Reklama

Stan wojenny. Noc, w której zdeptano nadzieje 

Nowiny Nyskie
13/12/2021 09:05

16 miesięcy legalnej działalności Solidarności było okresem prawdziwej wolności. To znaczy – wolności duchowej, wewnętrznej. Pomimo komunistycznego otoczenia – wewnątrz byliśmy naprawdę wolni i solidarni.  Odbudowywaliśmy mozolnie zręby społeczeństwa obywatelskiego – wzajemna troskę o to by była sprawiedliwość w podziale dóbr, o to by instytucje państwa działały dobrze i w interesie obywateli, o prawdę. Zniknął strach, zniknęło krętactwo i korupcja charakterystyczna dla późnych rządów Gierka. 

Ba, w czasie sierpniowego strajku w Gdańsku, w ciągu dwóch tygodni spadła przestępczość na ulicach. Złodzieje nie kradli, bandyci zawiesili rozboje. Wszyscy stawaliśmy się szlachetniejsi. Potem próby budowania programów gospodarczych, takich żeby pogodzić państwową formę własności fabryk ze sprawnym zarządzaniem. W środowisku Solidarności najbardziej były popularne poglądy bliskie demokratycznej formie socjalizmu. Planowaliśmy wzmocnienie rad pracowniczych w przedsiębiorstwach państwowych, potem przejście do akcjonariatu pracowniczego na wzór amerykańskiego ESOP-u  - czyli planu własności pracowniczej . 

Nie było żadnego ekstremizmu, żadnych planów ‘”obalania władzy”. To partia komunistyczna z jej aparatem  zagrożonym w swoich podstawach zaogniała sytuację. Głównie nakręcał napięcie aparat centralny – na dole – o czym być może wielu dzisiejszych kombatantów nie chce pamiętać, współpraca była poprawna. Najlepszym dowodem tej współpracy było wspólne zorganizowanie przez nyską Solidarność i Miejsko-Gminny Komitet PZPR obchodów robotniczego święta 1 Maja. Obchody odbyły się na stadionie miejskim (Stadion Stali) – przemawiał pierwszy sekretarz KM-G PZPR Władysław Dyrka, a potem ja młody demokrata mówiłem z głowy przez piętnaście minut o konieczności szanowania praw człowieka, o tym że nie ma być więźniów politycznych, że państwowa własność fabryk musi służyć społeczeństwu. Zbierałem gorące oklaski zgromadzonej publiczności, a pod wszystkim co wówczas mówiłem podpisałbym się i dzisiaj. 
Potem 3 Maja zrobiliśmy wspólnie z koncesjonowana partią –Stronnictwem Demokratycznym publiczną mszę św. na nyskim rynku, którą odprawił śp. Prałat Józef Kądziołka, a przemówienie po mszy wygłosił Mec. Jan Piątkowski (potem w r. 1992 minister w rządzie Suchockiej. 
Prałat Kądziołka jak to dobry gospodarz załatwił wówczas u władz miasta zgodę na wmurowanie w dzwonnicę metalowego krzyża, a ja załatwiłem mu że krzyż wykonali mechanicy w Cukrach Nyskich.
Były to pierwsze publiczne obchody święta 3 Maja w Nysie po wojnie, ludzie ze łzami dziękowali nam za to.
Powoli, mozolnie odbudowywaliśmy narodową pamięć, wypełniali „białe plamy”. W siedzibie miejskiej Solidarności funkcjonowała biblioteka z książkami wydawanymi poza cenzurą, z londyńskimi wydaniami historii politycznej Poboga-Malinowskiego, z powieściami zakazanego Orwella, Durrenmatta i innych. 

Kurs się zaostrza
Jednak w okolicach sierpnia 1981 r. władze centralne partii zaostrzyły kurs. Na początku wakacji w powielarni nyskiego MKZ NSZZ „Solidarność” (Międzyzakładowy Komitet Założycielski) w Nyskim domu Kultury opolska Służba Bezpieczeństwa przeprowadziła rewizję szukając wydanych przez nas „Raportów katyńskich”. Znaleźli matryce i postawili mi zarzuty. Na początku grudnia zaczęli ans w tej sprawie wzywać na przesłuchania. Odmawialiśmy, ale w końcu 1 grudnia siła zatrzymali Leszka Foltyna. Protestowaliśmy, ale było widać, że gdzieś tam w górze zapadła decyzja i rozwiązaniu problemu Solidarności siłą. 
Jeszcze pod koniec listopada udało na się zorganizować trzydniowe koncerty śp. Maćka Zembatego, na które waliły tłumy. Zembaty śpiewał swoje antysystemowe ballady – w tym jakże do dziś aktualną piosenkę „Sejm kalek”. Ludzie kupowali bilety, sala domu Kultury Fabryki Samochodów Dostawczych wypełniona była po brzegi, a wieczorem biesiadowaliśmy albo w Lazurowym, albo u Zbyszka Zająca. Zembaty wówczas śpiewał prywatnie Cohena i swoje ballady z folkloru więziennego – z których pisał swoją pracę magisterską. Nagrania z tych prywatnych koncertów pewnie osiągnęłyby dzisiaj niezłą cenę na rynku kolekcjonerskim. 

Oczywiście cały czas rozwiązywaliśmy życiowe problemy naszych załóg , a całe to życie kulturalne i obchody rocznic narodowych organizowane były poza klasyczną działalnością związkową. Nasz region był jak na tamte czasy niewielki. MKZ NSZZ „Solidarność” Ziemia Nyska – taka była oficjalna nazwa - liczył sobie 21 tys. członków.  Takich małych regionów w skali kraju było coś ze cztery. Jednak świetnie dawaliśmy sobie rade finansowo mając wzorowo zorganizowana działalność. Siła nabywcza ówczesnej złotówki w porównaniu z dzisiejszą wynosiła może jak 1:2 czy 1:3 (10 tys. to była bardzo dobra pensja gdzieś na poziomie dzisiejszych 5-6 tys.). Kiedy nastał stan wojenny na koncie bankowym MKZ Nysa znajdowało się prawie 3 mln złotych czyli mniej więcej na dzisiejsze ceny ok. miliona. Kiedy wiec na jesieni 1981 r. komuniści spowodowali wymiecenie z rynku towarów, zastanawiałem się poważnie nad kupieniem nyskiej rzeźni i prowadzeniem przez MKZ działalności tak, by załogom dostarczać świeże wędliny poza oficjalnym kanałem dystrybucji na kartki.

Byliśmy młodzi, pełni entuzjazmu, pełni pomysłów. Chcieliśmy niepodległości ale także rozumieliśmy, że żądnych powstań nie będziemy urządzać, że prowadzimy spokojną, pokojową walkę przekonując nawet tych, którzy stali po drugiej stronie barykady – do naszych racji. Zresztą tam też mieliśmy sojuszników. Wśród milicjantów w Polsce powstały niezależne związki zawodowe. Wrzało w wojsku, w partii powstawały tzw. „struktury poziome”, które wbrew centralnemu kierownictwu dogadywały się z „Solidarnością” i żądały demokracji i zmiany systemu.
Potem w stanie wojennym, spotkałem w więzieniu w Grodkowie dwóch działaczy takich „struktur poziomych” z wrocławskiej organizacji partyjnej w ELWRO – Tomka Olejniczakowskiego i Jurka Jankowskiego. Ten ostatni był nawet delegatem na IX zjazd PZPR. Potem w więzieniu służył do mszy św. i pamiętam, jak w lutym 1982, nauczyłem chłopaków z mojej celi „Pieśni Konfederatów barskich”  i kiedy podczas niedzielnej mszy na więziennym korytarzu huknęliśmy „Nigdy z królami nie będziem w aliansach, nigdy przed mocą nie ugniemy szyi…” to Jurek Jankowski, delegat na zjazd partii komunistycznej służący za ministranta biskupowi, który mszę odprawiał, płakał. Taki to był w Polsce komunizm, i tacy komuniści.

Wojskowe rozpoznanie
Zanim Jaruzelski wprowadził zamach 13 grudnia, puścił w teren „zwiadowców”. Ruszyły grupy wojskowych inspektorów, którzy badali sytuację w fabrykach (które potem mieli pacyfikować), ale też na szczeblu regionalnym działacze Solidarności dostali propozycję negocjacji w celu zawarcia „Porozumienia Narodowego” . W negocjacjach uczestniczyli przedstawiciele PZPR, „partii sojuszniczych” czyli Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego, a prowadził je przedstawiciel wojska. W  Nysie był to płk. Poklepa. 
My oczywiście nie odrzuciliśmy propozycji rozmów, ale przedstawiłem nasz punkt widzenia, że owszem porozumienie tak, ale więźniowie polityczni muszą być zwolnieni, musi być wolność słowa i żadnych politycznych represji. Płk. Poklepa miał inne wytyczne, ale negocjacje prowadziliśmy w zgodzie. Kilka lat temu płk. Poklepa odwiedził mnie  i przypomniał tamte czasy – też wspominał dobrze nasze spotkanie. 
Pisze o tym, bo jestem przekonany, ze gdyby nie wytyczne z góry, my tu na dole dogadalibyśmy się i z lokalnymi działaczami PZPR, wśród których było wielu porządnych ludzi, dobrych działaczy gospodarczych i z lokalnymi dowódcami wojska a nawet z lokalnym aparatem partyjnym. 
Niestety Jaruzelski – człowiek słaby, bez charakteru, bez wiedzy – uległ warszawskiemu aparatowi partyjnemu, tym różnym Siwakom, Urbanom i innym i wybrał rozwiązanie siłowe. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 do drzwi związkowych działaczy zapukali milicjanci z funkcjonariuszami SB.

Polacy zostali postawieni przeciwko sobie. 
Potem stopniowo represje wykopywały coraz głębszą przepaść między dwoma częściami naszego Narodu. A taka sytuacja zawsze ma tendencje do samoczynnego „nakręcania się”. My nienawidziliśmy donosicieli, tych którzy nas tłukli pałkami, tych którzy nas aresztowali, a oni nas – Solidaruchów. 
Chociaż oczywiście po dwu stronach barykady byli ludzie, którzy starali się zachować przyzwoicie. W kwietniu 1982,  po awanturze w Kamiennej Górze klawisze odmówili zastosowania wobec nas siły, władze więzienne ustąpiły i zrezygnowały z rewizji naszych bagaży, a jednocześnie zobowiązały się do zawiadomienia rodzin, gdzie zostaliśmy przewiezieni. 
Kiedy wychodziliśmy z cel, stanęliśmy w szeregu i zaśpiewali nasz hymn – pieśń internowanych żołnierzy polskich z 1939 r. w Rumunii: „O Panie który jesteś w niebie…” klawisze z Kamiennej Góry stanęli w szeregu na baczność, pościągali czapki z głów i płakali. Sam to widziałem. Ci luzie wiedzieli, że nie jesteśmy przestępcami, że walczymy o sprawiedliwą Polskę także dla nich.
Podobnie było potem w Głogowie, gdzie po pierwszych starciach, kiedy odmawialiśmy poddawania się rewizjom, klawisze ustąpili, widzenia dostawaliśmy bez ograniczeń kiedy rodzina przyjechała, a pod celą nr 14, w której drukowaliśmy ulotki i znaczki obozowej poczty, stał klawisz i pilnował żeby nikt niepowołany nie wszedł. Potem ostrzegli nas przed generalnym kipiszem (rewizją), która zaplanowały władze wyższe.  W rezultacie – kiedy obóz był likwidowany -  komendant dostał na pożegnanie od internowanych pamiątkowy krzyżyk z rozpiętym na nim orłem, wycięty pracowicie pod celą przemyconym pilnikiem.

Represje
Jednak więzienie – pomimo tego, że jakoś wywalczyliśmy sobie tam jakąś swobodę – było czymś parszywym. W ogóle – sytuacja, gdy 10 tys. młodych, wykształconych ludzi, patriotów, którzy działali dla dobra Ojczyzny, dla dobra społeczeństwa wsadza się za kraty – jest czymś parszywym.  Te biedne nasze żony, które wędrowały setki kilometrów, żeby czasem kilka dni czekać na widzenie, matki przeżywające uwięzienie swoich synów, rodziny, przyjaciele którzy zostali po tamtej stronie więziennego muru – to był właśnie stan wojenny. A do tego najdurniejsze pomysły wojskowych, że można zarządzać gospodarką za pomocą rozkazów, kompletny bałagan jaki stan wojenny spowodował, to wszystko było czymś niebywale archaicznym, jakimś zacofaństwem durnia w generalskim mundurze i jego otoczenia. Świadczyło też o całkowitej słabości partii, która zgodziła się na oddanie generalskiej stupajce rządów.
My co prawda przeżyliśmy swoje za kratami, padły tragiczne ofiary stanu wojennego – zabici górnicy z „Wujka”, zastrzeleni demonstranci z Lubina, ks. Popiełuszko i wielu innych. Ale oprócz tych bestialstw jawnych wyrządzono nam wszystkim szkodę znacznie większą. Zdeptano nadzieję. I kiedy piszę „nam” to mam na myśli nie tylko nas – prześladowanych, wsadzanych bez wyroków do więzień, bitych. Ale też myślę o tych naszych rodakach, których zmuszono by byli prześladowcami.  Oni też są ofiarami stanu wojennego! Może jeszcze większymi niż my. My – do końca naszych dni będziemy mieli satysfakcję, żeśmy wówczas wypełnili swój obowiązek, żeśmy byli po dobrej tronie. Oni – zostali wepchnięci w rolę, z której do końca życia będą musieli się – przed sobą,  przed własnym sumieniem tłumaczyć i wstydzić. I o ile my możemy wielkodusznie wybaczyć, to właśnie oni temu draniowi Jaruzelskiemu nie powinni wybaczyć nigdy.
Janusz Sanocki w 33 rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Nysek. - niezalogowany 2021-12-13 09:27:36

    Pamiętamy! Cześć ich pamięci.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Smutny - niezalogowany 2021-12-13 11:23:16

    A teraz taki kaczyński et consortes znów zabierają Polakom radość, nadzieję, a za chwilę może i wolność! Nóż się w kieszeni otwiera!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • koronawirus - niezalogowany 2021-12-13 14:51:31

    A mnie się pistolet sam odbezpiecza.

    • Zgłoś wpis
  • Solidaruch - niezalogowany 2021-12-13 18:53:34

    Jak jesteś z Kasty to słusznie się czujesz

    • Zgłoś wpis
  • Nysek. - niezalogowany 2021-12-14 09:30:38

    Zastanawiam się - Smutny czy głupi.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Wax - niezalogowany 2021-12-13 12:09:46

    Smutny spokojnie pogonimy pisiorów od władzy Polaka wróci do normalności a Polacy zaczną ze sobą normalnie rozmawiać .

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • stefek i wandzia - niezalogowany 2021-12-13 19:05:21

    szparagi, korupcja, złodziejstwo, krętactwo to nie normalność....

    • Zgłoś wpis
  • obserwator - niezalogowany 2021-12-14 09:31:53

    POgonoć to sobie możesz świnie bo nic innego nie POtrafisz.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    stefek i wandzia - niezalogowany 2021-12-13 15:18:14

    nyskie ptysie to nie PiS odbiera wam wolność..... po/zsl/sld robi z was szparagowych parobków i opiekunki......... praca za 12 pln i do emerytury(?) albo i dłużej ............ zapomnieliście już jak było...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • smutny - niezalogowany 2021-12-13 15:47:21

    Nie, tylko my obserwowaliśmy, jak było naprawdę, a nie wedle pisiorskiej propagandy, a poza tym myślimy!

    • Zgłoś wpis
  • anty głupek - niezalogowany 2021-12-13 17:35:49

    I myślicie, że fajnie wam wyszedł ten wpis?

    • Zgłoś wpis
  • obserwator - niezalogowany 2021-12-14 10:55:43

    Smutny - tylko się nie POpłacz dziewczynko.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Opol - niezalogowany 2021-12-14 09:33:48

    Smutny- byłeś komuchem i takim POzostaniesz.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • smutny - niezalogowany 2021-12-14 10:38:46

    Ja na pewno nie byłem. Wtedy i nadal myślę! A ty byłeś, jesteś i będziesz mentalnym komuchem z IQ 0 !!!

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Nysek. - niezalogowany 2021-12-14 09:51:04

    Nysa to w 60 % komuchy. Pozostałość po 3 jednostkach wojskowych. Będziesz na nich pluł to powiedzą, że deszcz pada. Tak więc jakikolwiek dialog z nimi jest bezsensowny.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nowinynyskie.com.pl




Reklama
Wróć do