
Minęły już ponad dwa miesiące od pożaru budynku wielorodzinnego w Nadziejowie, w którym zginęły dwie osoby, a sześć rodzin zostało bez dachu nad głową. Dowiedzieliśmy się co dzieje się z poszkodowanymi rodzinami, czy ktoś im pomaga i czego potrzebują.
Tragedia przyszła znienacka
Do pożaru w Nadziejowie doszło w sobotnie popołudnie, 23 listopada. Ogień wybuchł na klatce schodowej. Wdarł się do dwóch sąsiednich mieszkań i je doszczętnie strawił. Zginęło dwóch mężczyzn 62 i 39-latek, który osierocił dwóch synów. Pozostałe mieszkania zostały zalane w trakcie akcji gaśniczej. Mieszkańcy kamienicy w jednej chwili stracili dorobek swojego życia i zostali bez dachu nad głową. Gmina, parafie, mieszkańcy Nadziejowa i wielu innych miejscowości, ludzie o wielkich sercach zaraz po tragedii organizowali zbiórki pieniędzy i najpotrzebniejszych rzeczy dla pogorzelców. Władze Otmuchowa zaproponowały poszkodowanym mieszkania zastępcze. Niektóre rodziny skorzystały z propozycji, inne zamieszkały u swoich rodzin.
Żyć trzeba dalej
Rozpoczął się remont zniszczonego budynku. Firma odnawia dach. Nie wiadomo jak długo lokatorzy będą musieli czekać, aby wejść do środka i rozpocząć remont swoich mieszkań. W pożarze najbardziej poszkodowana została rodzina Anny Budziak. Pani Anna nie tylko straciła mieszkanie, ale przede wszystkim męża, a jej synowie ojca. Zapytaliśmy jak radzi sobie z traumą, gdzie mieszka i jakiej potrzebuje pomocy. - Mieszkam u rodziców. Gmina zrobiła mi dwa przelewy finansowe na konto. Wszystkie pieniądze, które otrzymałam ze zbiórek od ludzi o wielkich sercach są zabezpieczone na koncie i przeznaczone na remont mieszkania. Bardzo pomogli mi moi przyjaciele. Zorganizowali zbiórkę i założyli konto, na które ludzie wpłacają pieniądze. Wiele osób ma pretensję, że pomaga się tylko mi. Dlatego szybko poszłam do pracy, aby móc płacić rachunki i mieć pieniądze na bieżące wydatki. Sama utrzymuję dom i rodzinę. Daję sobie jakoś radę. Muszę się trzymać, bo mam dwóch synów i mam dla kogo żyć. Dzieci czują się dobrze. Chodzą do szkoły. Nie rozmawiamy o tej tragedii. Moi rodzice otaczają nas szczególną opieką. Oskar jest mały. On pewne rzeczy postrzega inaczej. Dawid, mój starszy syn jest zamknięty w sobie. Jest zapracowany. Chodzi do szkoły, należy do Ochotniczej Straży Pożarnej w Nadziejowie, ma wiele zajęć i zainteresowań. Nie ma czasu na siedzenie i zamartwianie się. Musimy żyć dalej, starać się funkcjonować w miarę normalnie. Radzimy sobie, nie poddajemy się, mimo że jest nam bardzo ciężko - mówi Anna Budziak.
Chcemy już zacząć remontować mieszkania
Część mieszkańców mieszka u swoich bliskich, ale są też rodziny, którym ubezpieczyciel wynajmuje mieszkania. W takiej sytuacji są państwo Nowakowie. - Ubezpieczyciel wynajmuje nam mieszkanie w Nysie. Wcześniej mieszkaliśmy na zamku w Otmuchowie. Byliśmy tam traktowani bardzo dobrze. Ale w mieszkaniu mieszka się swobodniej, dlatego kiedy ubezpieczyciel zaproponował nam wynajem, postanowiliśmy z niego skorzystać. Mieszkanie mamy zagwarantowane do początku czerwca. Obawiamy się, że jeżeli firma budowlana nie zdąży z remontem naszej kamienicy, to nie będziemy mieli gdzie się podziać. Z naszych emerytur nie będzie nas stać na wynajem mieszkania. Bardzo chcielibyśmy już wrócić do swojego mieszkania - stwierdza Lucyna Nowak.
Pełny tekst artykułu dostępny jest w najnowszym wydaniu "Nowin Nyskich"
Kup e-wydanie: E-WYDANIE
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie