Reklama

Strażnik Grobu Pańskiego. Wywiad z franciszkaninem Włodzimierzem Mamalą

Nowiny Nyskie
05/06/2022 09:26

Rozmowa z o. Włodzimierzem Mamalą, franciszkaninem pochodzącym z Ratnowic, który przez ponad dwadzieścia lat pełnił duszpasterską posługę w Albanii, a od trzech lat należy do wąskiego grona braci będących strażnikami Grobu Pańskiego w Jerozolimie. 

„Nowiny Nyskie” – Dlaczego Ojciec został franciszkaninem?
O. Włodzimierz – Bo mamy w Nysie franciszkanów…. Znałem ich, chociaż wcześniej myślałem o seminarium w Nysie, ale potem widząc życie zakonne franciszkanów i poznając życie św. Franciszka zdecydowałem pójść tą drogą.
Powołanie przychodzi z góry. Jeśli ktoś chce iść taką drogą to Pan Bóg przełamie wszystkie jego opory. Ja czułem taki głos już w dzieciństwie. W szkole średniej często czytałem Pismo Święte. Święcenia przyjąłem w 1995 roku kiedy widać było, że system się zmienia, że nasz kraj się zmieni. Po święceniach krótko byłem w Gliwicach ucząc dzieci katechezy, ale już wtedy deklarowałem możliwość wyjazdu na misje. Okazało się, że jestem potrzebny w Albanii. Franciszkanie, którzy tam byli i którzy przeżyli komunizm sami nie mogli sobie poradzić ze względu na małą ilość i podeszły wiek. Szukano więc franciszkanów, którzy wzmocniliby ich.

- Na czym polegała praca Ojca? 
- Wszystko organizowaliśmy tam od początku. Enver Hoxha (od aut. albański premier komunistyczny) wszystko pozamykał, nie pozwolił wierzyć, nie pozwalał wyjeżdżać. Cała Albania była jednym wielkim więzieniem, z podwójnymi granicami, bez własności prywatnej. Tylko niektórym udawało się uciec przez zieloną granicę do Włoch, albo pontonami przez Cieśninę Otranto, ale to było bardzo drogie. Zazwyczaj było tak, że pierwsi z rodzin, którym udało uciec na Zachód pomagali tym członkom swojej rodziny, którzy zostali w kraju. Ta emigracja wzrastała stopniowo – im większej ilości Albańczykom udawało się wyjechać tym potem więcej szans na wyjazd pojawiało się przed kolejnymi.
Albania to teren górzysty, nie ma dużo ziemi do uprawy, a był to czas niezwykłego wzrostu demograficznego – z 1 miliona w krótkim czasie liczba mieszkańców Albanii wyniosła 3 miliony. Dlatego też Albańczycy zaczęli schodzić z gór do miast, w doliny.


- Albańczycy chcieli wierzyć? Wiara w Boga została im przecież zakazana… 
- Bardzo garnęli się do Kościoła, ale byli bardzo zeświecczeni. Przez 50 lat nie mieli możliwości uczestniczenia w nabożeństwie.
W latach dziewięćdziesiątych bardzo często budowane były w górach małe kościółki, ale potem ludzie bardzo szybko wyemigrowali i niektóre kościoły w górach zostały wybudowane tylko do połowy. Boom na „uciekanie z gór” był w latach dwutysięcznych. Młodzi chłopcy byli już za granicą, a rodzice schodzili z gór i na dole zajmowali - nie kupowali, a właśnie zajmowali - teren państwowy. W tych miejscach za przesłane pieniądze od dzieci budowali domy. Po roku 2010 zauważyli jednak, że coraz trudniej im utrzymywać rodzinę w Albanii, więc rodziców też zabierali do siebie.

- Kto więc został w Albanii?
- Naprawdę niewielu katolików. W tej chwili ok. 300 tys. Ta ogromna emigracja oczywiście nie dotyczyła tylko katolików. Prawie połowa Albańczyków mieszka poza granicami swojej ojczyzny. Niektórzy – ci, którzy zarobili na Zachodzie przyjeżdżają i inwestują w swoim kraju, chociażby w turystykę. Wielu bardzo ciężko pracuje, m.in. w USA, a niektórzy dorobili się w nielegalny sposób handlując narkotykami. W latach 90 pojawił się proceder, że oferowali za granicą pracę dziewczętom, a potem okazywało się, że to praca na ulicy. W samych Włoszech podawano, że w takiej sytuacji znalazło się 30 tys. Albanek. 

- Jak długo Ojciec pracował w Albanii?
- 22 lata. Zdrowie zaczęło odmawiać posłuszeństwa, bo nie były to łatwe warunki. Często do parafii w górach jechało się jeden dzień, zostawało tam jeden, dwa, lub trzy dni i znowu wracało przez jeden dzień. Wszystkie nasze klasztory znajdują się blisko miasta - na nizinie, blisko morza. Nadal w Albanii jest bardzo wiele wspólnot sióstr zakonnych czy innych zgromadzeń, które prowadzą chociażby szkoły dla dzieci.

- Jak to się stało, że Ojciec stał się strażnikiem Grobu Pańskiego w Jerozolimie?
- Franciszkanie pełnią tam posługę od czasów św. Franciszka – 800 lat. Sam Franciszek został przyjęty przez sułtana, który był pod wrażeniem jego wiary i pozwolił mu na podróżowanie po terenie zależnym od sułtana.
Święty Franciszek raczej dążył do pokoju między islamem a chrześcijaństwem – chciał doprowadzić do niego i żyć w nim. Św. Franciszek napisał do braci, że mamy nie nawracać, a żyć z wyznawcami islamu. Nawracanie skończyłoby się pewnie męczeństwem.
Od początku swojego powołania myślałem, żeby pojechać na misję właśnie do Ziemi Świętej, ale była potrzeba wyjazdu do Albanii i tak minęło ponad dwadzieścia lat. Zawsze była jednak myśl, że jeśli w Albanii już nie będę potrzebny to wyjadę do Ziemi Świętej. Po powrocie z Albanii przez rok byłem w kraju czekając tylko na wyjazd. Do Jerozolimy przyjechałem w 2019 roku. Wcześniej byłem tam tylko raz jako pielgrzym, ale i tak nie udało mi się odwiedzić wszystkich sanktuariów. Do dzisiaj zresztą tak jest. Nie byłem np. nigdy w Emaus, bo to jest za murem po stronie palestyńskiej.

- Jakie są obowiązki Ojca?
- Papież w XIV wieku przydzielił nam oficjalnie misję, że my franciszkanie, będący tam od wieków, mamy cały czas czuwać przy Bożym Grobie z ramienia kościoła katolickiego - sprawować liturgię i dbać o to miejsce. W samym Bożym Grobie są mnisi greccy, ormiańscy, koptyjscy, to ze strony kościoła wschodniego. Natomiast ze strony kościoła rzymskokatolickiego jesteśmy my franciszkanie. Różne były w ciągu tych wieków stosunki między innymi kościołami i mnichami.
W samej Jerozolimie mamy 5-6 klasztorów. Mamy bardzo dużą ilość sanktuariów, opiekujemy się nimi i przyjmujemy pielgrzymów. Poszczególne sprawy własności i praw każdego z wyznań chrześcijańskich, a także sposobu i warunków wypełniania obrzędów i liturgii na terenie bazyliki, regulują zasady status quo, a więc niezmienności.

- Jak to jest obchodzić święta Wielkanocy w Jerozolimie?
- Na ten czas przyjeżdżają pielgrzymi z całego świata. My zaczynamy ten wielki czas już w piątek przed Niedzielą Palmową. Wtedy jest bardzo uroczysta msza św. Z kolei w Niedzielę Palmową odbywa się wielka procesja z wioseczki Betfage, która znajduje się za Górą Oliwną. Główne uroczystości odbywają się w bazylice. Cała liturgia – msze, procesje, odprawiane są po łacinie. W Wielkim Tygodniu czytamy Mękę Pańską, odprawiamy msze święte. W Wielką Środę, w Wielki Czwartek i w Wielki Piątek mamy oficja ciemności. Wtedy śpiewa się psalmy. Oczywiście w Wielki Piątek odbywa się droga krzyżowa – począwszy od miejsca gdzie znajdowała się twierdza Antonia, a więc tam gdzie Pan Jezus został skazany na śmierć, gdzie przyjął krzyż. Droga krzyżowa kończy się na Kalwarii i przy Bożym Grobie.

- Ile osób bierze udział w tym nabożeństwie?
- Nasza droga krzyżowa rozpoczyna się o godz. 11.00 przed południem, a bierze w niej udział nawet kilka tysięcy osób. Policja zamyka wtedy wszystkie boczne dróżki, żeby nikt nie przeszkadzał. Zresztą nabożeństwa drogi krzyżowej odprawiane są przez cały Wielki Piątek, przez poszczególne grupy pielgrzymów. Ale tak jest praktycznie codziennie

- Stacje drogi krzyżowej w Jerozolimie są skromne…
- Tak, są skromnie oznaczone płaskorzeźbami. Najważniejsza jest Kalwaria, gdzie Pan Jezus umarł na krzyżu. 

- Droga krzyżowa rozpoczyna się przed południem?
- Takie jest status quo, a więc stan jaki był ustalony już w czasach tureckich – tak ustalono z patriarchatem greckim. Tego nie można zmienić. Każdy ma swój czas. Na szczęście Wielkanoc teraz mieliśmy tydzień przed prawosławnymi, ale w przyszłym roku będziemy mieli w tym samym czasie, więc będzie tłok.
Największe obchody są w Niedzielę Palmową - poświęcenie palm, procesja i uroczysta msza św. Obchody, które mamy w Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę odbywają się przez całe przedpołudnie. W mszy krzyżma, a więc w Wielki Czwartek, bierze udział ok. 300 księży. Wszystko odbywa się rano.
W Wielki Piątek mamy procesję pogrzebową na Kalwarii, bo bazylika Bożego Grobu nie obejmuje tylko grobu, ale także Kalwarię. Figura Pana Jezusa jest namaszczana, niesiona do grobu ze śpiewem i czytaniem ewangelii.
W Wielką Sobotę odprawiana jest bardzo długa liturgia słowa. Po południu mamy oficja ciemności. Śpiewamy psalmy, a całość trwa 4 godziny. Również w Wielką Sobotę odbywa się uroczysta procesja wewnątrz bazyliki. Wychodzimy wówczas z kaplicy ubiczowania i przechodzimy przez kolejne kaplice. Ta procesja trwa dwie godziny i w nocy jest jeszcze Wigilia.
Rezurekcja odprawiana bardzo wcześnie rano jest polską tradycją. W bazylice Grobu Pańskiego odprawiana jest ona o godz. 8.00 i jest oczywiście bardzo uroczysta.

- Kto może wziąć udział w tych uroczystościach? Wszyscy, czy też są jakieś zasady związane chociażby z bezpieczeństwem?
- Bardzo ciężko się dopchać, bo jest bardzo dużo pielgrzymów. Dla księży są bilety i duchowni muszą się rejestrować. W bazylice może zmieścić się 2-3 tysiące pielgrzymów. W tym roku greccy prawosławni w Wielką Sobotę, kiedy obchodzili święto świętego ognia mówili, że było nawet 10 tys. pielgrzymów. Trzeba dodać, że do bazyliki prowadzą tylko jedne drzwi. W tym roku policja wszystkich nie wpuściła tylko utworzyła sektory zewnętrzne. W czasie tych uroczystości wszyscy zapalają bowiem pęki świec wotywnych i tego ognia w kościele jest bardzo dużo, więc musi być też bezpiecznie. My posiadamy galerię, z której możemy je obserwować, chociaż obecnie trwa remont, który został wstrzymany na czas wielkanocny, pracownicy musieli się usunąć. Wyciągane są wszystkie kamienie z czasów bizantyjskich, są czyszczone, naprawiane. Przy okazji wykonywane są prace wykopaliskowe, kładziona jest nowa instalacja. 
Dodam, że w bazylice Bożego Grobu nie praktykuje się poświęcenia pokarmów. W czasie pandemii bazylika była zamknięta, wierni nie mogli do niej wejść. My byliśmy w niej zamknięci przez dwa miesiące. To był także czas Wielkanocy, ale oczywiście wykorzystaliśmy swój czas śpiewając przez cztery godziny psalmy, odprawiając mszę św. czytając ewangelię. 

- Jakiej narodowości są franciszkanie – strażnicy Grobu Pańskiego w Jerozolimie?
- Jest duża grupa franciszkanów, Arabów z Syrii, Iraku, z Libanu, Egiptu. Ich jest ok. 60. Jest też spora grupa Włochów, braci hiszpańskojęzycznych z Ameryki Łacińskiej. Polaków jest ponad 20. Nie wszyscy są w Jerozolimie, niektórzy są na Cyprze i na Rodos, bo te klasztory też należą do naszej kustorii.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka Groń 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do