
- Zależało mi na wszechstronnym rozwoju i na tym, żeby żyć w fajnym, tętniącym kulturą mieście. Jak się okazało nie pomyliłem się. Newcastle to świetne miasto - mówi Jakub Stadnik, młody nysanin, artysta, który studiuje w Wielkiej Brytanii
„Nowiny Nyskie” – Pierwszy raz rozmawialiśmy kiedy byłeś jeszcze uczniem nyskiego „Plastyka”. Już wtedy wykazywałeś się wieloma zainteresowaniami i talentami – nie tylko artystycznymi…
Jakub Stadnik - Wtedy jeszcze nie byłem ukierunkowany, nie wiedziałem do końca co chcę robić. Poszedłem do tej szkoły, bo zależało mi na rozwijaniu umiejętności artystycznych. Od zawsze pasjonowało mnie wiele dziedzin – sztuka, filozofia, psychologia, ludzki mózg i inspirowali mnie wynalazcy. Wiedziałem, że w szkole artystycznej stawia się na kreatywność i tak też się stało. Po napisaniu matury, ale jeszcze przed uzyskaniem wyników od razu ubiegałem się o dostanie się na studia w Wielkiej Brytanii. Polska matura była akceptowana, ale trzeba było uzyskać odpowiedni wynik, wymaganą ilość punktów. Szkopuł w tym, że mogłem wybrać jeden z pięciu uniwersytetów, ale wybierając konkretny zamykałem sobie drogę do czterech pozostałych. A mogło się zdarzyć tak, że ze względu na słabsze wyniki maturalne nie dostałbym się ani na ten, ani na cztery pozostałe. Zaryzykowałem i postawiłem na najlepszy uniwersytet na tej liście. Ryzyko się opłaciło. Dostałem się na Uniwersytet w Newcastle na północy Anglii. Kierunek, na który poszedłem to w tłumaczeniu na język polski „sztuki plastyczne”, ale na tej uczelni jest kilkaset kierunków. Zależało mi na wszechstronnym rozwoju i na tym, żeby żyć w fajnym, tętniącym kulturą mieście. Jak się okazało nie pomyliłem się. Newcastle to świetne miasto.
- Czy studia w Anglii spełniły Twoje oczekiwania?
- Tak, a nawet przerosły. Byłem świadomy tego, że będzie inaczej niż na polskiej uczelni, z drugiej strony bałem się, że będzie wszystko poukładane i będziemy po południu pić słynną angielską herbatkę (śmiech). Tymczasem tamtejsi ludzie okazali się być bardzo szaleni, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Dla nas sztuka to było malarstwo, rysunek, rzeźba, a tam do tego doszła instalacja, performance, archiwizowanie i omawianie sztuki. Poznałem studentów, którzy mieli zupełnie świetne podejście do sztuki, a byli to ludzie z całego świata. Kiedy patrzyłem na nich zobaczyłem ludzi z pasją, od których nie tylko ja mogłem się uczyć, ale także oni mogli uczyć się ode mnie. To była prawdziwa inspiracja. Po prostu chciało się chodzić na takie zajęcia.
- Na czym polegały konkretnie zajęcia?
- Spędzałem tam całe dnie. Zupełnym zaskoczeniem było to, że miałem tam własne studio. Trudno w to uwierzyć, ale każdy student otrzymał ogromne pomieszczenie, które było całkowicie białe. Mieliśmy różne warsztaty, na których otrzymaliśmy materiały i mogliśmy dowolnie zmienić to pomieszczenie „po swojemu”. W ten sposób sam stworzyłem swoją przestrzeń. Obok znajdowały się studia innych studentów, których pracę również mogłem obserwować. Wreszcie miałem miejsce, które mogłem pobrudzić, całkowicie pochlapać farbą (śmiech).
- Czy na takim kierunku i takim stylu prowadzenia zajęć były egzaminy, kolokwia?
- W ciągu semestru musieliśmy napisać kilka esejów i było sprawdzane nasze portfolio - sprzed rozpoczęcia nauki i z działalności, którą wykonałem w ciągu semestru. Dla mnie nie było to wyzwanie, bo tak dużo tworzyłem. Po obejrzeniu moich prac usłyszałem od wykładowców: „świetnie, świetnie…”. Ale tak nie jest na wszystkich kierunkach. Rozmawiałem z innymi studentami i rzeczywiście na wielu z nich jak np. na medycynie jest duża presja. Miałem także szczęście, że mogłem chodzić i zwiedzać tamtejsze galerie sztuki.
Jestem obecnie po pierwszym roku, a cały cykl nauczania kończy się po czterech latach. Przy czym jeden rok – zazwyczaj drugi, albo trzeci - zupełnie różni się od poprzednich. Polega on na tym, że student musi zastosować to czego nauczył się w praktyce. Jest zatrudniany w jakiejś firmie. Władze uczelni stawiają na to, żeby było to raczej poza Anglią. W tym miejscu studenci przez cały rok uczą się od innych, ale nie akademicko tylko w praktyce. Ja jestem po pierwszym roku, a obecnie ze względu na sytuację koronawirusową wziąłem dziekankę. Pomyślałem, że rok przerwy pozwoli mi na poukładanie życia, bo ten czas w Anglii był wspaniały, ale bardzo chaotyczny. I teraz, mimo że nie studiuję przechodzę jeszcze większe życiowe rewolucje. Ale bezdyskusyjnie po roku wrócę do Anglii. Ze względu na brexit jest to bowiem ostatnia szansa, żeby pójść na studia w Anglii. Od teraz dla obcokrajowców będzie to trudniejsze.
- Musimy zahaczyć o temat finansowania studiów – czy możesz liczyć na stypendium? Wiadomo, że studia zagraniczne kosztują...
- Studia nie są bezpłatne - za nauczanie trzeba płacić i jest to całkowicie pokrywane przez kredyt studencki, który zaciągnąłem w Anglii. Rodzina mi pomagała, ale zależało mi, żeby się tam utrzymać samodzielnie. Trochę pracowałem, trochę sprzedawałem swoje prace, a więc udało mi się funkcjonować niezależnie. Poza tym uczelnia pozwalała nam w siebie uwierzyć pomagając zorganizować wystawę studencką. Na uniwersytecie istnieje świetnie funkcjonujący dział przedsiębiorczości, który wspiera studentów, żeby rozwijali własną działalność i odkrywali pomysły na siebie.
- Jesteś tak twórczym młodym człowiekiem, że nie wierzę, że dziekankę przeznaczasz na wypoczynek… Czym zajmujesz się w Nysie?
- Miałem tak dużo planów, tak dużo robiłem, ale koronawirus to przerwał. W akademiku z kilkuset osób zostało kilkanaście, a ja sam mieszkałem w swoim pokoju. Podczas koronawirusa zauważyłem, że te wszystkie rzeczy, które mnie pasjonują i które kocham robić, łączy jedna rzecz – kreatywność. Gdyby nie kreatywność, ludzkość stanęłaby w miejscu rozwoju, bo przecież cała cywilizacja jest na niej oparta. Kreatywność jest potrzebna nie tylko w sztuce, ale w całym naszym życiu. W związku z tym teraz o wiele bardziej skupiam się na projekcie, który tworzę z zespołem ludzi. Jego nazwa to „BFreak”, co oznacza, żeby być dziwakiem, robić coś szalonego. Kiedy byłem w akademiku spisałem główne założenia projektu i doszedłem do wniosku, że samodzielna praca nad tym musiałaby trwać kilka, a nawet więcej lat. Postanowiłem, że zrobimy to w szerszej grupie pasjonatów, zaangażowałem innych studentów.
Nasze działanie ma za zadanie edukować, inspirować w kreatywnym rozwoju i to w każdej dziedzinie - żeby być lepszym, bardziej innowacyjnym w swojej dziedzinie, żeby nie stanąć w miejscu.
Aktualnie skupiamy się na młodych artystach, ale docelowo chcemy, aby każdy mógł wykorzystać swój potencjał. Nasz projekt jest wirtualny, aby każdy człowiek na całym świecie miał do niego dostęp.
- A jak wygląda wdrażanie projektu w życie?
- Obecnie współpracuję z ośmioma osobami i dalej szukamy chętnych. Na blogu można czytać artykuły tematyczne, tworzymy listy kreatywnych dzieł, które należy znać, umożliwiamy młodym artystom wypromowanie się na naszej stronie, stworzenie galerii sztuki. Rozwijam kreatywne warsztaty kierowane do młodzieży. One odbywają się w moim nyskim studio. Postanowiłem rozwijać to lokalnie – w Nysie - póki nie wrócę do Anglii. Kiedy wrócę do Anglii we wrześniu będę rozwijał go lokalnie tam.
- Powiedziałeś, że to co robisz teraz wynika z sytuacji koronawirusowej. Jak Anglicy odnajdują się w nowej rzeczywistości?
- Anglicy na obecnym etapie boją się koronawirusa. Boją się bardzo i przestrzegają bardzo obostrzeń. Ostatnio musiałem tam na moment wrócić, żeby coś załatwić i widok jest przygnębiający – bary, restauracje są pozamykane, wieczorem ulice są puste. Widziałem angielski świat przed lockdownem i teraz i to są dwa różne światy. Byłem zdziwiony – gdzie są ci wszyscy ludzie?! Wieczorem nie ma nikogo na mieście, a w ciągu dnia po prostu nie ma gdzie pójść. Jedynie można wyjść na zakupy żywnościowe. Ja przyjechałam do Anglii dzień po tym jak wprowadzono przepisy mówiące o tym, że przyjeżdżający z Polski muszą przejść kwarantannę i przez dwa tygodnie znowu musiałem siedzieć w domu. Przed pójściem na swój uniwersytet musiałem wcześniej się umówić - nie można wejść bez wcześniejszej zapowiedzi, uzgodnienia - wszystko jest kontrolowane. Ale kiedy Polska bardzo wcześnie zareagowała na koronawirusa Anglicy żyli tak samo jak żyli przed wirusem. Teraz to się diametralnie zmieniło.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka Groń
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie