Reklama

Po prostu Mistrz. Wywiad z Dominikiem Łuczyńskim

Nowiny Nyskie
04/09/2021 11:14

Dominik Łuczyński, mieszkaniec Jasienicy Dolnej (gm. Łambinowice) wrócił kilka dni temu z Nairobi, gdzie wraz z kolegami wywalczył brązowy medal w sztafecie 4x100 metrów na mistrzostwach świata do lat 20 ustanawiając rekord Europy (38,90 s). Biało–czerwoni biegli w składzie Dominik Łuczyński, Patryk Krupa, Jakub Pietrusa i Oliwier Wdowik. W wywiadzie dla „Nowin” opowiada o swojej sportowej karierze, emocjonującym starcie w Afryce i planach na przyszłość.

„Nowiny Nyskie” - Masz zaledwie 19 lat, więc pytanie, jak zaczęła się Twoja sportowa kariera może zabrzmieć nieco dziwnie… Zapytam więc, kiedy i kto odkrył w Tobie talent lekkoatletyczny?
Dominik Łuczyński - To było w gimnazjum w Łambinowicach. Tadeusz Walczuk, który był moim wuefistą „pchał” mnie w kierunku lekkoatletyki, tylko że w biegi dłuższe 1-2 kilometrowe, a ja byłem po prostu szybki. Pod koniec szkoły powiedział mi, że wszyscy zawodnicy, którzy u niego trenowali, kończąc szkołę przestają trenować. Ja postanowiłem zrobić inaczej - postanowiłem skończyć, ale z piłką nożną i zająć się intensywniej biegami. Zadzwoniłem do kilku klubów we Wrocławiu. W pierwszym nikt nie odebrał, w drugim - w Wojewódzkim Lekkoatletycznym Klubie Sportowym, po 45 minutach oddzwonił trener. Opowiedziałem mu w czym się specjalizuję i jak wygląda teraz moje życie, po czym on powiedział, żebym przyjechał w środę na wieczorny trening. Kiedy się tam zjawiłem trafiłem w ręce wspaniałego trenera niestety już świętej pamięci, który zmarł rok temu – Tomasza Tłustochowskiego. I tak się zaczęło.

- Przeprowadziłeś się do Wrocławia mając 16 lat?
- Tak i zacząłem uczyć się w Husarzu – Głównej Wojskowej Szkole we Wrocławiu, w technikum logistycznym. Nie ukrywam jednak, że sport był dla mnie ważniejszy niż lekcje. Czasami uciekałem z lekcji, żeby iść na trening i zacząłem „kręcić” coraz lepsze wyniki. Bardzo przeżyłem śmierć trenera Tłustochowskiego, ale jego odejście było dla mnie jeszcze bardziej mobilizujące – chciałem mu udowodnić, że daję radę, że robię to coraz lepiej i robię to dla Niego. Wiele mu zawdzięczałem – obozy, zawody.
Z obecnym trenerem Kamilem Kobiałką, stawialiśmy sobie kolejne wyzwania – najpierw dostać się na mistrzostwa Polski, potem osiągnąć minimum umożliwiające start na mistrzostwach Europy, a potem na mistrzostwa świata. Po drodze były zawody lekkoatletyczne w Słubicach, w których pierwszy raz pobiegłem w czasie 10,54 s. To było COŚ i trener był bardzo zadowolony, a ja się cieszyłem, że zrobiłem minimum na mistrzostwa Europy, które odbyły się w Tallinie, w Estonii. Na mistrzostwach doznałem jednak lekkiej kontuzji co mnie wyeliminowało z biegu w sztafecie. Chłopcy przybiegli na metę czwarci i czuli niedosyt. Postanowiliśmy na mistrzostwach świata do lat 21 zgrać się lepiej, spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Niemal wszystkie treningi wykonywaliśmy wspólnie.

- Mistrzostwa świata, o których mówisz zakończyły się kilka dni temu w Nairobi. Egzotyczne miejsce. Jak wyglądały te mistrzostwa. Czy obecny klimat afrykański sprzyjał bieganiu?
- Przyjechał cały młody świat lekkoatletyczny oprócz USA, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Te kraje wycofały się ze względu na covid. Medycy złożyli protest, żeby więcej w tym miejscu nie odbyły się zawody tej rangi, chociażby z powodu trudności z dojazdem na stadion. Było chłodno, pora deszczowa. Temperatura sięgała 23-25 stopni. Dla sprinterów jest to dobry klimat, ale dla biegaczy długodystansowych już nie. To katorga, oni się tam dusili podczas treningów i samych startów.
Jeśli chodzi o covid to obostrzenia były straszne - co drugi dzień przeprowadzano nam test. Nie mogliśmy wychodzić poza teren hotelu. Namiastkę tego kraju mieliśmy tylko dzięki widokowi z okna hotelu, który rozpościerał się na safari i mogliśmy oglądać poruszające się żyrafy. Jednak o innej formie wychodzenia z hotelu musieliśmy zapomnieć. To był tylko przejazd z hotelu na stadion i z powrotem, a więc to były dwa tygodnie zamknięcia. Był też plus takiej sytuacji – bo świetnie zgraliśmy się nie tylko jako sztafeta ale także jako kadra. Ja osobiście nawiązałem współpracę z psychologiem, który pomógł mi walczyć ze stresem.

- I są tego doskonałe efekty – brązowy medal zaraz za drużyną z RPA i…
- W eliminacjach poszło nam wszystko świetnie. Startowałem jako pierwszy. Miałem najlepszy czas na swojej zmianie, a chłopaki dokończyli dzieła. Myśleliśmy na początku, że ustanowiliśmy rekord Polski, a w hotelu poinformowano nas, że po 21 latach pobiliśmy rekord Europy. Naszym założeniem było pobiec poniżej 40 sekund, a że wyszło 38,93 w eliminacjach… to radość była ogromna. Byliśmy bardzo zadowoleni. Między kwalifikacjami a startem finałowym mieliśmy dobę na regenerację. W dzień finału byliśmy zestresowani. Mogliśmy wyśrubować rekord Europy, bo były ku temu możliwości, ale trzecie miejsce też jest świetne.
- Jak chciałbyś, aby toczyła się dalej Twoja kariera?
- Przechodzę do kategorii U23, która istnieje tylko w Europie i dalej będę trenował sprinty.

- Masz jeszcze czas na inne zainteresowania oprócz sportu?
- Sport to jest to, czym żyję. W tym roku szkolnym będę zdawał maturę i jeszcze egzamin logistyczny. Dlatego cieszę się, że mistrzostwa świata były w tym roku, kiedy byłem w trzeciej, a nie maturalnej klasie. W czasie pandemii internat, w którym mieszkałem był zamknięty i prawie codziennie musiałem wstawać o szóstej, pociągiem jechałem do Opola, potem do Wrocławia, a wracałem do domu o godz. 21.00. Tak było przez kilka miesięcy. To było bardzo męczące. Rodzice jednak wynajęli mi stancję we Wrocławiu co znacznie ułatwiło mi życie. 

- Jakie jest Twoje marzenie sportowe?
- Zrobić z chłopakami minimum na igrzyska olimpijskie w Paryżu. To pułap, który teraz chcemy osiągnąć. Jeśli zdrowie dopisze, nie będzie kontuzji, to myślę, że nam się to uda.
- Dziękuję za rozmowę.


 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do