Reklama

O rodzinie, która odnalazła się w Nysie

Nowiny Nyskie
23/01/2022 11:44

- Przez kilka lat mijaliśmy się na ul. Prudnickiej w Nysie nie wiedząc o swoim istnieniu, ani tym bardziej, że jesteśmy rodziną – śmieją się Mariola Budek i Maciej Budek. To, że spotkaliśmy się – i to właśnie w Nysie – to nieprawdopodobna historia…

Szczęśliwi w Nysie
Pani Mariola i Pan Maciek to młodzi ludzie, którzy kilka lat temu postanowili swoje życie związać z Nysą. Co ciekawe nie mieli tutaj rodziny, żadnych powiązań, nie przyjeżdżali na wakacje nad jezioro… – Ja przyjechałam do Nysy po raz pierwszy w 2003 roku na studia – opowiada Mariola Budek. – Wtedy zaczęłam studiować architekturę w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nysie. Mój tato miał obawy, że córka wyjeżdża tak daleko, bo pochodzę z województwa lubelskiego, z Księżpola, ale w końcu przystał na moją decyzję. 
Pani Mariola z rozrzewnieniem wspomina czas studiów – wspaniałych wykładowców, ale także życie studenckie, spotkania, poznawanie miasta. – Jako studentka architektury po prostu zakochałam się w Nysie już w momencie, kiedy zobaczyłam dzwonnicę i bazylikę. Potem poszłam nad jezioro i… ponownie przepadłam. Pomyślałam: „tu chcę studiować” – dodaje. 
Aby uzyskać tytuł magistra pani Mariola musiała jednak opuścić na kilka lat Nysę. Wybrała Szczecin, tamtejszą politechnikę. - Po skończeniu wróciłam na pewien czas do domu, do Księżpola. Pomyślałam jednak, że Nysa jest moim miejscem na Ziemi, że mnie ciągnie do tego miasta. Mama widziała, że za każdym razem kiedy pakowałam się przed wyjazdem do Nysy to robiłam to z radością - dodaje. 
Dodatkowym impulsem do wyjazdu do Nysy było to, że pani Mariola swoją pracę może wykonywać w każdym miejscu na świecie. – Wykonuję ilustrację do książek dla dzieci – mówi dalej. – Przyjechałam więc do Nysy, wynajęłam mieszkanie na ul. Prudnickiej i tak sobie żyłam szczęśliwym życiem… - kwituje.
Równie szczęśliwe życie w naszym mieście w tym czasie wiódł Maciej Budek. - Urodziłem się w województwie zachodniopomorskim – mówi pan Maciej. - Kiedy miałem rok rodzice przeprowadzili się na Opolszczyznę, do Krapkowic, tam się wychowałem i mieszkałem do czasu studiów. Z moją przyszłą żoną odbywaliśmy praktyki w Korfantowie, ale często przyjeżdżaliśmy do Nysy przy różnych okolicznościach – chociażby na Festiwal Ognia i Wody, nad jezioro, w góry, by pochodzić po fortach. Bardzo nam się tutaj spodobało – atmosfera, ludzie i to, że jest wszędzie blisko, wszędzie można dojść pieszo – wylicza zalety miasta.
Maciej Budek dodaje, że po skończeniu studiów jego żona prowadziła działalność w Krapkowicach, ale bardzo duża część jej klientów przyjeżdżała do niej właśnie z Nysy. – Pomyśleliśmy: „Dlaczego NIE?!” Przecież nam się tutaj wszystko podoba, więc Nysa stała się naszym miejscem na Ziemi. Mieszkamy tutaj już piąty rok. Z czasem stwierdziliśmy, że dosyć już wynajmowania mieszkań, że idziemy na swoje. Kiedy weszliśmy do pierwszego mieszkania – właśnie przy ul. Prudnickiej - wiedzieliśmy z żoną, że to jest TO. Przejrzeliśmy jeszcze kilka kolejnych ofert tylko po to, żeby się przekonać, że na Prudnickiej było lepiej - dodaje.

Mój pradziadek i Twój dziadek…
Uważni czytelnicy już zauważyli, że zarówno Mariola Budek jak i Maciej Budek osiedlili się na tej samej ulicy. 
W tym momencie przeniesiemy się jednak na moment do Księżpola, do domu rodzinnego pani Marioli. – Mój tato Czesław Budek zawsze marzył o odnalezieniu swoich przodków ze strony ojca, czyli mojego dziadka Stanisława. W którymś momencie swoich penetracji internetowych natknął się na „Teresę Budek”. Tato nie miał swojego profilu na Facebooku i dlatego poprosił mnie, żebym napisała do kobiety, która nosiła takie same nazwisko jak my i pochodzi z miejscowości Trzcińsko Zdrój (pierwszy trop). Spełniłam jego prośbę. Napisałam do pani Teresy, że mój tato szuka członków rodziny, ale jednocześnie pomyślałam, że to przecież kobieta i nazwisko „Budek” może być nazwiskiem po mężu – tłumaczy pani Mariola.
Teresa Budek z Krapkowic to mama pana Macieja. – Pamiętam ten moment, kiedy poinformowała mnie, że przez messengera skontaktowała się z nią młoda dziewczyna, o tym samym nazwisku. Cała rodzina była tym bardzo podekscytowana! – wspomina pan Maciej. - Na początku myśleliśmy, że może mój dziadek Henryk miał brata, o którym do tej pory nikt nie wiedział i odezwała się do nas jego wnuczka, ale prawda okazała się inna. Z czasem rodzina doszła do przekonania, że mój pradziadek Kazimierz był bratem dziadka Marioli – Stanisława.

Prudnicka łączy
To jednak nie koniec zaskoczeń. – Kiedy moja mama - podekscytowana sytuacją - weszła na profil facebookowy Marioli znalazła tam zdjęcie, na którym widać było te same dwie kamienice, które ja widzę z balkonu swojego mieszkania przy ul. Prudnickiej! Wtedy to już ja napisałem do Marioli z pytaniem czy mieszka w Nysie, czy na ul. Prudnickiej. Oba pytania uzyskały potwierdzenie! – dodaje z uśmiechem pan Maciej.
Mariola i Maciej niemal natychmiast spotkali się. – To była restauracja – a jakże - na ul. Prudnickiej. Od razu powitaliśmy się całusem i bardzo dobrze nam się rozmawiało, bo przecież mieliśmy o czym – śmieją się oboje.
- Ja na ul. Prudnickiej mieszkałam 9 lat, oboje kupowaliśmy pieczywo w tej samej piekarni, kojarzymy ludzi, którzy też tutaj mieszkają, więc jak to możliwe, że nie natknęliśmy się na siebie?! – pyta retorycznie pani Mariola. 
Po pewnym czasie do Nysy przyjechali zarówno rodzice Maćka jak i Marioli. Odbyło się więc pierwsze spotkanie rodzinne – oczywiście na ulicy Prudnickiej. - Jest jeszcze historia jednego zdjęcia, które utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że jesteśmy rodziną. W naszych rodzinnych albumach znalazło się zdjęcie z tej samem sesji fotograficznej. Jest na nim Kazimierz (od aut. pradziadek Macieja) ze swoim synem Henrykiem (od aut. dziadkiem Macieja). To zdjęcie najprawdopodobniej Kazimierz dał na pamiątkę swojemu bratu – Stanisławowi, a drugie zostawił dla siebie – dodaje Mariola.
A my dodajmy, że Stanisław Budek jest pochowany w Tarnogrodzie, a Kazimierz Budek w Trzcińsku Zdroju. Na nich – póki co – urywa się drzewo genealogiczne rodziny.


Przez lata mijaliśmy się na ulicy…
A propos drzewa genealogicznego rodziny Budków… Pani Mariola podjęła się jego wykonania. – Po tym jak poznałam rodzinę w Nysie, miałam już prawie wszystkie brakujące informacje i zdjęcia. Narysowałam je, oprawiłam i przekazałam w prezencie moim rodzicom – dodaje z uśmiechem. - Mój tato chciałby poza tym na emeryturze opisać historię dziadka Stanisława, który w latach młodości wyjechał z Warszawy i działał w AK. Ma nadzieję, że znajdzie dodatkowe informacje na w jego temat w IPN. Zresztą tato Stanisława i Kazimierza ożenił się po raz drugi i z tego małżeństwa urodziła się córka – ciocia mojego taty - do której mój tato jeździł jako dziecko na wakacje – dodaje pani Mariola.
Mariola i Maciej niezmiernie cieszą się, że żyją w Nysie i to tutaj znaleźli kolejnych członków rodziny. - Najdziwniejsze jest to, że przez lata z pewnością mijaliśmy się na ulicy i nie wiedzieliśmy, że jesteśmy rodziną – powtarzają kolejny raz. 
Nasi rozmówcy nie tylko zamieszkali w Nysie ze swoimi rodzinami, ale promują nasze miasto. – Nasi rodzice rozumieją nasz wybór, bo także kochają tutaj przyjeżdżać. Kiedy przyjechała tutaj moja mama to powiedziała: „Ja ci się nie dziwię, że tak cię tutaj ciągnie” - powiedziała. Mój narzeczony pochodzi spod Wrocławia i także pokochał Nysę – tak jak i moi teściowie, którzy uwielbiają tutaj przyjeżdżać - dodaje.
Zarówno pani Mariola z narzeczonym jak i pan Maciej z żoną prowadzą w naszym mieście firmy o ciekawym profilu. Pan Maciej jest fizjoterapeutą, ale zajmuje się także wraz z żoną naturoterapią (siedziba ich firmy znajduje się… a jakże – na ul. Prudnickiej). Z kolei pani Mariola jest autorką ilustracji do ponad 200 książek dla dzieci. Ilustracje są przepiękne! Nie można się więc dziwić, że nysanka współpracuje z największymi wydawnictwami w Polsce. – W pewnym momencie postanowiliśmy z narzeczonym „pójść na swoje”. Założyliśmy działalność gospodarczą – własne wydawnictwo oraz sklep internetowy. Tworzymy własne publikacje, które wysyłamy do klientów na całym świecie, m.in. do USA, Australii, do krajów Azji, a nawet Afryki Południowej – dodaje.
Zarówno pan Maciej jak i pani Mariola są w Nysie szczęśliwi, a to szczęście jeszcze bardziej generuje fakt, że przez szczęśliwy zbieg okoliczności znaleźli w Nysie rodzinę. – To świadczy, że Nysa łączy – śmieją się. - Fakt, że tak późno się poznaliśmy sprawia, że nasza relacja jest przyjacielsko – rodzinna. Kiedy się tutaj osiedlaliśmy byliśmy pogodzeni z tym, że mamy przyjaciół, a teraz okazało się, że także rodzinę – stwierdzają zgodnie.#

Autor Agnieszka Groń

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Nysek. - niezalogowany 2022-01-24 09:40:00

    A jednak cuda się zdarzają.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Marck - niezalogowany 2024-01-17 22:43:29

    Witam, Proszę o kontakt , jestem potomkiem właścicieli pałacu w Dołhobyczowie , parę lat dzieciństwa spędziłem też w kochanej Nysie :-)) na ulicy Grodzkiej 7 Chciałbym zainwestować w odbudowę pałacu ,a gdzieś tam w jakimś artykule przewinęło się Pani imię :-) Ja mieszkam w RPA ,i szukam kontaktu :-) pozdrawiam ,

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Marck - niezalogowany 2024-01-17 22:47:25
    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do