on jej nie obserwuje, bo jest na wolności. Ile jest przypadków, że dziecko wychodzi ze szkoły i nie wraca, że wychodzi na korepetycje i nie wraca… - dodaje.
Pan Sebastian ma jeszcze jedno spostrzeżenie związane z tymi traumatycznymi wydarzeniami. – To wszystko działo się w środku dnia, w uczęszczanym miejscu – nikt jednak nie zareagował, nie pomógł… - stwierdza z żalem.
Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Szczerze to dla mnie to dziwne ze było telefoniczne zgłoszenie, że dziewczyny robily mu zdjęcia. To wygląda tak jakby po tym jak dziewczyny spotkały tego mężczyznę i po rozpoznaniu go przez córkę pana opisującego całe zdarzenie, stwierdziła że zrobi mu zdjęcie na co ten się zdenerwował i zaczął je gonić. Jak dla mnie gdyby ten mężczyzna był winny to by po prostu uciekł. Co robił pod domem tego pana, nie wiadomo, może po prostu stał i na kogoś czekał? Gdyby chciał zrobić coś dziewczynie z "obserwowanego" Domu to by pobiegł za nią, a nie za jej koleżanką. Nie dziwie sie jednakże rodzicom i ich postawa w takiej sytuacji, bo wiadomo każdy martwi się o swoje dziecko. Jednakże uważam, że doszło do jakiegoś dziwnego zbiegu okoliczności.
Rozumiem że ty nie widziałabyś nic złego gdyby 40 letni recydywista zboczeniec biegał po mieście za twoim dzieckiem ? Gratuluje głupoty !
Tak robi policja gdy był nękana przez sąsiada,i zgłosiłam to na policję,w odpowiedzi usłyszałam , że koloryzuje.
U nas gdy jeden sąsiad nękał drugiego to normalnie była sprawa w sądzie i ten który nękał musiał opłacić koszty sądowe i ma zakaz zbliżania do drugiego sąsiada. Oczywiście sąsiad, który zakładał sprawę miał obszerny materiał dowodowy.
Taka jest Nyska policja, zajmuje się tylko pierdołami. A dyżurny to jest Wielki pan i decyduje kogo zamknąć na dołku, a kogo wypuścić. Tam trzeba kontroli wewnętrznej, żeby zrobili porządek z tymi psełdo policjantami.
Ciekawe hak ty by się czuła w takiej sytuacji lub jakby dziecko ci dzwoniło przerażone że goni je chłop który stał pod twoim domem zastanowić się musisz co piszesz w internecie pozdrawiam
Widziałem tą interwencję , policjanci nie mieli pojęcia co mają robić , błazenada , ten złapany zboczeniec w każdej chwili mógł im uciec bo stał za ich plecami bez żadnego nadzoru pokazując nienormalne gesty w stronę tych dziewczyn . Facet który go złapał i przekazał tym nieudacznikom widząc co się dzieje dostał białej gorączki . Finalnie klika osób słyszało jak policjant oznajmia że przewożą delikwenta na komisariat i odjeżdzają z nim radiowozem , w głowie się nie mieści że nie dowieźli go na komendę . Najwidoczniej odegrali rolę darmowych taksówkarzy.