
- Od 2019 roku nie odbyło się walne zgromadzenie członków naszej spółdzielni mieszkaniowej. W tym roku skończyła się kadencja rady nadzorczej, a jeden z członków zrezygnował. Nawet to nie zmusiło prezesa do zwołania zebrania - mówi Weronika Klimas, członek spółdzielni mieszkaniowej w Karłowicach.
Spółdzielnia mieszkaniowa w Karłowicach Wielkich liczy zaledwie 35 członków, którzy zamieszkują znajdujące się w tej miejscowości bloki z wielkiej płyty. Na jej czele stoi zatrudniony na pół etatu prezes Ryszard Adamczyk.
Rada widmo
Jego pracę kontroluje 3-osobowa rada nadzorcza. Problem w tym, że jej kadencja dobiegła końca, a jeden z jej członków wcześniej zrezygnował. - Zarząd spółdzielni jest teraz bez kontroli – skarży się Ireneusz Łabys, członek spółdzielni mieszkaniowej, który podkreśla, że prezes nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. - Dlatego w czerwcu sami złożyliśmy żądanie o zwołanie walnego zgromadzenia członków, żeby zdążyć przed kolejną falą koronawirusa. Zgodnie z prawem spółdzielczym prezes miał 6 tygodni na realizację naszego wniosku, ale tego nie zrobił – podkreśla mieszkaniec Karłowic.
Czego boi się prezes?
Postawa władz spółdzielni rodzi pytania wśród jej członków. - Czego boi się prezes, ma coś do ukrycia, a może są jakieś nieprawidłowości? Inaczej by nas tak nie zbywał – zastanawiają się nasi rozmówcy, którzy zapewniają, że nie chcą odwoływać prezesa, jeśli się tego boi. - Nie można jednak łamać przepisów, które obowiązują nas wszystkich. W naszym przypadku nie ma rady nadzorczej, czyli statutowego organu spółdzielni. Jeśli to nie jest wystarczającym powodem zwołania walnego zgromadzenia, to co nim jest? - pyta Weronika Klimas. - Prezes może teraz robić, co chce! - dodaje.
Nic do ukrycia
- Niczego się nie obawiamy i nic nie ukrywamy. Zgromadzenie członków spółdzielni odbędzie się, kiedy tylko z chorobowego wróci pan prezes. Obecnie jest on w szpitalu, o czym informowaliśmy członków spółdzielni. W związku z tym nie było możliwości przygotowania zgromadzenia. Zarząd spółdzielni jest tylko dwuosobowy – mówi Grażyna Kloc, wiceprezes i główna księgowa spółdzielni z Karłowic Wielkich. Wcześniej spółdzielnia informowała mieszkańców, że walne zgromadzenie nie może się odbyć z powodu stanu epidemii.
Członkowie mówią, że problemy zaczęły się od demontażu części dachów w ich blokach. - Na zlecenie prezesa w lipcu rozebrano część drewnianych podbitek. Jednak roboty do tej pory nie ukończono, a prace prowadzono w nieprofesjonalny sposób, nie informując też o nich mieszkańców – mówi Ireneusz Łabys. - Prace te były konieczne ze względu na zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców. W ich trakcie okazało się, że zakres robót jest dużo większy, niż to było widać z zewnątrz. To zaś wiąże się z większymi kosztami, niż planowaliśmy – wyjaśnia księgowa spółdzielni.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Boże niech pani Klimas sama weźmie się za sprzątanie podwórka. To głównie ona i cała jej rodzinka wysiadują przed blokami od rana do wieczora i robią bałagan. Jeszcze jedno Klimasowa ma ewidentną chrapkę na stanowisko prezesa.
Tak dokładnie niech sama zacznie sprzątać ze swoją rodzinka bałagan który tworzą przed blokami przesiadując tam od rana do wieczora. Chrapkę ma na pewno