
W Sądzie Rejonowym w Nysie od roku toczy się sprawa dotycząca zdarzenia drogowego, które miało miejsce w sierpniu ub.r. na ul. Asnyka w Nysie. - To absurd! W ogóle to nie powinno się znaleźć w sądzie, bo jego przebieg był jasny. Policjanci chcą jednak pokazać swoją rację i przez swój upór angażują wymiar sprawiedliwości, narażając obie strony na stres - mówi Józef Zienkiewicz, który występuje w sądzie jako obwiniony.
1,5 godziny w zagajniku
- Mieszkam z rodziną w Łące Prudnickiej. Rok temu w sierpniu z żoną i córką wybraliśmy się samochodem na nyski bazar przy ul. Kraszewskiego. Zrobiliśmy zakupy, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu. Spod stadionu skierowaliśmy się na rondo przy ulicach: Kraszewskiego i Asnyka. Na rondzie skręciłem w prawo, kierując się na Prudnik. Ujechałem kilka metrów. Nagle samochód jadący równoległym pasem, na ciągłej linii zjechał na mój pas, zahaczając o moje auto. Natychmiast zatrzymałem swój samochód, wysiadłem i zobaczyłem ślady otarcia przy lewym kole. Tamto auto zatrzymało się około 100 metrów dalej. Kierująca nim kobieta wycofała pojazd, wysiadła, obejrzała szkody. Przyznała się do winy, przeprosiła mnie mówiąc, że się śpieszyła - opowiada mężczyzna.
Kierowcy obu pojazdów zdecydowali się spisać ugodę i pokryć szkodę z OC kobiety. Tak się jednak nie stało, bo podjechał radiowóz.
- Policjanci zapytali, co się stało. Opowiedzieliśmy im przebieg zdarzenia, pokazaliśmy treść ugody. Powiedzieli zdecydowanie: "Żadnej ugody nie będzie!" Nie przedstawili się. Nie przebadali nas na trzeźwość, zrobili tylko zdjęcie stojących aut. Polecili nam i tej pani jechać za radiowozem. Zamiast na pobliski parking przy McDonaldzie lub na parking kolejowy, zawieźli nas na odludzie - pod zagajnik na ul. Nowowiejskiej. Czuliśmy się zastraszeni. Policjanci powiedzieli mi, że wymusiłem pierwszeństwo i mam zapłacić mandat. Nie podali wysokości mandatu, ani liczby punktów. Tłumaczyłem, że kobieta na ul. Asnyka nagle zjechała samochodem z lewego pasa od środka jezdni na prawy pas, kiedy ja już nim jechałem. Złamała przy tym prawo, bo tam była linia ciągła. Jak mogłem wymusić pierwszeństwo?! Poprosiłem, żeby policjanci pokazali mi dowody mojej winy. Policjanci kazali nam czekać i wsiedli do radiowozu. Przez półtorej godziny tam siedzieli. Był upał, nie mieliśmy nic do picia. Mojej żonie zrobiło się słabo. Zdenerwowałem się i powiedziałem, że zawiadomię prokuraturę o przetrzymywaniu nas i wezwę policję z innej komendy. Dopiero wtedy funkcjonariusze wysiedli i kazali nam ponownie jechać na miejsce zdarzenia.
Kowal zawinił, cygana powiesili
Policjanci dwa miesiące po tej sytuacji skierowali do Sądu Rejonowego (sekcja wykroczeń) w Nysie wniosek o ukaranie kierowcy. Wg funkcjonariuszy, to Józef Zienkiewicz: "na skrzyżowaniu o ruchu okrężnym ulic Asnyka - Kraszewskiego jako kierujący samochodem marki Mercedes wjeżdżając na ww. skrzyżowanie nie zachował szczególnej ostrożności i nie stosując się do znaku pionowego A7 (przyp. ustąp pierwszeństwa) nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu ZNAJDUJĄCEJ SIĘ W RUCHU OKRĘŻNYM kierującej samochodem marki Ford Fiesta, czym doprowadził do zderzenia samochodów".
Czytając literalnie ten zarzut wynika z niego, że w chwili kiedy Mercedes wjeżdżał na rondo samochód marki Ford Fiesta już na nim był, bo wg policjantów pojazd ten "był w ruchu okrężnym". Skoro to Józef Zienkiewicz wymusił pierwszeństwo, to Ford powinien być na prawym (zewnętrznym) pasie, w chwili kiedy wjechał tam Mercedes. Według policyjnej notatki sporządzonej przez jednego z interweniujących policjantów sytuacja przedstawia się następująco: kierująca poruszała się lewym pasem, na którym znalazła się wjeżdżając od ul. Kraszewskiego i objeżdżając rondo, i chcąc wjechać w ul. Asnyka nie zastosowała się do znaku poziomego P2a i zjechała na prawy pas ruchu. I w tym momencie uderzył w jej pojazd Mercedes, kierowany przez mężczyznę. Według policjantów do zderzenia samochodów doszło na rondzie.
Między policyjną wersją, a wersją kierującej Fordem są rozbieżności. Kobieta zeznała, że na rondo wjechała od ul. Asnyka, nie od ul. Kraszewskiego, na lewy pas ruchu. Utrzymywała jednak, że zmiany pasa na prawy dokonała na rondzie.
Józef Zienkiewicz twierdzi natomiast, że zderzenie miało miejsce już na prostej drodze - ul. Asnyka, kiedy to Ford znajdujący się na lewym pasie nagle zjechał na jego pas ruchu. - Samochód zatrzymałem w miejscu tego zdarzenia. Kiedy podjechał radiowóz, stałem tam - utrzymuje kierowca Mercedesa.
Policja to jego obarczyła winą. Czy jest ona tak jednoznaczna? Przyjmując nawet wersję policji, należy zadać zasadnicze pytanie: czy kierowca wjeżdżając na prawy pas ruchu mógł przewidzieć, że kierująca Fordem jadąc lewym pasem złamie prawo i wyskoczy tuż przed nim na jego pasie? Policjanci przyznali w materiale dowodowym, że ukarali kobietę mandatem za to, że przekroczyła linię ciągłą. Nie podali jednak daty jego wystawienia i wysokości.
- Na miejscu zdarzenia, w chwili wyjaśniania sprawy, funkcjonariusze tego nie zrobili - podkreśla kierowca Mercedesa.
Twardy orzech dla sądu
Zachowanie policjantów, według Józefa Zienkiewicza budzi wiele wątpliwości:
- Funkcjonariusze nie zrobili oględzin miejsca, ani nie przebadali nas kierowców na trzeźwość. Teraz mówią w sądzie, że przebadali. To dlaczego nie ma o tym ani słowa w notatce służbowej ze zdarzenia?! Radiowóz znalazł się na ul. Asnyka przypadkowo - policjant przyznał w notatce, że jechali do Niwnicy. Kiedy tylko zobaczyli kto bierze udział w zdarzeniu, to dziwnym trafem zaczęli na mnie zrzucać winę. Kobieta kierująca Fordem też nagle zmieniła opis przebiegu stłuczki i przedstawiła go tak, jak sugerowali jej funkcjonariusze - twierdzi kierowca.
Kto w tej sprawie ma rację: policja czy kierowca Mercedesa? O tym zdecyduje wkrótce Sąd Rejonowy w Nysie. Zasadnym jest jednak pytanie: Czy ta sprawa musiała w ogóle trafić przed oblicze Temidy? Sąd traci cenny czas, podobnie policjanci, a wszystkie strony zdarzenia (emeryci, w podeszłym wieku) wydeptują ścieżki - to do komendy policji, to do sądu, gdzie są narażeni na stres. Kierująca Fordem na sądowej sali rozpraw bardzo to przeżyła i miała problemy ze zdrowiem.
A wystarczyłoby, żeby radiowóz jechał ul. Asnyka pół godziny później. Wtedy kierowcy po zawarciu ugody rozjechaliby się w swoje strony i... byłoby po sprawie.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
czeski film???
W nyskiej drogówce pracuje taka jedna kanalia. Ciekawe czy to on miał wtedy służbę rozstrzygał sprawę
a jak on sie nazywa ? jak kanalia to publikować dane funkcjonariusza publicznego ,
od razu widac przekret policji ale policja w nysie teraz sie innymi sprawami zajmuje czyli sobą . Sprawdzic powiazanie policja z ta osoba ktorej pomogli i jest po sprawie , ciekawy jestem jak to sie skonczy prosze nn o napisanie jak bedzie po rozprawie
powinno sie publikowac nazwiska policjantow to jest urzednik publiczny i spoleczenstwo powinno wiedziec kto co i jak