Reklama

Bałam się, że blok "pójdzie w powietrze!”

Nowiny Nyskie
18/06/2021 09:59

- W moim mieszkaniu był niedawno przeprowadzony przegląd instalacji gazowej, a mimo to mogło dojść do tragedii! Kosztowało mnie to wiele nerwów i łez, ale spotkałam też ludzi, którzy mi pomogli i którym chciałam za to podziękować – mówi ze łzami Teresa Hanasz.

Pani Teresa jest stałą czytelniczką „Nowin” i bardzo aktywnym człowiekiem, m.in. byłą członkinią rady seniorów w naszym mieście. Niedawno spotkała ją przykra przygoda, która kosztowała schorowaną kobietę mnóstwo nerwów. – Któregoś popołudnia poczułam w swoim mieszkaniu przy ul. Kramarskiej odór gazu - wspomina. - Kiedy otworzyłam drzwi łazienki zapach był jeszcze silniejszy. Doszło do tego, że dostałam mdłości. Udało mi się jednak zapukać do sąsiada, który mieszkał na piętrze. Chciałam się upewnić, czy rzeczywiście coś złego się dzieje, czy mi się po prostu wydaje.

Kiedy sąsiad przyszedł, od razu krzyknął: „Kobieto, dzwoń szybko na pogotowie gazowe, bo blok pójdzie w powietrze!”.
Przybyłe na miejsce pogotowie gazowe odcięło dopływ gazu do mieszkania. Zabrano też licznik. Było bezpiecznie, jednak pani Teresa przez cztery kolejne dni była pozbawiona ciepłej wody i możliwości przygotowania sobie ciepłego posiłku. Przyszła ekipa ze spółdzielni mieszkaniowej, która potwierdziła ulatnianie się gazu. Potem naprawiono usterkę. Niezbędne okazało się także wezwanie elektryka. – Co najgorsze, niedawno przeprowadzana była kontrola instalacji i wszystko było dobrze, a tutaj nagle taka trauma… - nie może powstrzymać łez pani Teresa.

Przed starszą panią stanęła jeszcze męcząca (ze względu na konieczność przemieszczania się) procedura i zabiegi, by przywrócić dopływ gazu do mieszkania – odpowiednie pismo ze spółdzielni dostarczyć do gazowni, w gazowni uzyskać potwierdzenie, że wszystko jest już dobrze i dostarczyć je do spółdzielni. – Kiedy dotarłam do spółdzielni było już po godzinach pracy, ale pracownicy się nade mną zlitowali, bo gdyby nie, to przez sobotę i niedzielę dalej nie mogłabym się napić nawet ciepłej herbaty. To samo było w gazowni, do której dotarłam potem. Rozpłakałam się z tych nerwów, ale oni powiedzieli, że pomogą. Kiedy wróciłam do domu już miałam telefon, że zaraz będą u mnie i przywrócą mi dopływ gazu, założą licznik. Tak też się stało. Już dziękowałam im wszystkim przez telefon, ale jeszcze chcę podziękować za pośrednictwem „Nowin”, że mnie nie zostawili, że pomogli… - dodaje nysanka.

 
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do