
- Po śmierci siostry jestem jeszcze bardziej zdesperowana, żeby walczyć o prawdę w prokuraturze. Jestem przekonana, że gdyby służba zdrowia zadziałała prawidłowo moja siostra mogłaby żyć. Jej już nie pomogę, ale nie chcę, żeby kogoś spotkało kiedyś takie nieszczęście – mówi Danuta Valenta.
Zmarła Anna Lach, o której pisaliśmy latem bieżącego roku po tym jak kobieta dostała udaru, a pogotowie ratunkowe dwukrotnie odmawiało przyjazdu do pacjentki. Siostra pani Anny – Danuta Valenta, z którą mieszkała w Nysie i której była prawnym opiekunem jest zdruzgotana odejściem siostry…
Obie panie mieszkały przy ul. Grodkowskiej. Pod koniec lipca pani Danuta zastała siostrę siedzącą na krześle z mimiką twarzy, która świadczyła, że dzieje się coś niedobrego – to była wykrzywiona twarz, wykrzywione ręce, nie mogła powiedzieć słowa. Wezwana na miejsce karetka zabrała kobietę do szpitala. Mimo tak niepokojących objawów, po kilku godzinach, wczesnym wieczorem szpital skontaktował się z panią Danutą podając informację, że siostra nie zostanie na oddziale. Zalecono, żeby skontaktować się z lekarzem rodzinnym. Według ówczesnych słów pani Danuty siostra nie była jednak zdrowa – była ospała.
W krótkim czasie siostra zauważyła, że ciało pani Anny – twarz, kończyny były powykręcane. Siostra natychmiast zadzwoniła na pogotowie, ale według jej słów usłyszała, że karetka nie przyjedzie, żeby skontaktowała się z lekarzem rodzinnym.
Pani Danuta podejrzewała, że siostra miała udar, a wtedy przecież liczy się każda minuta. Pani Anna ostatkiem sił pokazywała jej, że odczuwa ból, drętwienie lewej strony ciała. Miała też wielkie kłopoty z oddychaniem. Tak minęła ciężka noc. Ranek nie był jednak radosny. - Kiedy na nią spojrzałam przeraziłam się! Po prostu nie wyglądała jak moja siostra! Wszystko było powykręcane - ręce, twarz, nie było z nią żadnego kontaktu! Coś strasznego! – mówiła wtedy Danuta Valenta.
Pani Danuta mówiła dalej, że natychmiast zadzwoniła po karetkę, ale to było jak zły sen, bo zgodnie z jej relacją znowu usłyszała, że karetka nie przyjedzie. Kobieta była zdesperowana. - Powiedziałam, że sobie z nich nie żartuję, że jeśli nie przyjadą to wezwę policję, żeby zobaczyli, że moja siostra umiera, bo pogotowie odmawia jej pomocy, a przecież nieudzielanie pomocy jest karalne, a jeśli chodzi o służby, które są powołane, żeby ratować ludzi, jest to niewyobrażalne! – wspomina to w rozpaczy.
Po tym karetka dotarła do mieszkania przy ul. Grodkowskiej. Pani Anna trafiła wreszcie do szpitala. Okazało się, że podejrzenia pani Danuty były trafne – jej siostra przeszła udar, który sprawił, że kobieta stała się roślinką wymagającą ciągłej opieki.
Po powrocie do domu trafiła do Opolskiego Centrum Rehabilitacji w Korfantowie, gdzie tamtejszy personel starał się robić wszystko, by przywrócić kobiecie sprawność.
Tymczasem pani Danuta uważając, że gdyby nie fakt, że szpital najpierw nie zatrzymał siostry mimo niepokojących objawów, a potem karetka dwukrotnie nie chciała przyjechać po nią gdy jej stan się pogarszał, zgłosiła sprawę na prokuraturę.
Śladem za naszą redakcją reportaż o tym co spotkało Annę Lach opublikowała jedna z ogólnopolskich telewizji. Szpital nie miał sobie nic do zarzucenia.
Niestety niedawno pani Anna zmarła w nyskim mieszkaniu. – Jej śmierć sprawiła, ze jestem jeszcze bardziej zdesperowana i będę konsekwentna w dochodzeniu prawdy. Wiem, że to nie zwróci życia mojej siostrze, ale może ktoś inny uniknie takiej tragedii – dodaje.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
CO NA TO BILOBRAN ?DALEJ BĘDZIE BRONIL SWOJEGO KOLESIA ?TO PRZEZ TAKICH JAK ON I KRAJCZY LUDZIE UMIERAJĄ I SA OKALECZANI.NIE ODERWA SIĘ OD KORYTA.
Gdybyśmy mieli normalne sądy takie rzeczy nie miały by miejsca bytu.
To jest oczywisty błąd diagnostyczny, podlega roszczeniu z polisy oc szpitala. Jednakże Norbert Krajczy standardowo w takich przypadkach deklaruje przed PZU, że nie widzi błędu diagnostycznego, w prokuraturze Sebastiana Bieguna zamiatają standardowo takie sprawy pod dywan (umarzają), a w sądzie w Nysie to przyklepują . To jest oczywiście patologia, ale nie tylko nyska, tylko ogólnokrajowa. W szczególności dysfunkcyjność nyskiej prokuratury pod kierownictwem w/w pana komplikuje sytuację. Jak trzeba pomóc, mogę się przyjrzeć sprawie, proszę o kontakt na forum.
Moje dziecko byłoby zdrowe,gdyby nie rodziło się w tym syfie nyskim,gdzie Krajczy był ordynatorem .Sama ledwo przezylam .To lajdactwo bierze kasę z NFZ i wykańcza całe rodziny.Powinny zostać tylko oddziały,które ratują ludzi.Porodowka do zamknięcia i szpital nie będzie zadłużony.Wywalic to chamstwo na zbity pysk na czele z Krajczym!!!!