Reklama

Nagroda za wielkie serca

Nowiny Nyskie
30/01/2022 09:43

Trzy rodziny zastępcze działające na terenie naszego powiatu zostaną wyróżnione „Promereorem” – Honorowym Orderem Zasług dla Powiatu Nyskiego. Wśród przyszłych odznaczonych są państwo Gabriela i Mariusz Frankowscy ze Ścinawy Małej. Cztery lata temu w „Nowinach” ukazał się obszerny reportaż na temat życia i pracy tych niezwykłych ludzi. Przypomnijmy kilka wątków z tego spotkania

Decyzja, która tak wiele zmieniła

Gabriela i Mariusz Frankowscy już ponad dwadzieścia jeden lat są rodziną zastępczą pełniącą funkcję pogotowia rodzinnego. W ich domu w Ścinawie Małej już na tamten moment mieszkało ok. 60. dzieci. Niektóre z nich spędziły w nim nawet kilkanaście lat, inne – głównie noworodki – szybko trafiały do rodziny adopcyjnej, albo wracały do domu rodzinnego. Każde z nich z osobna ma swoje miejsce w sercach państwa Frankowskich, bo ich serca są ogromne.
Już po przekroczeniu progu tego domu słychać było liczne dziecięce głosy. Kiedy go odwiedziliśmy pod opieką państwa Frankowskich znajdowała się siódemka dzieciaczków – dwoje rocznych, dwóch dwulatków, pięciolatka, sześciolatek i niepełnosprawna siedmiolatka. Taka ekipa sprawia, że gospodarze musieli mieć oczy dookoła głowy, bo dzieci są cudowne, ale potrafią nieźle dokazywać. Zresztą każde z nich, mimo że krótko żyje na tym świecie już ma za sobą bagaż przeżyć, które nie powinny spotkać żadnego malucha. 
Co sprawiło, że państwo Frankowscy zdecydowali się zostać rodziną zastępczą? – Nasze biologiczne córki miały wtedy dwanaście i dziewięć lat, ja zaś byłam pracownikiem socjalnym OPS w Nysie – wspominała na naszych łamach pani Gabrysia. - Właśnie do nas jako do pracowników tej instytucji trafili przedstawiciele ośrodka adopcyjnego z pytaniem, czy znamy kogoś w naszym regionie, kto mógłby zostać rodziną zastępczą. Wtedy po raz pierwszy przyszło mi przez myśl, że może to ja mogłabym… Taki pomysł był jednak tylko w mojej głowie, a raczej w sercu. Nie rozmawiałam jeszcze na ten temat z mężem. Po prostu dał o sobie znać instynkt macierzyński - stwierdziła.
Pani Gabriela dodała, że w jej domu rodzinnym zawsze było mnóstwo ludzi. – Moi rodzice, trójka mojego rodzeństwa, moja babcia – dom zawsze był gwarny, zawsze żył. Z czasem rodzice i rodzeństwo wyprowadziło się, babcia zmarła i zostaliśmy z mężem i z naszymi córkami sami. W domu zrobiło się cicho, a nawet pusto. Pomyślałam wtedy, że fajnie byłoby gdybyśmy mieli jeszcze jakieś małe dzieciątko. Wówczas nie myślałam, czy miałaby to być adopcja, czy chciałabym być rodziną zastępczą. W tamtym okresie nawet nie znałam zbyt dobrze tych mechanizmów. Po tamtej prelekcji minął jakiś czas, a ja o pomyśle zapomniałam. Aż przyszedł moment, gdy ówcześnie istniejące towarzystwo interwencji społecznych zaproponowano nam wzięcie pod opiekę dziecka – dodaje nasza rozmówczyni.
Gabriela Frankowska dodaje, że od razu przystała na propozycję, a oczyma wyobraźni widziała już euforię panującą w jej domu związaną z pojawieniem się maleństwa. – Cieszyłam się, że będziemy nosić je na rękach, przytulać. Dopiero kiedy przyjechałam do domu zaczęłam się zastanawiać jak to powiem mężowi. W końcu zebrałam się do tej rozmowy. Mariusz nie był tak jak ja przepełniony euforią, gdyż zdawał sobie sprawę, że to odpowiedzialne zadanie, a to na niego spadnie najwięcej obowiązków, bo ja przecież pracowałam. Minął znowu jakiś czas, dziecka jednak nie było, a nasze życie toczyło się dotychczasowym rytmem – wspominała na naszych łamach pani Gabriela.

ICH dzieci
W międzyczasie państwo Frankowscy przeszli wszelkie szkolenia konieczne do tego, by zostać rodziną zastępczą z funkcją pogotowia rodzinnego. – Nadeszły wakacje. Nasze córki wyjechały do moich rodziców i właśnie wtedy przyjechały do nas pierwsze dzieci. Nie było to jedno maleństwo, ale trójka rodzeństwa w wieku 4, 7, 9 lat – wspomina dalej pani Gabrysia. – Razem z mężem byliśmy przeszczęśliwi! Zastanawialiśmy się jednak jak na nową sytuację zareagują po powrocie nasze córki. Byliśmy świadomi tego, że dla nich też będzie to zupełnie nowa sytuacja. Wiedziały oczywiście o naszych planach, ale do tej pory to wszystko było teorią, a teraz nasze życie miało się zupełnie zmienić. Okazało się jednak, że te obawy były bezpodstawne – wszystkie nasze dzieci świetnie się dogadywały – dodaje ze wzruszeniem pani Gabriela.
Określenie „nasze dzieci” przewija się przez całą naszą rozmowę. Państwo Frankowscy podkreślają, że w momencie gdy któreś z dzieci przekracza ich próg staje się ICH dzieckiem. - Na początku nasze nowe dzieci zwracały się do nas „ciociu”, „wujku”, ale z czasem same podjęły decyzję i zostaliśmy dla nich mamą i tatą. Nie rozmawialiśmy na ten temat – to wyszło tak spontanicznie, naturalnie. Każde dziecko może mieć wiele cioć i wujków, ale mama i tata to najcenniejszy skarb, który każdemu dziecku jest potrzebny. Kiedy przychodzą do nas nowe dzieci przedstawiamy się im właśnie jako ciocia i wujek. Życie stwarza jednak różne sytuacje. Dzieci były u nas nawet kilkanaście lat (m.in. wspomniane pierwsze rodzeństwo) i potrzebowały rodziców. Kogoś do kogo będą mogły powiedzieć: „mamo”, „tato”… 
Państwo Frankowscy – jak już wspomnieliśmy - są rodziną pełniącą obowiązki pogotowia rodzinnego. Dzieci powinny przebywać w ich domu w czasie trwania postępowania sądowego i uregulowania ich sytuacji prawnej. Jeżeli ich rodzice biologiczni dążą do tego, aby zmienić swoje życie i sprawić, że dziecko będzie mogło do nich wrócić, jeśli udowodnią przed sądem, że to co było złe w ich życiu już jest za nimi, jest to najlepsza z możliwych sytuacji. - Dziecko należy przecież do swoich biologicznych rodziców, a rodzice do dziecka – kontynuuje pani Gabrysia. - Bardzo dobrze jeśli rodzice przyjeżdżają do nas odwiedzić swoje dziecko. Bywa, że jestem świadkiem w sądzie lub jestem proszona o pisemną informację na temat czasu kiedy dziecko było u nas i jego relacji w tym czasie z rodzicami – mówi dalej Gabriela Frankowska.
Pani Gabrysia przytacza historię świadczącą o tym jak wielka jest więź matki z dzieckiem. - Rodzice zdecydowali, że z jakiś przyczyn zrzekną się praw do swojego nowonarodzonego dziecka. Noworodek trafił do nas, ale niestety cały czas bardzo płakał. Był najedzony, miał suchą pieluszkę, nie był chory, był noszony nieustannie na rękach. Nic jednak nie pomagało – cały czas płakał i był to płacz rozpaczy. W czasie rozmowy z panią kurator opowiedziałam jej o tej sytuacji, że kolejną noc na zmianę z mężem nosimy maleństwo na rękach, ale ono się nie uspokaja. Pani kurator powiedziała wtedy, że jego biologiczna mama również strasznie rozpacza za dzieckiem. W końcu mama tego dziecka przyjechała do nas. Trudno to sobie wytłumaczyć, ale ona siedziała obok, a dziecko spokojnie spało…

To cudowne uczucie widzieć, że są szczęśliwi

Prowadzenie rodziny zastępczej oczywiście nie odbywa się bez emocji. Dzieci, które trafiają do rodziny Frankowskich przywiązują się do nich, a oni do dzieci. - Do każdego „naszego” dziecka mamy uczucia – kontynuuje pani Gabrysia. - Oczywiście nie rościmy sobie do nich praw. Jeśli rodzic nie spełni wymagań, które stawia przed nim sąd, wówczas podejmowana jest decyzja o pozbawieniu władzy rodzicielskiej i dziecko trafia do adopcji. To też jest bardzo dobre rozwiązanie, ale trwające w czasie. 
Oczywiście fizyczne zmęczenie nieraz dawało o sobie znać, ale nigdy nie przeszło nam przez głowę słowo „DOŚĆ”. – Bardzo zachęcam rodziny do tego, aby zostawały rodzinami zastępczymi. Jeżeli rodziny myślą o tym to radziłabym, aby zrobiły to w momencie, gdy ich biologiczne dzieci będą już nieco większe – dodaje pani Gabrysia. - Czasami spotykamy naszych podopiecznych na mieście, podejdą, przytulą się. To cudowne uczucie widzieć ich szczęśliwymi. Każde z tych dzieci niesie przecież na swoich barkach bardzo ciężki bagaż. Proszę sobie wyobrazić, gdyby komuś z nas – dorosłych ludzi potrafiących radzić sobie z emocjami - kazano zamieszkać u obcych osób. Te dzieci wcale nie chciały do nas przychodzić - one chciały być w swoim domu, ze swoimi rodzicami. Dlatego trzeba mieć duży szacunek do każdego z tych dzieci, do jego losu. Trzeba zrozumieć, że starsze dzieci mogą się trochę buntować. Kiedy dziecko odchodzi staramy się nie urządzać komitetu pożegnalnego. Jestem szczęśliwa, gdy dziecko trafia do wspaniałej rodziny adopcyjnej lub wraca do rodziny biologicznej. Kiedy zamykają się za nim drzwi naszego domu oczywiście popłaczę sobie w kącie, ale cieszę się, bo wiem, że będzie mu dobrze… 

Ludzie o wielkich sercach

Na chwilę obecną rodzina Frankowskich pod swoją opieką ma 9 dzieci. Rodzina przyjmuje pod swoją opiekę dzieci od noworodka do wieku szkolnego. Dzieci zdrowe oraz z niepełnosprawnością. Wielokrotnie wyrażali zgodę na przyjmowanie pod swoją opiekę dzieci ponad stan.
„Promereora” otrzymają także państwo Aurelia i Stanisław Juśkiewiczowie z Sidziny, którzy są małżeństwem od 28 lat. Posiadają 22-letniego adoptowanego syna. W 2004 roku państwo Juśkiewiczowie podjęli decyzję o stworzeniu dla potrzebujących dzieci rodziny zastępczej zawodowej. W międzyczasie rozpoczęli budowę własnego domu. Małżonkowie nawiązali współpracę z Domem Dziecka w Paczkowie zostając rodziną zaprzyjaźnioną dla czwórki rodzeństwa. Państwo Juśkiewiczowie wzorowo ukończyli wszelkie szkolenia pozwalające na zostanie rodziną zastępczą zawodową, zakończyli budowę domu i w 2008 roku ustanowieni zostali rodziną zastępczą dla rodzeństwa Karola, Ani, Patrycji i Ewy. Aktualnie pani Aurelia pełni funkcję zawodowej rodziny zastępczej. By poszerzyć swoje kwalifikacje ukończyła studia z zakresu pedagogiki wychowawczej. Uzyskała dyplom ukończenia studiów z tytułem magistra. Ponadto systematycznie poszerza swoją wiedzę poprzez udział w szkoleniach – posiada m.in. certyfikat trenera umiejętności społecznych. Jest uczestnikiem grupy wsparcia dla rodzin adopcyjnych oraz grupy wsparcia dla rodzin zastępczych, gdzie chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami z innymi rodzinami.
Pani Aurelia aktywnie udziela się również w społeczności lokalnej. Już drugą kadencję pełni funkcję radnej w gminie Skoroszyce. Jest członkiem zarządu Koła Gospodyń Wiejskich w Sidzinie, członkiem Stowarzyszenia Góral Sidzina. Podopieczni państwa Juśkiewiczów, z których dwoje w chwili obecnej jest już pełnoletnich zawsze mogą liczyć na rodziców.
Wyróżnienie powiatowe otrzyma także Danuta Biegun, która od 2001 r. pełni funkcję zawodowej rodziny zastępczej pełniącą funkcję pogotowia rodzinnego. Od początku funkcjonowania jako rodzina zastępcza pani Danuta miała pod swoją opieką ponad (!) 80 dzieci. Pani Danuta jest w związku małżeńskim z panem Stanisławem od 42 lat. Państwo Biegun mają dwoje dorosłych dzieci. Rodzina poświęca dużo czasu i uwagi dzieciom, poprzez rozmowę i wspólne spędzanie czasu wolnego z wychowankami. Pani Danuta uczestniczy w grupach wsparcia oraz różnego rodzaju szkoleniach dla rodzin zastępczych jak również chętnie udziela pomocy nowym rodzinom zastępczym. Pani Danuta Biegun stara się stworzyć dzieciom bezpieczny dom otoczony ciepłem i miłością.

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    aniela - niezalogowany 2022-01-30 15:40:17

    podłość ludzka jest bez granic ale dobroć ludzka nie zna granic....

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do