
Wywiad z byłym trenerem olimpijskiej reprezentacji Polski siatkarzy - Grzegorzem Rysiem.
Krzysztof Centner - Grzegorz w ostatnich dniach pracowałeś w studio telewizyjnym komentując mecze naszych siatkarzy. Jesteś więc na bieżaco. Jakbyś ocenił występ naszej drużyny, zespołu, który nie ukrywał, że jedzie do Tokio po złoty medal?
Grzegorz Ryś - Bardzo trudne pytanie i nieukrywam, że ciężko mi tak na gorąco dokonać analizy tego co się stało. Śledziliśmy co prawda w studio telewizyjnym wszystkie mecze na bieżąco, ale jak nie jesteś w środku zespołu to też nie wiesz wszystkiego. Faktem jest, że grupa w której się znaleźliśmy nie była zbyt wymagająca. Niestety już pierwszy nasz mecz przegrany z Iranem 2:3 był sygnałem, że nie można nikogo lekceważyć w tej grupie. Na szczęście już w drugim meczu z Włochami polski zespół pokazał, że potrafi grać w siatkówkę. Zwycięstwo 3:0 dało nam troszkę pewności i kolejne trzy mecze z Wenezuelą, Kanadą i Japonią wygraliśmy bez większych problemów. W tym momencie wydawało się, że forma naszych siatkarzy jest coraz wyższa i na ćwierćfinał będziemy gotowi.
- A jednak się nie udało i Francja posłała nas do domu?
- Nie ukrywam, że bardzo bałem się tego meczu, bowiem Francuzi w meczach z Rosją i Brazylią pokazali, że grają do ostatniej piłki i się nie poddają. Wiedziałem już wtedy, że Francja będzie dla naszej drużyny bardzo trudnym przeciwnikiem.
- Zaczęło się jednak dobrze?
- To prawda. Pierwszy set zagraliśmy bardzo dobrze. Dużo było z naszej strony akcji zagranych pierwszym tempem i rywale nie mogli znaleźć na to lekarstwa. W drugim secie zaczęło się coś w grze naszej drużyny zacinać. Polski zespół nie wykorzystał kilku znakomitych okazji i zaczęła się wkradać w nasze szeregi zdenerwowanie. Efektem takiej gry była porażka. Trzeci set był pod naszą kontrolą i wydawało się, że teraz już wystarczy tylko „dobić” rywala i czekać na półfinałowego przeciwnika. Niestety na tym nasza dobra gra w tym meczu się skończyła i stąd ta nieoczekiwana porażka 2:3 i koniec marzeń o olimpijskim medalu.
- Gdybyś miał wymienić przyczyny słabszej gry polskiej drużyny?
- Tych przyczyn było zapewne kilka. Ja jednak chciałbym się skupić na dwóch takich aspektach, czyli zmianach i założeniach taktycznych. To mi się rzuciło w oczy.
- A czy nie uważasz, że nie trafiono ze składem na igrzyska olimpijskie?
- Nigdy nie będę kwestionował wyboru, którego dokonuje trener narodowej drużyny. To jego działka i on bierze za to odpowiedzialność. Oczywiście teraz będzie musiał się ze swoich decyzji kadrowych wytłumaczyć i zobaczymy jak to oceni zarząd Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Ten zespół był budowany przez kilka ostatnich lat. Przewinęło się przez ten zespół blisko 30 zawodników i to uważam za duży sukces trenera Heynena. Pokazaliśmy bowiem, że mamy zaplecze i o przyszłość siatkówki w naszym kraju nie musimy się martwić. A to, że nie wyszło w Tokio to już inna bajka.
- Nie zdziwiło Cię powołanie na igrzyska olimpijskie mającego problemy zdrowotne Michała Kubiaka?
- Nie ukrywam, że była to nieco ryzykowna decyzja, ale my nie byliśmy w środku tego zespołu. Być może sztab medyczny naszej drużyny zapewnił trenera, że Michał będzie w pełni gotowy do gry w igrzyskach. Tego nie wiemy, ale myślę, że wcześniej czy później wszystko się wyjaśni.
- Czy nie uważasz, że nienajlepiej działo się w naszym zespole na pozycji rozgrywającego?
- Myślę, że największym błędem, jeżeli chodzi o rozgrywających nie byli oni sami, tylko umiejętności wykorzystania ich tak podczas turnieju olimpijskiego, jak i Ligi Narodów. O ile w Lidze Narodów trener Heynen korzystał z obu naszych rozgrywających to już na igrzyskach stawiał wyłącznie na Fabiana Drzyzgę. I to był moim zdaniem duży błąd. Wystarczy przypomnieć sobie nasz mecz z Francją, gdzie trener Tillie ściągnął z boiska Toniuttiego i wprowadził na jego miejsce Brizarda. Ten manewr przyniósł mu sukces. My natomiast graliśmy jednym rozgrywającym i nic nie zrobiliśmy, żeby chociaż na chwilę zmienić coś na rozegraniu.
- Jesteśmy mistrzami świata. Do tego zespołu dochodzi najlepszy siatkarz świata - Wilfredo Leon. Jedziemy na igrzyska i gramy dużo gorzej niż na mistrzostwach świata. Dlaczego?
- Nie zgodziłbym się ze stwierdzeniem, że graliśmy dużo gorzej niż na mistrzostwach świata. Nie wyszedł nam jednak mecz ćwierćfinałowy z Francją. Jeżeli chodzi o Leona to jest to bez wątpienia jeden z najlepszych siatkarzy świata, ale nie jest to sport indywidualny. Tutaj gra drużyna, a Wilfredo jest jedynie częścią tej drużyny.
- Zostawmy już nasz reprezentacyjny zespół w spokoju. Chciałbym Cię teraz zapytać o Twoją dalszą przyszłość siatkarską, bowiem doszły mnie słuchy, że wyjeżdżasz z Polski?
- Jak widać nic się nie da ukryć. To prawda otrzymałem bardzo ciekawą propozycję pracy w Izraelu i już nie bawem wyjeżdżam.
- Co tam będziesz robił?
- Poprowadzę młodzieżową reprezentację Izraela. Ponadto będę odpowiedzialny w Izraelskim Związku Piłki Siatkowej za szkolenie młodzieży. Będę nadzorował szkolne ośrodki siatkarskie. To bardzo ciekawy projekt, który będę chciał w tym kraju rozwijać i doskonalić.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Można skorzystać z wiedzy i doświadczenia trenera Rysia? Można, tylko trzeba mieć pojęcie o tym, a nie tkwić w zgniłych układach postpolitycznych i kolesiowskich. Mam nadzieję, że CBA ten klubik tez sprawdzi.