Reklama

Nie umieć u „Kolki” to był wstyd. Reportaż o legendzie Carolinum Korneli Czai

Nowiny Nyskie
25/10/2020 11:41

- Miałam niewątpliwą przyjemność być nauczana języka polskiego przez kobietę fenomenalną (piękna, szlachetna, dowcipna, skuteczna itp.). Kornelia Czaja z LO „Carolinum” w Nysie to postać absolutnie nietuzinkowa. Jeśli ktoś był jej uczniem, to od razu był w pewien sposób „wygrany” - tak nyską nauczycielkę przedstawiła „Vera” na forum internetowym.

Przypadkiem trafiła do Nysy
Wpis z forum.gazeta.pl (z 2001 r.) oraz inne podobne opinie z sieci były dla mnie inspiracją, by poznać byłą polonistkę „Carolinum”. Kornelia Czaja nie lubi jednak rozgłosu, ale... w końcu dała się namówić na rozmowę.
14 października świętowaliśmy Dzień Edukacji. Artykuł ten niech będzie wyrazem uznania dla wszystkich pedagogów, poprzez pokazanie pracy nauczyciela z perspektywy minionych kilkudziesięciu lat. 
- Pod warunkiem, że nie zrobi mi pani laurki! - zastrzega ze śmiechem bohaterka reportażu. 
Przygodę z „Carolinum” rozpoczęła 15 sierpnia 1960 roku, jako świeżo upieczona absolwentka polonistyki w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Nie znała Nysy, bo jej rodzinne strony to okolice Sieradza. Przypadek sprawił, że trafiła do naszego miasta: 
- Z przedstawionych nam na koniec studiów przez pracowników oświaty miejsc pracy wybrałam Zawadzkie. Jednak osoba, która wybrała nyskie „Carolinum”, zrezygnowała i wtedy kuratorium zapytało mnie, czy mogłabym ją zastąpić – opowiada Kornelia Czaja.
Idąc z nyskiego dworca PKP do swojego miejsca pracy przed budynkiem szkoły spotkała starszego pana. 
- Rozglądałam się, bo nie wiedziałam, czy trafiłam pod właściwy adres. Zapytał, kogo szukam. Powiedziałam: „Pana dyrektora”. Usłyszałam: „To ja jestem”. I tak się poznaliśmy z dyrektorem Kazimierzem Strzałkowskim. Dostałam od razu wszystkie klasy, w całym pionie, ponieważ odeszła polonistka. Pracowałam 30 lat non stop. „Carolinum” było wówczas zespołem szkół. Podstawowy etat miałam w liceum, ale jak trzeba było to uczyłam też na wieczorówce. To były ciężkie lata.
W 1990 roku postanowiłam przejść na emeryturę, ale przez kilka lat jeszcze pracowałam. „Wykańczałam” swoje klasy i miałam nauczanie indywidualne. Teraz niedługo na emeryturze będę miała tyle lat ile w pracy (śmiech).

Pani „nie zadziera nosa”!
Uczniowie zapamiętali profesor „Kolkę” (taką ksywkę nadali polonistce) jako elegancką i dystyngowaną osobę, o dużej wiedzy. Wielu odbierało ją na początku jako kogoś niedostępnego, ale potem okazywało się, że jest sprawiedliwą i niewynoszącą się nad innych nauczycielką. 
- O komplementach nie będę mówić. Natomiast, jeśli chodzi o „niewynoszącą się” to przytoczę pewną historię. Kiedyś w czasie dyżuru na korytarzu podeszła do mnie uczennica. Mówi, że musi mi coś powiedzieć: „Chciałabym panią przeprosić, bo myślałam, że pani” – nie pamiętam już czy ona powiedziała: „zadziera nosa” czy „wynosi się”. - „A jest zupełnie inaczej” - dodała. Widać na tym przykładzie, że czasem człowieka odbiera się innym niż jest w rzeczywistości. Inna historia: Zauważyłam, że jeden z chłopców na lekcjach jakby się mnie bał. Na korytarzu poprosiłam go o rozmowę i tak po ludzku, trochę żartując zapewniłam go, że nie jestem taka straszna. Uczeń się zmienił, zaczął się nawet sam zgłaszać do odpowiedzi. Niedawno się spotkaliśmy i pochwalił się, że jest… nauczycielem języka polskiego. 
Patrząc wstecz na swoją pracę Kornelia Czaja ocenia, że raczej miała dobry kontakt z uczniami. - Wie pani jak to jest. W tej samej klasie jeden uczeń będzie szczęśliwy, że z nim rozmawiam i na niego patrzę, a drugi nawet po latach będzie obgadywał i miał pretensje. To jest punkt widzenia bardzo osobisty, zdaję sobie z tego sprawę.

„Kolka” kreowała ludzi
„Vera” na forum internetowym tak opisała swoją nauczycielkę polskiego z I LO „Carolinum”: 
„Ona kreowała ludzi. Z najbardziej pospolitej osoby umiała wydobyć coś niezwykłego i pozytywnego. Nigdy nie stosowała przymusu, nie musiała. Nie umieć czegoś u "Kolki" to był po prostu potworny wstyd, a sprawić, żeby została z nami na przerwie czy po lekcjach to była duża przyjemność. Klasy matematyczne uwielbiały ją na równi z humanistycznymi i nigdy nie słyszałam, żeby ktoś narzekał, że za dużo wymaga. Znajomość programu szkolnego to było takie oczywiste minimum, które trzeba było opanować, a potem zaczynała się większa przyjemność (autorzy nieobowiązkowi, pisanie wierszy, malarstwo, elementy teatru). Do teatru jeździłam częściej wtedy z Nysy, niż teraz mieszkając we Wrocławiu”.
Kornelia Czaja tak odnosi się do tych słów: 
- Wyjazdy do teatru i na wystawy – to było w programie. Jak nauczyciel ma mówić np. o romantyzmie bez muzyki i malarstwa? Skoro o tym mówi, to trzeba je młodzieży zaprezentować: pojechać do muzeum, do teatru... Bardzo chętnie jeździłam z uczniami, oni zresztą też to lubili. Bliższy, bardziej indywidualny kontakt miałam z uczniami na zajęciach pozalekcyjnych, na kółku zwanym „Koło żywego słowa”. Podejrzewam, że ta pani - autorka wpisu należała do niego, nie domyślam się nawet, kto to mógłby być.
Na kółku czytaliśmy wiersze znanych i mniej znanych poetów, uczniowie prezentowali też swoje własne utwory. Dyskutowaliśmy. Przygotowywaliśmy też wspólnie spektakle. Najlepsze było dla nas nie samo przedstawienie, ale wspólne próby. Na którymś ze zjazdów „Carolinum”, jedna z uczennic nazwała spotkania „Koła żywego słowa” „świętem”, bo wszyscy ubieraliśmy się odświętnie, zapalaliśmy świece - tworzyło się klimat. Z tymi osobami do dzisiaj mam najlepszy kontakt i prywatne spotkania. Miłe są te wszystkie słowa uznania, listy, pamięć, życzenia. Bardzo je sobie cenię. 

Róże i owacje
Kornelia Czaja pozostaje nadal w pamięci uczniów, teraz sławnych osobistości. Jako gość honorowy była zapraszana na ważne dla nich wydarzenia. 
Jan Matura, autor książki „Hajduki Nyskie wczoraj i dziś” w 2014 r. zapowiadając w mediach jej promocję tak napisał: „Szczególnym gościem będzie pani profesor Kornelia Czaja, świetna polonistka z nyskiego „Carolinum”, moja najlepsza nauczycielka, która zawsze była i jest w moim sercu. Ukłonię jej się jak najniżej jak tylko będę potrafił i ucałuję dłonie”. 
- Byłam zaskoczona, kiedy otrzymałam imienne zaproszenie na promocję książki do nyskiego muzeum. Była w nim adnotacja, że nadawca Jan Matura bardzo liczy na moje przybycie. Nie pamiętałam wizualnie tego ucznia, ale zapamiętałam nazwisko, bo jest takie… szkolne. Mówiłam nawet do niego, że za samo nazwisko będzie miał zdaną maturę (śmiech). Na promocji książki pan Jan Matura przywitał mnie bukietem róż. Wzruszyłam się tym pięknym gestem.
Kolejne bardzo wzruszające chwile nyska nauczycielka przeżyła dwa lata później - w styczniu 2016 r., w auli im. św. Jana Pawła II Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, podczas charytatywnego koncertu noworocznego. Na stronie internetowej tej uczelni można znaleźć w relacji z tego wydarzenia takie zdania: 
„Prof. Roman Kołacz witając gości, nie krył wzruszenia mówiąc, że to jego ostatni koncert. – Moja misja jako rektora dobiega końca, mam jednak nadzieję, więcej, mam pewność, że koncerty charytatywne będą kontynuowane – powiedział rektor, który szczególnie serdecznie przywitał swoją… polonistkę z „Carolinum” w Nysie, prof. Kornelię Czaję, podkreślając, że to właśnie jej zawdzięcza to, kim jest i to, jaki jest”.
- Pan Roman Kołacz wtedy wprawił mnie w stan zupełnego zawstydzenia. Spotkanie było ogromne, sala wypełniona dwoma tysiącami osób i gorące owacje na stojąco. Dla mnie! To było niezapomniane. Mam zdjęcie z rektorem prof. Romanem Kołaczem. Był uczniem klasy, która maturę zdawała prawie 50 lat temu i spotyka się co roku od kilkunastu lat. W tym roku byliśmy umówieni na 4 października, ale spotkanie odwołano z powodu pandemii. W klasie tej była też m.in. znana nyska lekarka - dr Krystyna Adamów.

Etos pracy nauczyciela
14 października pracownicy oświaty - głównie pedagodzy otrzymują życzenia i podziękowania za swój trud w wychowaniu dzieci i młodzieży. Są one bardzo cenne. Jednak dobra opinia i pamięć o nauczycielu po kilkudziesięciu latach od zakończenia nauki w szkole jest dla niego szczególnym wyrazem uznania. Emerytowana nyska polonistka Kornelia Czaja wciąż ma ten przywilej. 
- Jaki powinien być etos pracy nauczyciela? - pytam.
- Nauczyciel powinien być sobą. Uczeń wychwyci wszystkie fałszywe nuty w postępowaniu dorosłego. Nie można pozować na jego kumpla, czy udawać kogoś zbyt srogiego. Nie miałam raczej problemów z utrzymaniem dyscypliny w klasach, w ciągu 30 lat pracy tylko raz wyprosiłam ucznia z lekcji. Zawsze znajdzie się w klasie ktoś szczególnie wygadany, robiący jakieś komentarze. Umiałam to powstrzymać odpowiednią puentą, czasem żartobliwą. Polonista jest w innej sytuacji niż np. matematyk, bo na jego lekcji jest wiele okazji do prowadzenia dyskusji. Starałam się zresztą czasem sama prowokować uczniów do niej, oczywiście na aktualny temat lekcji. Kiedy była np. „obrona Antygony”, to uczniowie zmieniali się w prawdziwych prawników. Sądzę, że uczniom też podobały się takie lekcje. Wprowadzałam też nietypowe tematy klasówek, obok kilku innych z zakresu nauczania. Kiedyś np. wymyśliłam temat „NIE”. Cieszył się dużym zainteresowaniem. Wtedy jedna z uczennic się otworzyła. Jej praca była zapisem tragedii, której doświadczyła (przyp. pani Kornelia Czaja na to wspomnienie ukradkiem ociera łzy).


 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-25 11:53:40

    Bystra, inteligentna i z klasą. Pozdrawiam. Wychowanek.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-25 13:55:28

    Witam, prof. Kornelia Czaja była moją wychowaczynią, moja klasa była Jej ostatnim rocznikiem. Cudowna kobieta i nauczyciel. Dzisisj już nie ma takich. Styl, kultura osobista, niesamowita wiedza, podejście do ucznia. W obecnych szkołach nie do znalezienia. Serdecznie pozdrawiam.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Ala - niezalogowany 2021-04-28 19:32:45

    Byłam uczennicą Koli w latach dziewiędziesiątych. Tak złej i złośliwej nauczycielki ze świecą szukać. Zapytajcie jak Jagę Krakowską zostawiaław tej samej klasie trzy lata z rzędu _ z języka polskiego. Tak, tak bo co poeta miał na myśli.... Nie znosiła jak ktoś był lepiej ubrany od niej. Myśmy nazywali ją HIMERA ze względu na huśtawki humoru. Rzadko brała prace domowe do sprawdzenia, cóż paznokcie by sie połamały od nadmiaru pracy. Robiła testy krótkie i do sprawdzenia w 10 minut. Uwielbiała pomiatac innymi i robiła to z lukrecją i trutką w ustach. Banda carolińska: Ptica, Kola, Bolek Matjas, Kurek .... same kreatury. Zero dobrych wspomnień!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • jb - niezalogowany 2021-05-07 15:17:26

    Mam wrażenie,że to Pani jest kreaturą.Ohydny tekst.

    • Zgłoś wpis
  • Maturzysta mat-fiz z 1976 r. ( - niezalogowany 2021-10-30 15:45:34

    No cóż. Jaka osoba taki komentarz. Pani profesor Kornelia Czaja zawsze pozostanie w mej pamięci jako wybitny pedagog i nauczyciel. A przede wszystkim wspaniały człowiek.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stefek z Wandzią - niezalogowany 2021-05-05 00:20:09

    Mam to samo :-)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    kkkk - niezalogowany 2022-02-05 20:19:48

    Dzień dobry

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    NAUCZYCIELKA - niezalogowany 2022-02-05 20:57:50

    Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że powstała laurka, a raczej panegiryk. Zachwyt nad tą panią jest w mojej ocenie przesadzony - zwykła nauczycielka, która jednym się podobała a drugim nie. Pani Kolka uczyła mnie również w latach 90 - dobrze, że tylko przez rok. Odetchnęliśmy z ulgą. Dla nas młodych ludzi otwierających się na świat - bo wtedy właśnie Polska się zmieniała, pani Kolka jawiła się jako zmanierowana, sztywna paniusia - udająca kogoś z wyższych sfer, z wielkim ego. Nie używając słów - dawała nam do zrozumienia, że jesteśmy miernotami, z których nic nie wyrośnie - takie mieliśmy wrażenie. Na szczęście nie przejmowaliśmy się tym, a raczej tworzyliśmy żarty na ten temat. Lekcje z nią były takie sobie, szkolna sztampa - to prawda panowała na nich cisza, ale pani jakoś nikogo nie porwała, nikomu nie imponowała ... raczej nuuuudy, metodyka przedwojenna. Co do urody tej pani - była przeciętna, styl ubierania - dosyć ciekawy, nietuzinkowy, w typie takiej współczesnej jesieniary. Dodam tylko, że osoby z mojej klasy pokończyły studia, zajmują się w życiu różnymi rzeczami. Po pani Kolce wzięła nas p. Aranowicz - super babka, dobrze przygotowała nas do matury. Była konkretna, miała poczucie humoru. Na koniec chcę zaznaczyć, że nie było w mojej intencji, broń Boże, kogoś obrazić. Wyrażam swoje zadanie jak inni. Pozdrawiam wszystkim absolwentów.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • JG - niezalogowany 2022-02-05 22:27:36

    To szkoda, że ukończyłaś studia i dalej nic rozumiesz. Lekcje były prowadzone w taki sposób, że wymagana była aktywność w dyskusji, miał to być rodzaj stolika artystycznego. I dlatego tak ustawiliśmy pewnego dnia ławki - wokół ścian. Ale, że w Nysie mieszka kto mieszka, a brak erudycji intelektualnej rodziców i prowincjonalną mentalność dziedziczą ich dzieci, było to jak rzucanie pereł przed wieprze. I to jedynie Kornelii można "zarzucić", że ciągle te perły rzucała, mimo świadomości, że odbierane to było jako "zmanierowanie". Gdy trafiłem na studia do wielkiego miasta X, miejscowi koledzy z tzw. dobrych domów i najlepszych liceów mieli już w zasadzie pierwszy rok studiów przerobiony w liceum. I byli mocno ukierunkowani na sukces. I ani grama w sobie tej prowincjonalnej nyskiej mentalności, że "seksy" jest być intelektualnym abnegatem. Bo z nyską prowincjonalną mentalnością Kornelia musiała się zmagać całe życie. I dlatego te lekcje często wyglądały jak wyglądały, bo najlepszy rzeźbiarz nic bez dobrego materiału nie wyrzeźbi. Taka współczesna Konopielka. Albo główny bohater filmu "Whiplash", profesor Fletcher, szukający doskonałości i spełnienia w roli mentora, tylko "materiału" do samospełnienia było mu przez całe życie brak. I zrozumienia tego Tobie i innym życzę.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    NAUCZYCIELKA - niezalogowany 2022-02-06 22:17:25

    Widać JG, że wyrosłeś na człowieka nieszczęśliwego i sfrustrowanego. Rozumiem, że to ty miałeś ,,rodziców z brakami erudycji intelektualnej". Po nich też odziedziczyłeś ,,prowincjonalność mentalną", której chciałeś się pozbyć. Było ci wstyd, kiedy poszedłeś na studia? Może jakieś kompleksy, brak dowartościowania, zagubiony chłopczyk... Chciałeś dorównać kolegom z ,,dobrych domów" i ,,najlepszych liceów" ? To się dla ciebie liczyło? Żal mi cię , że miałeś w młodości takie miałkie marzenia. Ja kompletnie się niczego nie wstydziłam. Studiowałam i mieszkam w mieście wojewódzkim, Nysę i mieszkańców wspominam bardzo miło - NAWET TYCH NIEWYKSZTAŁCONYCH i tych nienastawionych na sukces. Piszesz o ułożeniu ławek i artystycznym stoliku jako novum metodycznym? Przecież to jest chwyt nauczycielski znany od wielu, wielu, wielu lat. Mieliśmy okazję tego doświadczyć. Ci co siedzieli po bokach często nie widzieli, co było napisane na tablicy, bo im koledzy zasłaniali. Dyskusje na lekcjach? Nie żartuj sobie. Twierdzisz, że pani Czaja całe życie zmagała się z nyską, prowincjonalną mentalnością - ona sama przecież pochodziła, jak stwierdziła, z OKOLIC Sieradza, czyli ze wsi lub z małego miasteczka. Ot marzenia ludzi, by być kim innym niż się jest... Pozdrawiam, uporządkuj psyche, bo widać, że demony przeszłości powracają.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • JG - niezalogowany 2022-02-07 00:49:47

    Widzę, że argumenty moje były celne, gdyż oddalasz się od meritum sprawy, a zaczynasz robić "wycieczki" osobiste w moim kierunku, co jest oznaką słabości. I zanim tekst opublikowałaś, powinnaś wstrzymać się choć trochę, aby oznaki słabości usunąć. Jak na nauczycielkę chluby Ci to nie przynosi, gdyż to brak kultury dyskusji, czyli w zasadzie brak warsztatu. Rozumiem teraz Twoją niechęć do Kornelii, gdyż ona z daleka wyczuwała tego typu egzemplarze i rzeczywiście - tępiła je z całą stanowczością. Tępiła głupotę, brak klasy, bezmyślność, brak ogarnięcia siebie, nienawidziła te cielęce oczy zadowolonych z siebie carolińskich nastolatek, którym do stuprocentowego zadowolenia z siebie wystarczała ich atrakcyjność fizyczna. Zresztą nas młodych chłopców również to wtedy szokowało, że tak w ogóle można konstruować siebie, tzn. mieć niewiele "pod sufitem", ale ładną kieckę i buźkę i "wszystko gra". Kornelia tolerowała (to istotna cecha charakteryzująca jej osobowość) nieprzygotowanie się do lekcji, a także samego ucznia, jeśli uczeń potrafił wydobyć z siebie choć jedno w miarę inteligentne zdanie, które nie obrażało inteligencji jej i innych słuchaczy. Nieraz zastanawialiśmy się dlaczego nie "wyluzuje". Mogła przecież jak kilku innych profesorów przyjść, "odfajkować" swoje bez emocji i z uśmiechem, kazać nam przeczytać od strony 10 do 20 i trzasnąć drzwiami zostawiając nas " jakiego mnie Panie Boże stworzyłeś takiego mnie masz". Tylko widzisz. Każdy porządny, dojrzały społecznie i ideowy człowiek, wcześniej czy później chce drugiemu człowiekowi dać coś od siebie, jest to miarą człowieczeństwa. A w zawodzie nauczyciela jest to szczególnie ważne. Rozmowa o Kornelii to w istocie rozmowa o ważności mentorów w życiu człowieka, bo niewątpliwie mentorem była, ale tylko dla tych, którzy potrafili to docenić i zechcieli z tego skorzystać. Dla wielu osób była i jest ciągle bardzo ważna w sensie wkładu, który swoją osobą wniosła. Dobrze, że to także Nowiny Nyskie doceniły. Pozdrawiam.

    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do