84 – letnia kobieta będąc w nyskim szpitalu złamała kręgosłup, żebra, mostek i kostkę. Rodzina do dziś nie wie, co się stało ich bliskiej. Nikt nie był w stanie wytłumaczyć im jakim sposobem starsza kobieta wydostała się z budynku. Wiadomo tylko, że znaleziono ją na placu przed nowym skrzydłem szpitala.
- Mama została przywieziona do szpitala jako osoba kontaktowa, chodząca i logicznie rozumująca. Narzekała jednak na bardzo silne bóle głowy. Z SOR -u wysłano ją jednak na oddział chirurgii, choć nie wiem dlaczego tak się stało. Lekarz, którego zapytałam powiedział tylko, że to on jest lekarzem – relacjonuje Wiesława Michalik. Córka kobiety twierdzi, że już dzień po przyjęciu na oddział matka zaczęła się dziwnie zachowywać. - Miała jakieś halucynacje i omamy. Może działo się coś w jej głowie, ale nadal leżała na chirurgii. Zbadał ją neurolog, ale nic nie stwierdził.
Rodzina w szoku
Trzy dni później kobieta doznała szoku. Kiedy przyszła do szpitala jej matki nie było w sali. Szybko pobiegła do ordynatora, bo obawiała się, że stało się najgorsze. - Ordynator powiedział mi wtedy, że panią Konopkę znaleziono leżącą poza terenem szpitala i że prawdopodobnie upadła. Tylko tyle. To był dla mnie szok. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam! Jak dodaje, lekarz próbował przygotować ją na to, co miała zaraz zobaczyć. - Nigdy nie zapomnę tego obrazu, mama leżała przywiązana do łóżka, jeszcze wtedy nie wiedziałam, że jest tak strasznie połamana. Mama się dusiła – mówi zirytowana. Kobieta nie wiedziała jeszcze w jak tragicznym stanie jest jej mama. – Ma połamany kręgosłup w dwóch odcinkach, połamane żebra razem z mostkiem oraz kostkę lewej nogi. Coś się dzieje z brzuchem – wymienia.
Nic nie wiadomo
Kobieta ma pretensje, że nikt ze szpitala nie powiadomił jej o wypadku, tylko czekano aż sama przyjdzie. - Po takim czymś powinni zaraz mnie powiadomić, a oni nic nie zrobili! Wiesława Michalik spokojnie opowiada o wydarzeniach. - Nie mam już siły, jestem kłębkiem nerwów. Ciężko mi o tym mówić, bo to moja mama, która bardzo cierpi. Rodzina 84 – letniej mieszkanki Sękowic do dzisiaj nie wie, co tak naprawdę się stało. - Dwa dni później spotkałam się z ordynatorem i zastępcą dyrektora szpitala. Próbowali mi wyjaśnić jak się to stało, ale nie usłyszałam nic konkretnego. Dowiedziałam się tylko, że znaleziono ją leżącą na podwórku przed wejściem do nowego skrzydła szpitala i że feralnej nocy widziano mamę spacerującą po korytarzu. A kto ją znalazł i przywiózł do szpitala? Dlaczego i jakim sposobem z niego wyszła? Nie chciano mi wytłumaczyć – przekonuje.
Wypadła z okna?
Rodzina 84 – letniej kobiety nie wierzy w to, że jej obrażenia to wynik upadku. Córka nie wyklucza tego, że mogła wypaść z okna, a nawet zostać potrącona przez samochód. - Wskazują na to obrażenia i nawet lekarz, który ją badał na oddziale urazowym, stwierdził, że to nie mógł być zwykły upadek, jak twierdzono na początku, tylko silne uderzenie – wyjawia Wiesława Michalik. Jej mama nie wiele pamięta z dramatycznej nocy. Mówi tylko, że otwierała w nocy okno i trzymała się parapetu. Pamięta też ból nogi, a także że była policja i pogotowie.
Rodzina poszkodowanej skierowała sprawę do prokuratury. - Mam ogromny żal do szpitala, że nikt nie chce mi powiedzieć, co się jej stało i że doszło do takiej tragedii. Nie chcę żadnego odszkodowania, bo o to się mnie podejrzewa. Chcę tylko poznać prawdę i wyjaśnienia, jak szpital mógł dopuścić do takiej tragedii. Mama była osobą samodzielną, teraz jest w ciężkim stanie – zaznacza.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie