
Tomasz Badur przeszedł 444 km górami, przemierzając m.in. powiat nyski. Mieszkaniec Piekar Śląskich Główny Szlak Sudecki pokonał w 268 godzin i 40 minut, czyli 11 dni 4 godziny i 40 minut. Zrobił to, żeby pomóc fundacji Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci. Pomimo zakończenia marszu zbiórka trwa nadal do 30 listopada 2022.
„Nowiny Nyskie” - Skąd pomysł na taką formę pomocy?
Tomasz Badur - Przejście Głównego Szlaku Sudeckiego (GSS), połączonego z akcją charytatywną i pomysł na taką formę pomocy narodził się w mojej głowie kilka lat temu. Wcześniej też myślałem nad różnymi formami pomocy dla potrzebujących. Uczestniczyłem w wielu zbiórkach i akcjach. Pewnego razu postanowiłem przejść w całości za jednym razem Główny Szlak Beskidzki, to aż 520 km. Samotna wędrówka sprzyja rozmyślaniu. Wtedy też zrozumiałem, że dobrze by było połączyć to z czymś pożytecznym i tak powstał pomysł, aby łączyć takie marsze z akcjami charytatywnymi. Od tamtego czasu postanowiłem, że każdy albo prawie każdy szlak długodystansowy będzie dedykowany na cele charytatywne i jak na razie trwam przy tej idei. Czas pokaże, czy zostanę przy tej formule.
- Dlaczego?
- Przez ludzi, ludzie różnie odbierają takie inicjatywy. Jedni z entuzjazmem i wspierają człowieka po drodze, pozwalają się przenocować, karmiąc nawet, wpłacają na zbiórkę, a inni wręcz agresywnie i z oburzeniem, „dlaczego znowu, ktoś na coś zbiera?”. Zachowują się bardzo nieprzyjemnie i wtedy jest to męczące i zastanawiam się czy powinienem to dalej robić, ale na razie się nie poddaję, bo tych pierwszych ludzi jest znacznie więcej i to krzepi serce i podnosi wiarę, że moja misja jest jednak słuszna.
Obecne przedsięwzięcie, to Główny Szlak Sudecki plasujący się na trzecim miejscu pod względem długości szlaków górskich w Polsce, liczący 444 km. Na pokonanie GSS mogłem poświęcić maksymalnie od 11 do 18 dni. Wędrówkę rozpocząłem 16.08.2022 o godzinie 5.10 w Świeradowie Zdroju, a zakończyłem 27.08.2022 o godzinie 9.50 w Prudniku co dało czas przejścia z odpoczynkami: 11 dni, 4 godziny i 40 minut. Choć jeśli ma się więcej wolnego czasu zachęcam do zostania na szlaku dłużej. Standardowy czas na przejście GSS wacha się między 20 a 26 dniami.
„Zachęcam do wsparcia patronowanej zrzutki, na ten cel, która znajduje się pod adresem: www.zrzutka.pl/z/ludziedrogi-gss
Taki dom będzie jedynym takim ośrodkiem na terenie całej zachodniej Polski. Obecnie zrzutkę wsparło już 32 osoby, a obecna kwota to 1436 zł.
Termin zrzutki został przedłużony i potrwa do 30 listopada 2022. Może znajdą się jeszcze jacyś ludzie z wielkim sercem. Liczy się każda złotówka. Proszę pamiętać, że z tego domu może skorzystać każdy potrzebujący nie tylko mieszkający w województwie dolnośląskim” zachęca Tomasz Badur.Zachęcamy do śledzenia Tomka na stronie LudzieDrogi.pl. Dzięki temu, razem przy kolejnych akcjach charytatywnych można osiągnąć jeszcze więcej pomagając innym.
- Czy to pierwszy raz, kiedy "poszedł Pan w Polskę"?
- Uprawiam turystykę górską już ponad 25 lat, wielokrotnie przechodziłem długie odcinki liczące 40-65 km dziennie. Przebywałem w różnych, czasami skrajnych warunkach pogodowych. W tamtym roku wziąłem udział w pierwszej, zimowej w historii próbie, przejścia niebieskiego szlaku długodystansowego Grybów-Rzeszów, zwanego również Szlakiem Karpackim. Niestety z uwagi na odniesioną kontuzję, idąc od Rzeszowa w ciężkich warunkach pogodowych, błoto, śnieg, mróz, drugi stopień zagrożenia lawinowego i słabą widocznością, śpiąc pod namiotem, po przejściu 250 km najdzikszej części szlaku, doszedłem do Wielkiej Rawki w Bieszczadach, tam musiałem zakończyć wyprawę. Nikt wcześniej przede mną nie podjął się tego wyzwania i nie przeszedł tego odcinka szlaku zimą. Przejście to było również połączone z akcją charytatywną dedykowaną Fundacji Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci w Rzeszowie.
- Komu uda się pomóc w tym roku?
- Główny Szlak Sudecki dedykowałem Fundacji Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci ze wskazaniem zbiórki środków na budowę Domu Opieki Wyręczającej. Takie domy, są to miejsca gdzie rodzice lub opiekunowie prawni, mają zapewnioną bezpłatną, krótkoterminową profesjonalną pomoc nad swoimi niepełnosprawnymi dziećmi. Chodzi często o sytuacje, w których takiej opieki nie mogą zapewnić rodzice np. z uwagi na zdarzenia losowe, hospitalizację, podreperowanie kondycji psychicznej. Więcej na temat Domu Opieki Wyręczającej można przeczytać na stronie hospicjum.
- Z jakimi reakcjami mieszkańców spotykał się Pan na trasie?
Reakcje były różne, większość była pozytywna, a sama akcja mile odbierana. Ludzie, z którymi rozmawiałem, jak dowiadywali się, że marsz jest charytatywny, wspierali mnie, nawet goszcząc mnie w swoich domach. Z tego miejsca chcę raz jeszcze serdecznie podziękować, wszystkim tym, którzy zaoferowali taką pomoc. Miałem też również skrajnie negatywne podejście do tej akcji. Zapamiętam je zapewne na dość długo, a miało miejsce w jednym ze schronisk, które miałem na swojej drodze. Trochę się to również kłóci z ideą dawnych schronisk górskich i w ogóle z duchem gór i braterstwa w nich. Cóż, świat idzie do przodu, tylko nieraz zastanawiam się czy obrał prawidłowy kurs, w niektórych miejscach zagościła w pełni już komercja nastawiona jedynie na zysk i nic po za tym. Po dawnych zwyczajach i przychylności dla ludzi z plecakiem, którzy przychodzili na jedną noc, pozostał jedynie stary szyld. Dodam tylko, że poszło jedynie o ideę akcji i zbiórki. Tego dnia byłem już naprawdę zmęczony, bardziej niż zwykle, nawet nie przebyłem dużo, bo jedynie 28 km. Usiadłem przed schroniskiem, aby jeszcze chwilę odpocząć, po czym zebrałem się i ruszyłem dalej. Cóż, wygrał mój honor i zasady, wygrał nad wygodą, ciepłem i suchym miejscem na nocleg. Bo nie można traktować tak drugiego człowieka. Uchodząc kilka kilometrów, pogoda zmieniła się diametralnie. Ulewny deszcz, silny wiatr i burza, która była już nade mną spowodowały, że dalsza wędrówka byłaby bardzo niebezpieczna. Jestem zawsze na tyle przygotowany, że bez problemu, sucho i w cieple spędziłem tą noc w zdewastowanym schronie na Zimnej Polance, niedaleko szczytu Rymarza.
- Jak wspomina Pan przejście przez powiat nyski?
- Dobrze wspominam to przejście. Szlak wiedzie niedaleko wzdłuż linii brzegowej zbiornika Kozielno. Jednym z najładniejszych miejsc na szlaku jest Paczków, a zwłaszcza rynek. Jest bardzo urokliwy z mnóstwem zabytkowych budynków i wież. Niegdyś to właśnie w Paczkowie GSS kończył swój bieg na stacji kolejowej. Po przejściu długiego płaskiego odcinaka wiodącego również po polach i brzegiem lasu pomału wchodzę w Góry Opawskie, ale przed nimi przechodzę przez Głuchołazy. Następnie wyruszam w kierunku Góry Parkowej, aby jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem osiągnąć schronisko pod Biskupią Kopą. Kolejnego dnia osiągnąłem szczyt Biskupiej Kopy, to najwyższy punkt Gór Opawskich. Do stacji kolejowej w Prudniku zostało już mniej niż 24 km. Na stacji PKP zakończyła się moja przygoda.
- Czy na trasie pojawiły się jakieś problemy lub coś niebezpiecznego?
- Z uwagi, że to dość długi „kawałek” drogi, to zawsze po drodze mogą zdarzyć się różne niespodzianki, choć tym razem idąc szlakiem nie miałem większych problemów. Zawsze jestem dość dobrze przygotowany. Mam ze sobą zawsze dobrze wyposażoną apteczkę, preparaty do uzdatniania wody, zestawy naprawcze, awaryjne schronienie.#
Dziękuję za rozmowę
Piotr Wojtasik
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wielki szacun.
Dziękuję. Zachęcam do wsparcia akcji charytatywnej i obserwowania w mediach społecznościowych >> https://www.LudzieDrogi.pl Pozdrawiam Tomek