Reklama

Śmiertelna ofiara zamknięcia noclegowni

Nowiny Nyskie
31/07/2017 16:32

Bezdomny zasłabł w siedzibie Ośrodka Pomocy Społecznej. Po przewiezieniu do szpitala zmarł. - Pan Józef był chory na raka żołądka. Noclegownia była jego domem, kiedy jeszcze funkcjonowała przez cały dzień. Od czerwca ten śmiertelnie chory człowiek musiał do wieczora błąkać się po mieście, w upale, w deszczu... To niehumanitarne! - mówi oburzony Andrzej Murza, który przed zmianami kierował noclegownią.

Ciężko chory - na ulicy
Od 1 czerwca br. noclegownia na ul. Baligrodzkiej otwierana jest o godz. 20, a zamykana o godz. 8 rano. Nowe przepisy ministerialne zakładają, że na terenie gminy mają działać: schronisko i noclegownia. Gmina Nysa ma tylko noclegownię, a na schronisko podpisała umowę z Bielicami. Bezdomni jedynie tam mogą przebywać całodobowo.
Śmierć ciężko chorego 61-letniego mężczyzny, zdaniem Andrzeja Murzy, powinna wstrząsnąć władzami Nysy i zmusić ich do zmiany tej sytuacji.
- Tu chodzi o godność człowieka. Pan Józef był bardzo chory, miał nowotwór żołądka. Dopóki był w noclegowni również w dzień, to mógł o siebie zadbać. Przygotowywał posiłki, które zalecał mu lekarz i które jego organizm jeszcze tolerował. Kiedy był słaby, a to zdarzało mu się często, mógł się położyć i odpocząć. Zmieniło się to wszystko 1 czerwca. Od tego czasu o godz. 8 rano, wraz z innymi bezdomnymi, był wyrzucany z noclegowni. Przez cały dzień błąkał się po mieście - bez wody, leków, bez jedzenia, bo tego co dostawał raz dziennie z opieki nie mógł przełknąć. Policja go legitymowała i przeganiała. W te potworne upały przesiadywał na ławce w Vendo Parku, kręcił się pod Kauflandem. Tam go spotkałem 4-5 dni przed jego śmiercią. Był bardzo wychudzony - opowiada były kierownik noclegowni. Pracę stracił w momencie wprowadzania zmian. Spółdzielnia Socjalna „Parasol” zredukowała wówczas obsadę, bo potrzebni byli już tylko nocni opiekunowie - otwierający i zamykający budynek. Noclegownia nyska w całości finansowana jest z pieniędzy gminnych. Łącznie do końca br. „Parasol” otrzyma na jej prowadzenie ponad 100 tys. zł.

Był słaby od wieku lat
Andrzej Murza w swojej pracy ze zrozumieniem i sercem traktował pogubionych w życiu mężczyzn. Choć nie pracuje już w noclegowni, nadal nie jest obojętny na ich los.
 - Kiedy zobaczyłem pana Józefa w takim stanie, natychmiast skontaktowałem się z panią dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej. Uzyskałem zapewnienie, że otoczą go opieką. Rzeczywiście zajęli się nim, pomogli, ale to była już tylko kropka na „i”. Ta pomoc przyszła za późno - ubolewa nysanin.
Podkreśla, że ta śmierć powinna wstrząsnąć sumieniem wielu ludzi, a przede wszystkim radykalnie zmienić nyską opiekę nad osobami bezdomnymi. Będzie to jednak trudne, bo osoby z którymi rozmawiamy, nie łączą zgonu mężczyzny z funkcjonowaniem noclegowni.
 - To był człowiek, który się od dłuższego czasu leczył - tłumaczy Marzena Głogowska-Szukszto. - Był zawsze słabiutki. Jeździł do lekarza do Opola. Pomagaliśmy mu, kiedy jeszcze „mieszkał” w noclegowni, woziliśmy na badania, choć on nie chciał od nikogo pomocy. Zmarł bo był chory, a teraz inni łączą to z tym, że noclegownia w ciągu dnia jest zamknięta. Ale to nie był powód jego śmierci - przekonuje Marzena Szukszto.
Prezes „Parasola” wyjaśnia, że takie funkcjonowanie noclegowni nie jest jej decyzją, ale taki był ministerialny wymóg. - Chcemy pomóc bezdomnym. Napisaliśmy jako Spółdzielnia Socjalna „Parasol” wniosek do Urzędu Wojewódzkiego. Chcemy zapełnić tę lukę i stworzyć świetlicę dla bezdomnych, która funkcjonować miałaby przez 6 godzin dziennie. Czekamy na rozstrzygnięcie konkursu.

Mógł pójść do Bielic
Od czerwca br. w gestii Ośrodka Pomocy Społecznej jest pomoc bezdomnym chorym i niepełnosprawnym. - To OPS wziął na swoje barki zaproponowanie im całodobowego schroniska lub przyspieszenie skierowania do Domów Pomocy Społecznej czy Zakładu Opieki Leczniczej - wyjaśnia prezes „Parasola”.
- Ośrodek Pomocy Społecznej na pewno pomagał temu człowiekowi - zapewnia „Nowiny Nyskie” wiceburmistrz Piotr Bobak, odpowiedzialny w gminie za opiekę społeczną. - Miał on propozycję schroniska w Bielicach, ale nie chciał skorzystać. Tam miałby całodobową opiekę. Ale my nie możemy nikogo zmusić - podkreśla wiceburmistrz.
- Ten pan był objęty naszą pomocą w formie pracy socjalnej. Był w kontakcie z pracownikiem socjalnym, ale nie chciał żadnej pomocy. Mówił, że jest umówiony z lekarzem i wszystko jest w porządku. Nie chciał też skorzystać z opieki schroniska w Bielicach - potwierdza Marta Czuczman, wicedyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Nysie.
- Wielu z bezdomnych, którzy od lat byli w Nysie, nie przejdzie do Bielic. Oni już wrośli w to środowisko, tu mają blisko do lekarza, łatwiej jest o pracę. Tak z dnia na dzień ktoś odebrał im dom i kazał wyprowadzać się do innego miejsca i innych ludzi. To trudne, zwłaszcza dla starszych i schorowanych ludzi. Oni zostali zwyczajnie wyrzuceni na ulicę. To jest niegodne traktowanie człowieka! - mówi Andrzej Murza.
To nie jedyny tragiczny efekt kulejącej pomocy bezdomnym w Nysie. - Kiedy jeszcze byłem kierownikiem, do noclegowni trafił bezdomnych z ropiejącą, otwartą raną na nodze. Pomogliśmy mu uzyskać medyczną pomoc i rana się zabliźniła. Teraz dowiedziałem się, że jest w szpitalu i grozi mu amputacja całej nogi, bo od czerwca w ciągu dnia ten człowiek musiał przebywać na zakurzonej ulicy wyczerpany upałem - opowiada były kierownik.

Nic się nie stało?
Wiceburmistrz Piotr Bobak pokazuje pozytywne efekty zmian. - Kilku mężczyzn wspólnie wynajęło pokój i się usamodzielniło.
- To uderzy w nich, bo wynajmując mieszkanie nie mają prawa do mieszkania socjalnego. Większość bezdomnych nie stać na mieszkanie, bo pracują za 700 zł w CIS-ie. Są skazani na namiot (przyp. decyzją władz Nysy został rozbity na podwórku przy noclegowni) - kontrargumentuje Murza. - Kilku z nich pracuje w nocy. Potem śpią w ciągu dnia na ławce pod namiotem. Jaki to odpoczynek? Ludzie nie mają gdzie się umyć, a potrzeby fizjologiczne muszą załatwiać za budynkiem noclegowni. A obiekt przez cały dzień stoi pusty, bo jest zamknięty. To nie jest humanitarne! Psy są lepiej traktowane w Konradowej, bo ich nikt nie wyrzuca w ciągu dnia na ulicę - mówi smutno Murza.
Jego zdaniem, interpretacja przepisów ministerialnych przez nyskie władze jest błędna. - W Opolu noclegownię prowadzi opieka społeczna, nie podmiot z zewnątrz. Działa ona również w ciągu dnia, przez kilka godzin. Mówiłem o tym burmistrzowi Piotrowi Bobakowi, ale usłyszałem, że prawo na to nie pozwala. I co, będziemy czekać na kolejną tragedię? Przyjdzie zima i takich śmierci, jak śmierć pana Józefa, będzie więcej. Znów powiemy, że nic się nie stało?

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do