Reklama

POWSTANIE WARSZAWSKIE – WYDARZENIA I LUDZIE

Nowiny Nyskie
01/08/2021 09:48

1 sierpnia obchodzimy kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. O godzinie 17:00 w Warszawie zatrzymają się na moment samochody i zawyją klaksony, a może i w naszym regionie ktoś wtedy przypomni sobie młodych powstańców ruszających do boju? Pewnie znów telewizje uraczą nas dyskusją o tym czy Powstanie miało sens, czy też jakby to w tym wszystkim miało jakieś znaczenie, jakbyśmy nie mogli skorzystać ze wzorów II RP, która dyskusję o celowości Powstania Styczniowego zostawiła wąskiej grupie ekspertów, a sama czciła uczestników tych wydarzeń nadając im stopnie oficerskie.

Szacunku już nie można było zadekretować, a ten był powszechny, np. każdy żołnierz w służbie czynnej, obojętnie starszy czy młodszy stopniem, musiał pierwszy oddać honory wojskowe napotkanemu weteranowi.

Na Woli – godzinę szybciej
Dlatego, nie wdając się w dyskusje z ekspertami, postaram się krótko opisać na tle walk w Powstaniu losy kilku młodych ludzi ze zgrupowania „Radosław”. Należałoby zacząć od tego, że zgrupowanie przyjęło swoją nazwę od pseudonimu dowódcy płk Jana Mazurkiewicza. Zgrupowanie to tworzyła elitarna Brygada Dywersyjna „Broda 53”, w skład której wchodziły min. w różnych okresach inne doborowe oddziały, takie jak: „Zośka”, „Miotła” czy „Parasol”. Powstanie dla nich rozpoczyna się nie, jak dla większości o godz. 17:00, lecz godzinę szybciej, a zadecydował przypadek: w miejscu siedziby Komendy Głównej AK była zlokalizowana pralnia chemiczna, a po rozlokowaniu się dowódców przybył tam samochód niemiecki po wyprane mundury. Samochód został ostrzelany, co z kolei wywołało interwencję pogotowia policyjnego i na odsiecz KG musiały przyjść plutony „Radosława” uwalniając oblężonych i rozpoczynając Powstanie na Woli o godzinę szybciej. 

Polacy mieli tutaj swoje punkty oporu w Szkole Powszechnej na rogu ul. św. Kingi i Okopowej oraz w Szkole Powszechnej na ul. Spokojnej, tocząc walki o cmentarze: Ewangelicki, Kalwiński i Żydowski. Niestety, po pierwszych powodzeniach (min. zdobyciu 3 czołgów niemieckich i uwolnieniu grupy ok. 350 Żydów z tzw. „Gęsiówki”) Powstańcy zmuszeni zostali do dramatycznej obrony, w trakcie której ginie m.in. „Kołczan” (Eugeniusz Koecher) biorący udział w konspiracji już od 1939 r. i mający przed Powstaniem na koncie m.in. akcję pod Arsenałem i w Sieczychach (ginie podczas niej „Zośka” - Tadeusz  Zawadzki). W Powstaniu nakazuje budowę pierwszej w Warszawie barykady, bierze do niewoli zastępcę komendanta SS w „Gęsiówce”. To właśnie jego zeznania, z których wynikało, że Niemcy planują zabić przetrzymywanych Żydów, spowodowała przyspieszone działanie Polaków i ich uwolnienie. 
8 VIII 1944 r. pluton „Kołczana” wezwany został na pomoc batalionowi „Parasol” (w „Parasolu” walczył wcześniej Krzysztof Kamil Baczyński. 
Parasol bronił Cmentarza Ewangelickiego. Niestety, brawurowy atak plutonu „Kołczana” nie zmienił sytuacji Polaków, a on sam poległ w walce.  Zgrupowanie „Radosław” walczyło w obronie Woli jeszcze 3 dni płacąc olbrzymią daninę krwi, jednak najdramatyczniejsze były okoliczności wycofania się do szkoły św. Kingi przy ul. Okopowej zwanej przez powstańców „Twierdzą”. Żeby tam się dostać, trzeba było przejść (a raczej przeczołgać się) przez kartoflisko, które znajdowało się pomiędzy dwoma szkołami. Niestety nie udało się to „Kubie” (Konrad Okolski). 

Danina krwi
Okolski wcześniej brał udział we wszystkich najgłośniejszych akcjach Szarych Szeregów. Podczas Powstania dowodzi III plutonem „Felek” z kompanii „Rudy” (nazwy kompanii i plutonów w baonie „Zośka” były przyjmowane od imion poległych wcześniej kolegów). 
Okolski od początku Powstania walczył na Woli. Poległ podczas odwrotu do szkoły św. Kingi. Nie chcąc nikogo narażać na niebezpieczeństwo sam starał się sprawdzić, czy możliwe jest przejście  przez ul. Kolską i wtedy otrzymał śmiertelny postrzał w głowę. To przejście nie udało się jeszcze kilku żołnierzom i wraz nimi jest dzisiaj pochowany. 
Udało się natomiast „Świstowi”. W czasie okupacji brał udział w słynnej akcji „N”, której celem była dezinformacja i sianie defetyzmu w szeregach niemieckich. Ukończył tajną podchorążówkę i uczęszczał do szkoły średniej na tajnych kompletach. W trakcie Powstania w plutonie „Felek” był dowódcą sekcji ckm przechodząc cały szlak bojowy zgrupowania „Radosław”. Strzelec wyborowy, który, jak sam wspominał w trakcie walk, „położył” na pewno 37 żołnierzy niemieckich. Po wojnie represjonowany, skazany na karę śmierci. Umarł w lutym 2009 r. otoczony powszechnym szacunkiem jako harcmistrz ZHP, chętnie zapraszany przez młodzież na różne uroczystości. Jak sam wspominał potem ten epizod Powstania, to przez pole, mogące mieć ok. 500–700 m, czołgał się kilka godzin do swoich na Okopowej, a i tak miał szczęście. Po drodze mijał zwłoki tych, którzy polegli – oni usiłowali biec i niestety był to zły wybór.
    

Starówka
Po wycofaniu się z Woli na Stawki (gdzie były olbrzymie magazyny zdobyte przez powstańców w pierwszych godzinach walki) zgrupowanie „Radosław” podporządkowane zostało grupie „Północ” czyli dowództwu obrony Starego Miasta, na czele którego stał płk Karol Ziemski („Wachnowski”). Jednym z najbardziej znanych epizodów była obrona świątyni pod wezwaniem Jana Bożego, w której znajdował się szpital dla psychicznie chorych oraz bardzo duży szpital powstańczy. W momencie, kiedy znalazł się on w bezpośrednim ogniu walk nastąpiła ewakuacja obu szpitali (niestety nie do końca – wielu rannych znalazło śmierć w gruzach świątyni). 
Moglibyśmy wymienić wielu bohaterów walk w murach św. Jana Bożego. Ja wybrałem tego, którego upamiętnia tablica na frontonie kościoła. Konstanty Kostka („Władek”) jako zbrojmistrz brał udział w wojnie obronnej Polski, a jego udział w konspiracji jest nie do końca znany. Prawdopodobnie był oficerem kontrwywiadu AK rozpracowując zdrajców i wykonując na nich wyroki śmierci (świadczą o tym dokumenty wystawione na nazwisko Włodzimierza Nowotnego odnalezione po śmierci Konstantego w skrytkach starej szafy przez jego syna Bogusława). Oficjalnie był podoficerem i skromnym zbrojmistrzem, ale w swoim udziale miał przygotowanie broni do najsłynniejszych akcji AK (m.in. zamach na Kutscherę, akcja pod Arsenałem), a w posługiwaniu się bronią szkolił wcześniej opisywanych przez nas bohaterów (również tych, których nazwiska i pseudonimy padną później), ale również „Rudego”, „Zośkę” czy „Alka”. W Powstaniu Warszawskim walczył na Woli, Starówce, z której kanałami przechodzi do Śródmieścia. Brał udział w walkach na Czerniakowie. Na ul. Okrąg zniszczył granatami czołg niemiecki zmuszając drugi do ucieczki, za co odznaczony zostaje krzyżem Virtuti Militari. Po przepłynięciu Wisły wraz z 1 DP dociera do Berlina. Po wojnie w LWP dosługuje się stopnia pułkownika. Umarł w 1988 r. w Warszawie.
    
Morro
Obrona Starówki ma wiele bohaterskich epizodów. Dramatycznym wydarzeniem była próba przebicia się oddziałów płk „Radosława” do Śródmieścia. Oddziały „Brody” miały przebijać się w trzech rzutach z Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej.  Na czele 2 kompanii batalionu „Zośka” w pierwszym rzucie idzie jej dowódca por. „Morro” (Andrzej Romocki). Był to jeden z najzdolniejszych dowódców młodego pokolenia Powstania Warszawskiego. Okazało się, że tego dnia, tj. 31 VIII 1944 r. tylko jego oddziałowi się powiodło. Sam był dowódcą w konspiracji już od sierpnia 1940 r. i doskonałym organizatorem. Dowodził akcją pod Sieczychami, w której poległ „Zośka”. Ze swoją 2 kompanią przeszedł cały szlak bojowy zgrupowania „Radosław”. Jednak w momencie przeskakiwania ul. Bielańskiej nikt nie myślał o dawnych zasługach. Mimo szalejącego ognia broni niemieckiej plutonom kompanii „Morro” udało się przebiec Bielańską i w szaleńczej walce zdobyć ruiny po drugiej stronie ulicy. Następnie przeskakują w krużganki  kościoła św. Antoniego i tu „Morro”, chcąc dodać odwagi obsłudze rkm, wraca po nią otrzymując przy tym bolesny postrzał w nasadę nosa. Powstańcy zdają sobie sprawę, że tylko im się udało i są odcięci. Wykorzystując zasłonę dymną wszyscy dostają się do krużganków kościoła św. Antoniego, gdzie odnajdują zwłoki 50 zamordowanych cywilów; kościół jest spalony i zbezczeszczony.
 Atak niemiecki zmusza do działania. „Morro” dociera do posesji na tyłach tzw. „Błękitnego pałacu” należącego przed wojną do Zamoyskich, a spalonego jeszcze w 1939 roku. Zapada decyzja, żeby dzień przeczekać w piwnicach domu, a w nocy spróbować przejść niemieckie pozycje w Ogrodzie Saskim do Śródmieścia . Panuje nieopisany upał, większość żołnierzy jest ranna, a Niemcy wrzucają do piwnic granaty ręczne (od śmierci ratują tylko wewnętrzne ścianki piwnic). W takich warunkach nikt nie mógł nawet pisnąć. Tak udało się doczekać do wieczora. Wtedy ludzie prowadzeni przez „Morro”  wyszli z piwnic, zdjęli opaski i pośród niemieckich barykad i posterunków przeszli na Śródmieście.  
Niestety, por. Romockiemu nie dane był doczekać wolnej Polski. Żołnierskie szczęście opuściło go 15 IX 1944 r., kiedy to prawdopodobnie ten kawaler krzyża Virtuti Militari i dwukrotnie Krzyża Walecznych omyłkowo został zastrzelony (ubrany był w niemiecką panterkę) przez żołnierza 3 DP im. R. Traugutta idącej z drugiego brzegu Wisły powstańcom na pomoc. 
Żołnierskiego szczęścia podczas przebicia zabrakło również majorowi „Janowi” (Jan Kajus Andrzejewski) uwielbianemu przez żołnierzy dowódcy „Brody”, o którym mawiano, że wręcz szczęście w boju zawsze przynosi. Przedwojenny oficer, saper, uczestnik obrony Warszawy w 1939 r., zaraz po jej kapitulacji czynny uczestnik konspiracji. Planował wiele akcji podziemia i uczestniczył w nich jako obserwator i to właśnie wtedy zdobył „renomę” tego, który ma szczęście w walce. W czasie Powstania jego dowodzenie nie polegało tylko na wydawaniu rozkazów. Często sam dowodził walką na najcięższych odcinkach frontu  (np. atak na pociąg pancerny na Woli). Tu niestety po przekroczeniu Bielańskiej (między Bielańską, a Senatorską),  licząc na to, że w całości jest ona w rękach żołnierzy „Morro”, wraz ze swoim sztabem wpadł na niezniszczone jeszcze stanowisko niemieckie. Zginęli wszyscy. Reszta „Brody” została wycofana i razem z większością powstańców ze Starówki przeszła kanałami do Śródmieścia. Następnie powstańcy z grupy „Radosława” przedarli się na Czerniaków rozpoczynając ostatni etap walk w formie zorganizowanego zgrupowania. Czerniaków – ostatnia reduta
Czerniakowa bronią powstańcy z dużą determinacją, ponieważ liczą na pomoc z drugiego brzegu Wisły – gdzie po zdobyciu prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy – Pragi - stacjonowały oddziały Armii Czerwonej, której dowództwo zwodziło Polaków obietnicą pomocy. Realnie udzieliły jej oddziały dowodzone przez płk. Zygmunta Berlinga; pozbawione jednak wsparcia ze strony radzieckiej poniosły ogromne straty i nie uratowały Warszawy. 
Znawcy tematyki Powstania Warszawskiego znają najważniejsze punkty oporu na ulicach: Rozbrat, Książęca, Okrąg, Wilanowska, Czerniakowska,  Zagórna. Walki trwały dosłownie o każdy dom. W końcowym etapie obrony powstańcy wraz ze wspomagającymi ich żołnierzami 3 DP przybyłymi z pomocą zepchnięci zostali nad sam brzeg Wisły. 21 IX 1944 r. Polacy tracą dom przy ul. Wilanowskiej 5, w którym znajduje się szpital powstańczy. Jak zwykle w takich przypadkach Niemcy nie oszczędzają rannych. Tuż po wkroczeniu mordują pierwszych 12 powstańców. W następnych dniach w podziemiach domu zastrzelili jeszcze 122 innych, bezbronnych, rannych żołnierzy. W ostatniej reducie na rogu ulic Wilanowska 1 i Solec 53 powstańcy w bezsilnej wściekłości przyglądają się temu nie mogąc nic zrobić! Jednym z zamordowanych był „Topolnicki” (Jan Misiurewicz). Był on dowódcą odrębnej kompanii „Topolnicki” w „Brodzie”, która zajmowała się przygotowaniem i naprawami broni. 
O samym "Topolnickim" powiedzieć możemy niewiele. W czasie Powstania ma stopień porucznika (pośmiertnie awansowany na kapitana), co wskazuje na służbę w armii II RP i wcześniejszy udział w konspiracji. 13 IX został ciężko raniony na ulicy Okrąg. Odznaczony krzyżem Virtuti Militari i dwukrotnie Krzyżem Walecznych.    

Epilog
Zepchnięci do rogu Wilanowskiej i Solec powstańcy liczą już tylko na ewakuację na drugi brzeg Wisły, gdy i to zawodzi obrońcy tej ostatniej reduty  postanawiają desperacko przebić się do Śródmieścia. Części pod wodzą „Jerzego” (Ryszard Białous) to się udaje. Niestety nie udało się „Słoniowi” (Jerzy Gawin) wręcz legendarnemu, opisywanemu już w „Kamieniach na szaniec”. W konspiracji już na przełomie 1939/1940 r. brał min. udział w akcji pod Arsenałem. Dowodził po śmierci „Kuby” plutonem „Felek”. Zawsze w pierwszej linii, wsławił się swoim odwrotem z Woli, kiedy wraz z grupą swoich przyjaciół wrócił do Powstania przez Puszczę Kampinoską. Na Czerniakowie, po opuszczeniu ostatniego punktu oporu przebija się grupa na czele której idzie „Słoń”. Natyka się na opór niemiecki. Rzucone wiązki granatów go przełamują. Niestety, jedynym poległym jest właśnie „Słoń” (po wojnie nie udało się odnaleźć jego ciała i grób na Powązkach jest symboliczny). Jerzy Gawin był podporucznikiem czasu wojny, odznaczonym krzyżem Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyżem Walecznych.
    W tym krótkim artykule chciałem przedstawić tragiczne losy tylko niewielkiej grupki powstańców ze zgrupowania „Radosław” na tle wydarzeń, w których brali udział. Jeszcze wielu z nich zasługuje na wspomnienie, może uda się to zrobić przy okazji następnych artykułów? Jednak myślę, że  choć w niewielkiej części udało mi się oddać im hołd i udowodnić postawioną na początku artykułu tezę, że należy skupić się bardziej na oddaniu czci żyjącym jeszcze bohaterom, niż na dyskusjach co do celu i sensu powstania. Cześć i chwała bohaterom!

Jacek Muziewicz https://jacekmuziewicz.pl.tl/
Ps. Ten tekst nie mógłby powstać, gdyby nie pomoc Pana Bogusława Kostki, syna Konstantego Kostki, któremu za to serdecznie dziękuję!

Żródło: archiwum "Nowin Nyskich"


 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    aniela - niezalogowany 2021-08-01 15:47:34

    cześć i chwała na wieki

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Momn - niezalogowany 2021-08-08 21:47:20

    Chwała walczącym i niestety ginącym, ale decyzja generałów o Powstaniu Warszawskim była irracjonalna i skazująca młody kapitał Polski na zagładę. I jak miasto ucierpiało! To prawda. Miasto zostało zniszczone w 85 procentach! A ile młodych żyć straconych! Zbrodniarze Ci dowódcy AK. A PiS nadal w obłudzie i kłamstwie, które Polakom wmawia !!!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do