Reklama

Eryka Duda z fotografią związała całe życie

Nowiny Nyskie
09/02/2025 11:38

Eryka Duda wraz z mężem Eugeniuszem przez lata prowadziła w naszym mieście profesjonalne atelier fotograficzne. Zakład przy ul. Bohaterów Warszawy odwiedzali mieszkańcy naszego terenu, by wykonać zdjęcie uwieczniające ważne wydarzenia rodzinne, portrety, ale także ze względu na potrzebę wykonania dokumentów.

Pani Eryka miłość do fotografii odziedziczyła po rodzicach, którzy również przez całe życie byli zawodowymi fotografami prowadząc swój zakład w Skoczowie. W czasie wojny wszyscy zostali wysiedleni z domu i umieszczeni w obozie w miejscowości Frysztat. W kwietniu 1942 roku, czyli stosunkowo późno, Niemcy zaczęli tworzyć na Śląsku obozy dla Polaków, tzw. Polenlagry. Osadzano w nich całe rodziny, nie wyłączając kobiet ciężarnych i dzieci. Więźniowie byli zmuszani do pracy niewolniczej, przymuszano ich też do rezygnacji z własnej narodowości i do służby w Wehrmachcie. - W obozie spędziłam prawie trzy lata swojego dzieciństwa – od 5 do 8 roku życia – dodaje pani Eryka. - Mimo że było to tak dawno to zapadło w moją pamięć na zawsze. Pamiętam ten moment, kiedy wpadli do naszego domu Niemcy. To było o godz. 5.00 rano. Kazano nam się zbierać nie pozwalając wziąć praktycznie niczego. Mama z tego stresu zemdlała, a tato krzyczał, żeby ubrać mnie jak najmocniej, bo chociaż był ciepły październik to przecież za moment miała przyjść zima. Krzyczał, żeby zabrać moje nowe, zimowe buty.

Pani Eryka miała wtedy starszą o osiem lat siostrę. - Załadowali nas na wóz, na którym siedziała już jedna rodzina - kontynuuje. - Na stacji ktoś rzucił nam kawałek chleba, bo akurat jechał do pracy i zlitował się. Pewnie wiedział, że nie mamy przy sobie nic do jedzenia. Załadowali nas do pociągu i jechaliśmy przez teren obecnych Czech. Kiedy już po wojnie byłam w szkole zadano nam temat wypracowania o najszczęśliwszym dniu w życiu. Tego nikt teraz nie zrozumie, ale na tamten czas moim najszczęśliwszym dniem był ten, kiedy w obozie znalazłam kawałek nitki i zrobiłam z tego coś w rodzaju zabawki… Byliśmy w obozach dokładnie dwa lata i osiem miesięcy. Ojciec doskonale władał językiem niemieckim, za to mama do końca życia go nie rozumiała. Znajomość języka dała mu to, że jako więzień pracował w swoim zawodzie, czyli był fotografem wyprowadzanym poza teren obozu pod eskortą i w ten sam sposób wracał na teren obozu. Dzięki znajomości języka usłyszał też informację o planowanej ewakuacji obozu. Bał się, że „ewakuacja” oznacza zabicie więźniów. Sam zaplanował naszą ucieczkę – dodaje.

Lata powojenne oczywiście nie były łatwe. O tym, że pani Eryka została fotografem zdecydowały tradycje rodzinne, ale łatwo nie było… 
- Rodzice mieli największy zakład fotograficzny na terenie Śląska Cieszyńskiego. Byli bardzo mądrymi ludźmi, bo nie pozwolili mi robić praktyk u siebie w zakładzie. Najpierw skończyłam technikum hotelarstwa i byłam przygotowana do prowadzenia domów wczasowych i hoteli. Ale po maturze mama powiedziała, że pójdę na praktykę do fotografa, ale nie do nich. To było bardzo mądre posunięcie. Rodzice sami przyjmowali uczniów, ale mnie wysłali do innego fotografa, bo wiedzieli, że rodzice nie powinni uczyć zawodu. Mama pojechała do Bielska - do swojego kolegi i poprosiła go, żeby mnie przyjął na praktyki. I tak przez trzy lata dojeżdżam do Bielska ze Skoczowa, a w związku z tym musiałam wstawać o godz. 5.00. To był świetny fotograf pracujący w szlachetnych technikach. Kiedy zdałam egzamin mistrzowski napisałam do niego list z podziękowaniami za naukę, dodając, że nie przyniosłam mu wstydu. On był tym bardzo wzruszony - wspomina.
Pani Eryka była prawdziwą mistrzynią w swoim fachu. Brała udział w wielu wystawach. Przez wiele lat wraz z mężem prowadziła zakład w Głuchołazach. – Mąż był z wykształcenia chemikiem, ale także przyuczył się do zawodu fotografa. Kiedy przyszła moda na szkolne tabla wykonywane dla klas kończących szkołę to w moich korytarzu drzwi się nie zamykały i nie można było przejść. Jedna klasa była w środku a kolejna już czekała na zewnątrz – wspomina. 

Które zdjęcie utkwiło pani Eryce najbardziej w pamięci? - Zrobiłam zdjęcie staruszki, na której twarzy czas wyrył zmarszczki. Ja nasmarowałam ją gliceryną, żeby jeszcze bardziej je uwypuklić. Ujęła mnie pięknym spojrzeniem, pięknymi oczami. Zrobiłam jej portret. Któregoś dnia pracując w ciemni zakładu w Głuchołazach przyszła do mnie uczennica mówiąc, że muszę wyjść, bo do zakładu przyszyło kilku mężczyzn i nie wiadomo po co. Okazało się, że ta „delegacja” przyszła wykupić ten portret, bo to była mama jakiegoś partyjnego notabla.

W latach siedemdziesiątych państwo Dudowie zdecydowali się wybudować zakład i jednocześnie dom w Nysie. - Otrzymaliśmy działkę przy ul. Bohaterów Warszawy. Według tamtejszego planu zagospodarowania teren miał być przeznaczony pod usługi, a kiedy my tu wkroczyliśmy rosły na nim warzywa. 


Przeprowadziliśmy się tutaj w 1985 roku. Budowaliśmy się bardzo długo, bo aż 10 lat, bo koszty były ogromne. Mieliśmy mądrego architekta, który doradził nam, żeby nie robić piwnicy, ale za to głębokie fundamenty.
Pani Eryka pokazuje w tym momencie, gdzie sięgała woda podczas ostatniej powodzi. Oprowadza nas też po nieczynnym dziś zakładzie, którego pomieszczenia potrzebują remontu. Pani Eryka i mieszkający z nią syn nie są jednak w stanie tego zrobić. Na ścianach nadal wiszą zdjęcia wykonane przez jego właścicieli na przestrzeni dziesięcioleci. – Mój nieżyjący mąż przepracował 50 lat, ja 40 lat, bez ani jednego chorobowego, bez macierzyńskiego, bo prowadząc prywatną działalność nie mogłam skorzystać z takiego świadczenia – dodaje.
Dla pani Eryki Dudy ogromnym, niezmiernie miłym zaskoczeniem było to, że w okresie świąt odwiedzili ją najbliżsi sąsiedzi – dzieci z Przedszkola nr 1. Iga i Natalia z grupy „Muchomorki” wraz z nauczycielką Joanną Olejnik-Urbańską oraz Witoldem Jamrozikiem wręczyli swoim sąsiadom „Szlachetną Paczkę” od całego Przedszkola nr 1. Były życzenia, podziękowania i wzruszenia.

Agnieszka Groń


 
 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do