Reklama

Szpital odmówił przyjęcia chorej

Nowiny Nyskie
26/06/2020 17:10

- Moja córka ledwie stała na nogach. Lekarz nie przejrzał nawet karty choroby, nikt się nami nie zainteresował, tylko odmówił przyjęcia - mówi zrozpaczona Iwona Adamczyk z Nysy, mama chorej dziewczyny. Kobieta zgłosiła się do nas w miniony czwartek. Dzwoniła z izby przyjęć nyskiego szpitala. Jej głos przerywany był płaczem

Kobieta mówiła, że lekarze odmówili przyjęcia do szpitala jej poważnie chorej córki. Kazali przyjść w poniedziałek, ale matka w obawie o życie dziecka nie chciała tego zrobić. Opowiada nam o sytuacji, jaka miała miejsce w szpitalu.

Lekarki "niby" nie ma
- W miniony poniedziałek moja córka bardzo źle się czuła. Udałyśmy się do kontroli, ponieważ córka w marcu miała operację i jej stan zdrowia się pogorszył. Julka miała nie zostawać na oddziale, lecz być pod jego opieką. Miała przychodzić na zmianę opatrunków. Aby mogła zostać w szpitalu, lekarze wymagali badań na koronawirusa. Natomiast jeden z lekarzy uznał, że nie są potrzebne. Miałyśmy wyniki sprzed kilku dni, że córka nie ma koronawirusa. Julka nie chciała przechodzić ponownie badań i to było powodem nieprzyjęcia jej do szpitala. Po powrocie do domu córka nadal źle się czuła. Jej ciało zaczęło bardzo puchnąć, a rana po wcześniejszej operacji zaczęła ropieć. Skontaktowałam się z innym lekarzem, który wypisał nam skierowanie do szpitala. Wtedy to wszystko się zaczęło. W miniony czwartek wraz z córką poszłyśmy do szpitala. Pielęgniarki i wszyscy obecni na izbie przyjęć widzieli w jakim stanie jest Julka. Pielęgniarki w tajemnicy mówiły, że "niby" lekarki nie ma i że nie będzie miał jej kto przyjąć. Przyszedł do nas inny lekarz, który powiedział nam, że dostał informację z "góry", że ma pacjentki nie przyjmować. Uznał nie badając jej, że córka jest w dobrym stanie fizycznym i może poczekać na przyjęcie do poniedziałku. Wtedy do pracy miała wrócić lekarka prowadząca. Zasugerował, żebyśmy udały się do Opola, bo tam córka była operowana - mówi pani Iwona, która zażądała potwierdzenia odmowy przyjęcia do szpitala na piśmie. Podkreśla, że sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy na miejscu pojawił się nasz dziennikarz. - Dopiero wtedy przyszła prowadząca lekarka, której rzekomo nie było w pracy, aby w końcu ze mną porozmawiać... - mówi matka chorej dziewczyny.

Gronkowca dostaniesz w pakiecie
18-letnia córka pani Iwony cierpi z powodu gronkowca złocistego. Przeszła wiele chorób (astma, depresja, zaburzenia zachowania), ma trudności z komunikowaniem, częstą utratę przytomności, a także ropień nerki. - Moja córka zaczęła chorować, kiedy miała 9 lat. Zdiagnozowano u niej wtedy padaczkę. Dwa lata temu okazało się, że podczas jednego z pobytów w szpitalu zaraziła się gronkowcem złocistym. 
- Wtedy zaczął się ten cały koszmar. Moja córka trafiła do szpitala z podejrzeniem ropnia oka. Zostało to wyleczone, ale po jakimś czasie ropnie na nowo objęły ciało córki i wtedy okazało się, że jest to gronkowiec złocisty. Od tamtej pory u córki cały czas pojawiały się zmiany ropne. Chwilowo gronkowiec wygasał, a gdy powracał, to z podwojoną siłą. Obydwie płakałyśmy na oddziałach z niemocy. Na izbie przyjęć często lekarze odmawiali nam pomocy. Niejednokrotnie z powodu jej choroby, nie chciała przyjeżdżać karetka. W życiu codziennym mojej córce towarzyszyły częste bóle głowy, brzucha i wielokrotnie traciła przytomność. Cały czas odczuwa bardzo duży ból, z którym nie wiemy jak mamy sobie poradzić. Ze względu na zły stan zdrowia, córka w marcu trafiła na oddział szpitalny do Nysy. Później przeszła operację w Opolu na ropień nerki i nadnercza - mówi mama Julii. "Nowiny Nyskie" były świadkiem jak lekarka powiedziała, że córka pani Iwony wymaga natychmiastowej hospitalizacji. 
- Pacjentka wymaga hospitalizacji i wymagała jej już w poniedziałek - mówiła lekarka na korytarzu izby przyjęć. 

Dlaczego nie została przyjęta? 
W tej sprawie skontaktowaliśmy się ze szpitalem. Niestety do dnia zamknięcia tego numeru gazety nie otrzymaliśmy odpowiedzi. 
- Mam żal do lekarzy, że tak mnie potraktowali, oni nie chcieli mi wtedy pomóc. Boję się, że będą się na mnie mścić. Chciałabym, żeby pomogli mi się wyleczyć, nic więcej. Przez wcześniejsze badania na koronawirusa, leżałam bezczynnie cały tydzień w szpitalu. Jedyne co lekarze mi podawali to leki na uspokojenie i lekkie przeciwbólowe. Dlatego odmówiłam ponownych badań. Jestem tym wszystkim już zmęczona, a moja choroba mnie wykańcza. Nie chcę czuć więcej bólu - mówi Julia Bernacka.



 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do